Rozdział VI

784 22 0
                                    

Nim się spostrzegłam minął tydzień, a ja stałam przed strzelistą budowlą ubrana w bladoniebieską suknię.

-Pan i Pani Pugnatum wraz z córką.

Moja matka błysnęła promiennym uśmiechem i wraz z ojcem weszli w tłum. Ja jak wierny pies szłam za nimi. Wtedy zauważyłam, że wszyscy się na mnie patrzą. Niektórzy przysłaniali usta i szeptali coś do osób obok. O co im chodzi? Nie jestem brudna, chodzę prosto i ubrałam się adekwatnie do sytuacji. Może podwinęłam sobie sukienkę przy wysiadaniu. O cholera.

Nie zdążyłam jednak niczego sprawdzić, ponieważ moja ręka została złapana, a następnie powędrowała do czyiś ust. Przez moment mignęła mi tylko twarz Setha, a już znalazłam się w jego ramionach. Poczułam jak wszystkie mięśnie mi sztywnieją.

-Udawaj-szepnął mi do ucha po czym podniósł głowę i popatrzył na mnie z uśmiechem.

Również się uśmiechnęłam. Mogłoby być tak cały czas.

-Oh Seth, czy to twoja NOWA wybranka?-zaszczebiotał ktoś zza moich pleców.

Powoli odwracając się zauważyłam grupkę młodych kobiet, mniej więcej w moim (lub nie) wieku. Pośrodku nich stała prawdopodobnie osoba, która się do niego zwróciła.

-Tak Dalio, to jest Eden. Moja JEDYNA wybranka.

Szybko poszło, ledwo weszłam i już wpadłam wprost w paszczę lwa.

Dalia tylko kpiąco się uśmiechnęła. Nie należała ona do najskromniejszych kobiet. Suknia w kolorze pomarańczy, była bardzo szeroka. Do niej doszyte były ogromne kokardy. Od bioder w górę, suknia posiadała bogato wyszywane kwiaty, w środku których widniały lśniące diamenciki. Na głowie miała pokrętną fryzurę złożoną z loków i koków. Konstrukcja sprawiała wrażenie bardzo ciężkiej. Nie mówiąc już o biżuterii.

Przypominała nawet lwie paszcze, chodzi oczywiście o kwiat.

-A jeszcze nie dawno widziałam cię z Evangeline... Co tam u niej kuzynie? Szybko się po tobie pocieszyła?

Ręka Setha powędrowała na moją talię i mocno ją ścisnęła.

-Mało mnie to interesuje droga kuzynko, mam moją Eden, z którą jestem szczęśliwy jak nigdy.

-Więc mówisz mi, że córka króla nie dawała ci wystarczająco dużo szczęścia. Hmmm, ciekawe. Chyba będę musiała powiedzieć to mojemu mężowi. Z pewnością zaciekawi go ten fakt.

Etyka wymaga, żebym się przedstawiła, ale... Boję się co będzie jak im przerwę. Nie chcę jednak wyjść na idiotkę.

-Nie powiedziałem tego Dalio, stwierdziłem, że z Eden jestem najszczęśliwszy na świecie, a nie, że Evangeline dawała mi go za mało.

-A ty jak się w ogóle nazywasz?

Och, czyli jednak nie jestem niewidzialna.

-Eden Pugnatum- powiedziałam i dygnęłam w jej stronę lekko z sztucznym uśmiechem.

-Dziwne nazwisko, nigdy nie słyszałam. Poza tym, kto nazywa swoje dziecko Eden? Jak jakiś ogród z dziwacznej książki.

Zaraz jej przywalę.

-Ja jestem Dalia, żona Argirisa- mówi mierząc mnie wzrokiem.

Czemu ona jest taka bezczelna?

-Przypomnę ci kuzynko, że twoje wywodzi się z arabskiego i oznacza winorośl. Rajski ogród i roślina, mogłybyście się dogadać.

Dalia nabrała powietrza do płuc. Jej policzki przybrały kolory dojrzałych pomidorów. Oczy zacisnęła w wąskie szparki.

-Jak śmiesz mnie obrażać na moim własnym przyjęciu? Żenisz się z jakąś prostaczką, po tym jak miałeś wszystko i myślisz, że będę to akceptować?

PrzyrzeczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz