Rozdział XV

191 8 1
                                    


Patrzyłam z obrzydzeniem, jak dotyka Nadię coraz śmielej, starając się przy tym patrzeć jej w oczy. Uśmiechał się lubieżnie, sunąc dłonią po jej udzie tam i z powrotem kreśląc wzory. Wtedy jego wzrok padł na mnie, na ustach zagościł mu przebiegły uśmiech. Momentalnie, złość i nienawiść opanowały całe moje ciało. Ruszyłam w stronę tego ludzkiego śmiecia, jednak zostałam od razu zatrzymana przez czyjąś rękę.

-Nawet o tym nie myśl- warknął Seth, łapiąc mnie za przedramię.-Narobiłaś mi już wystarczająco dużo problemów, nie pogarszaj naszej sytuacji.

-Czy ty nie widzisz, co on robi?- zapytałam, wyrywając przy tym swoją rękę.

Jego dotyk wciąż palił.

-Nikogo to nie obchodzi, to tylko jakaś dziewczyna, nic nie znaczy. Rozejrzyj się, czy widzisz, żeby kogokolwiek to obchodziło?

Spojrzałam na ludzi wokół. Nikt nawet nie patrzył w ich stronę, każdy zajęty był rozmową. Zobaczyłam matkę stojącą przy schodach w grupie innych kobiet, jedna z nich zerknęła na Nadię, ale momentalnie odwróciła wzrok. Nikt nie widzi. Nie. Nikt nie chce tego zobaczyć. Każdy boi się o swoją pozycję. Egon jest dla nich zbyt silny i specjalnie wybiera sobie słabe ofiary.

Kiedy zapytałam się o niego Mary, mówiła mi różne straszne historie o młodych dziewczynach ze słabych rodzin, które trafiały do jego domu i wychodziły z niego wyglądające jak wrak człowieka. Czasami nawet nie wychodziły. Wynoszono je w czarnym worku. On nie zabijał, czekał, aż same odbiorą sobie same życie.

-Nie rozumiem, jak można być tak złym człowiekiem- powiedziałam do Mary.

-Podobno miał nienormalną matkę. Sypiała z kim popadnie, ojca nie było w domu, a ona po pijaku znęcała się nad dziećmi. W końcu któryś z jej licznych kochanków ją zadźgał.

Obrzydliwe. Całe to zakłamane towarzystwo jest obrzydliwe.

-Eden. Mówię do ciebie.

Stalowoszare spojrzenie Setha starało się mnie przeszyć, jednak ja dalej byłam w zbyt dużym szoku, żeby to zarejestrować. Mój wzrok przenosi się na Nadię, a ta wciąż patrzy na mnie z błagalnym wyrazem twarzy, zaczynam dostrzegać pierwsze łzy spływające po jej twarzy. Ręce Egona są w tym momencie po zewnętrznej stronie jej ud, ma podwiniętą sukienkę. Żołądek ściska mi się w mały supeł, kiedy widzę jak jego ręka porusza się do przodu i do tyłu.

-Eden.

Seth zasłania mi rozgrywającą się nieopodal scenę bólu i rozpaczy. Nie jestem w stanie się ruszyć. Strach sparaliżował całe moje ciało. Wciąż patrzę się w ten sam punkt. Seth mówi coś do mnie, ale jedyne co mogę usłyszeć to mój własny oddech i szum.

Na niebie pojawiły się ciemne burzowe chmury, zasłaniające słońce.

Jego dłoń chwyta mnie za policzki i podnosi moją twarz do góry, co przywraca mnie do rzeczywistości. Dotyk nie jest taki jak wcześniej, robi to delikatnie.

-Eden, proszę cię- mówi, patrząc mi prosto w oczy.

Widzę, że jest zestresowany, ma rozszerzone źrenice i napięte wszystkie mięśnie.

-Chodź stąd. Pojedziemy gdzieś, możemy pojechać gdziekolwiek zechcesz. Chciałabyś zobaczyć się z Anną?- mówi, chwytając mnie za rękę i ciągnąć za sobą.

Jak pies podążam za nim. Chcę stąd uciec, chcę jak najszybciej stąd uciec. Odwracam się jeszcze raz w kierunku Nadii. Dziewczyna zaczyna odpychać Egona, próbując przy tym wstać, jednak on jest o wiele silniejszy. W końcu się denerwuje i wstaje, łapiąc przy tym Nadię za włosy, a następnie zaczyna ciągnąć ją w stronę posiadłości.

Świat na chwilę się zatrzymał. Zdenerwowany Seth ciągnący mnie do wyjścia, śmiejący się ludzie wokół, którzy starają się nie patrzeć, błagająca o pomoc Nadia. Nagle wszystko wydało mi się nierealne, a może to ja jestem nierealna? Dlaczego tylko dla mnie to wszystko jest chore i złe?

Łapię kontakt wzrokowy z dziewczyną i w tym momencie wyszarpuję się Sethowi i zaczynam biec w jej stronę. Słyszę jego wołania, ale nie oglądam się za siebie. Kiedy tylko dobiegam, łapię trzymającą włosy Nadii rękę Egona. Ten zaskoczony odwraca się, a ja z całej siły uderzam go z pięści w twarz. Adrenalina krąży w moich żyłach, a jej poziom podnosi dodatkowo mała strużka krwi cieknąca z nosa tego zwyrodnialca.

Natychmiast szarpię dziewczynę do tyłu i staję między nią a mężczyzną.

-Nie sądziłem, że możesz być aż tak głupia- mówi, ocierając krew z twarzy.-Tego ci nie daruję ty mała głupia dziwko, podpisałaś właśnie pakt na pewną śmierć.

Na jego twarzy widzę ten sam sadystyczny uśmiech, co za pierwszym razem. To był jego cel. Chciał mnie sprowokować albo upodlić. Obie te rzeczy wyszłyby mu na dobre. Zemsta za pomoc Annie. Kiedyś pożałujesz, że się urodziłeś, dopilnuję tego.

-Nadia. Uciekaj- mówię, nie odwracając się przy tym w jej stronę.

Wciąż utrzymuję kontakt wzrokowy z Egonem i czekam na jego następny ruch. On nie odpuści tak łatwo.

-Nie waż się ruszyć- mówi, patrząc za mnie.

Delikatnie odwracam głowę, żeby sprawdzić stan dziewczyny. To był błąd. Momentalnie przy mnie znajduje się Egon i jednym szarpnięciem rzuca mnie na ziemię. Widzę przestraszoną Nadię, która szybko odsuwa się od poruszającego się w jej stronę oprawcy. Potyka się i upada, jednak wciąż stara się utrzymać dystans sunąc po ziemi. Egon sięga do swojego mankietu, a po chwili w jego ręce znajduje się bogato zdobiony sztylet. Kolejna dawka adrenaliny podrywa moje ciało do góry i zaczynam biec w ich stronę. Modlę się w myślach, żeby tylko zdążyć. Moje kroki wydają mi się ociężałe i zbyt wolne. Znowu staję między nim a dziewczyną.

-Zostaw ją- warczę, dysząc przy tym ciężko.

-Zejdź mi z drogi mała pizdo albo będziesz pierwsza.

-Jesteś obrzydliwym śmieciem, Egon. Cokolwiek nie zrobisz, każdy będzie na ciebie patrzył jak na kupę gówna.

-Moja cierpliwość się kończy, odsuń się dziwko.

-Już dawno umarłeś Egon i dlatego starasz się zabrać życie innym, ale wszyscy i tak wyczują smród gnijącej padliny.

-Ostatnie ostrzeżenie.

-Pozdrów mamusię, jak już trafisz do piekła.

PrzyrzeczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz