Caroline
Wpatruję się w piętnaście żółtych róż, pomieszanych z czerwonymi. Zaczynam je przeszukiwać, robię to tak dokładnie na ile potrafię. Pragnę się w końcu dowiedzieć, kto to wszystko podrzuca. I dlaczego ja? Nie jestem żadną wyjątkową osobą, jestem tylko zwyczajną dziewczyną z psychicznego domu. Nikim więcej. Nikt nie powinien na mnie spojrzeć, a tym bardziej coś mi podrzucać.
Oddech mi przyspiesza, kiedy w moich dłoniach pojawia się karteczka, wpatruję się w nią jak zahipnotyzowana. Nie wiem ile tak patrzyłam, ale zaczęłam dostrzegać na papierze ledwo widoczną krew. Karteczka wymsknęła się z moich dłoni, mimo, że jej upadku nie dało się usłyszeć, to ja go doskonale słyszałam, odbijał się echem w mojej głowie przez długie chwile.
Biorę głęboki oddech, i chwytam papier, rozwijam go. W momencie przeczytania zawartości, zapominam jak się oddychało. Nie umiałam wziąć nawet małego oddechu.
Usłyszysz coś - nigdy się nie odwracaj, Calineczko.
Na początku myślałam, że to tylko głupie żarty. Że ktoś chce się ze mnie pośmiać. A teraz? Boję się wziąć oddech. To wszystko zaszło już za daleko. Musi się to skończyć, tak nie może być, muszę coś z tym zrobić.
3..
2.. - za moimi plecami słyszę skrzypienie paneli..
1.. - czuję czyjąś obecność.
Kątem oka wypatruję telefonu, leży niedaleko. Wszystko potem dzieję się pod impulsem, chwytam urządzenie w dłoń, i ściskam tak mocno, że mogłoby się zepsuć. Odwracam się. Ale nie patrzę w kierunku odgłosu, tylko tak po prostu wybiegam z mieszkania z telefonem, oraz karteczką..
Staję przed wejściem do bloku, przeciskam telefon do piersi, ciężko dysząc. Rozglądam się dookoła, ciągle przechodzą ludzie, patrzą się na mnie jak na jakiegoś kosmitę. Trochę im się nie dziwię, bo przecież stoję bez butów, bez żadnego płaszcza przed blokiem, ciężko dysząc. Przechodzi mnie gęsia skórka, z każdą następną sekundą, było mi coraz zimniej.
Wzięłam głęboki oddech, a potem następny, i kolejny. Kiedy już udało mi się unormować oddech, i w miarę uspokoić, wykręciłam numer policji. Już po sekundzie połączono mnie.
- Halo, policja..
- Dostałam przed chwilą karteczkę z krwią! - krzyknęłam, przerywając kobiecie po drugiej stronie. - Ktoś jest w moim mieszkaniu! - osoby przechodzące patrzyły na mnie, lustrując dokładnie całą moją sylwetkę, a potem szeptali coś do swoich towarzyszy. Jedną dłonią zakryłam trochę swojego brzucha. Nie mogłam uwierzyć, że wybiegłam w tak obcisłej bluzce, i to przed blok gdzie było pełno ludzi. Nawet zaczęłam żałować, tego telefonu na policję, zaczęłam żałować, że wybiegłam. Mogłam tego nie robić. Każdy na mnie patrzył tym oceniającym wzrokiem, a ja znów byłam piętnastolatką w liceum.
- Jest pani pewna? Może coś się pani..
- Jestem pewna!
- Jeśli nic nie znajdą w mieszkaniu, to pani dostanie mandat. - nie przemyślałam tego, nie mam aż tyle pieniędzy by pozwolić sobie na jakiś mandat. - Mam ich wezwać do pani? - dodała kobieta. Zaryzykować czy jednak nie? Nie wiem. Co ja mam zrobić? Co jeśli mi się tylko przesłyszało?
- Nie. - w końcu decyduję się, nie wzywać policji. - Przepraszam za kłopot, dobranoc. - naciskam czerwoną słuchawkę, telefon wkładam do kieszeni spodni. Zakrywam brzuch rękami.
Może jednak źle postąpiłam? Mogłam zaryzykować, co jeśli tam wrócę, i kogoś zastam? Nie mam nic do stracenia.. to prawda.. Ale..
Moje przemyślenia przerwał czyjś głos, jego głos.