Rozdział III

1K 23 1
                                    

Dziś jest ten dzień. Dzień, w którym mam go w końcu spotkać. Od dziesięciu minut stoję w miejscu i jakoś nie mogę się ruszyć. Jestem ubrana tak, jak on sobie tego zażyczył. Mam na sobie długą, ciemnozieloną suknię oraz tę przeklętą kolię. Jakoś godzinę temu pracownice matki nałożyły mi makijaż i ułożyły włosy.

Czemu to zawsze mi się przytrafia?

-Już są! Już są!-krzyczy moja matka i wbiega do głównego salonu o mało co nie przewracając się w szpilkach.

Moment, w którym mam zacząć pokutować za winy swoje i swoich przodków właśnie się rozpoczął. Podbiega do mnie makijażystka i szybko poprawia moje usta, po czym znika. A ja wciąż stoję w miejscu. Jeśli drgnę chociażby na milimetr to albo się rozpłaczę, albo przewrócę, albo zacznę się śmiać jak głupia. Ewentualnie po prostu zejdę na zawał.

Wymija mnie mój ociec, po czym staje za rogiem i nasłuchuje. Boże, kto wymyślił, żeby robić jakieś przedstawienie? Po chwili za moim ojcem pojawia się moja matka.

-Dobrze wyglądam?-pyta, patrząc mi prosto w oczy.

-Tak-odpowiadam sucho.

Co mam jej innego odpowiedzieć? W przeciwieństwie do mnie wygląda jak bogini piękna i młodości. Śmiesznie to musi wyglądać. Stoi tu sex bomba z dużym biustem i piękną figurą, na która zawróciłaby w głowie nie jednemu mężczyźnie... a za nią stoję ja- jej córka, której trzeba było wypchać stanik, żeby tam cokolwiek miała.

Słyszę kroki odbijające się echem po korytarzu. To oni, na pewno. Mój ojciec wychodzi im naprzeciw tak, jakby w cale przed chwilą nie czaił się za rogiem.

-Nicholasie!-słyszę głos mojego ojca.

-Witaj Cameronie-mówi zapewne ojciec Setha.

-Witaj Donno, świetnie dziś wyglądasz-mówi mój ojciec.

-Dziękuję Cameronie...

Jego ojciec to Nicholas, a matka Donna. Nie pomyl niczego.

-Witaj Sethcie.

-Witam Pana.

Kiedy tylko słyszę jego głos wciągam głośno powietrze. To on. Zemdleję. Zaraz zemdleję.

Łapię się oparcia od kanapy. Moje kolana są miękkie. Mimo że głęboko oddycham czuję, jakby powietrze prawie w ogóle nie dochodziło mi do płuc.

Znowu słyszę kroki. Są coraz bliżej. Ciemnieje mi przed oczami.

-Eden, co ty wyprawiasz?!- syczy moja matka.

Już prawie wiszę na oparciu kanapy. Chyba będę wymiotować.

-Musimy przełożyć spotkanie... Nie czuję się najlepiej.

-Wstań!

Matka zaczyna mnie szarpać. Nic z tego. Sama chciałabym się podnieść, ale nie dam rady. Będę robić za manekina.

Cuci mnie dopiero kolejna dawka głosu Setha.

-Czy na spotkaniu obecna będzie moja wybranka?

Natychmiast podnoszę się do pionu i ignorując wściekłe spojrzenie mojej matki zaczynam poprawiać suknię.

-Oczywiście.

Zza rogu wyłaniają się kolejno: mój ojciec, ojciec Setha, matka Setha i on. Na jego widok znowu robi mi się słabo. Jest ubrany w czarny dopasowany garnitur. Pod szyją zawiązany ma krawat w kolorze mojej sukni. Jest wysoki. Cholernie wysoki. Nadzieja matką głupich. Teraz jestem na przegranej pozycji pod każdym względem.

PrzyrzeczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz