Rozdział IV

858 26 2
                                    

Kiedy tylko znajduję się w moim pokoju zrzucam z siebie suknię i kładę się na łóżku. Łzy ciągle spływają po mojej twarzy i raz po raz zanoszę się coraz głośniejszym płaczem. Chciałabym się uspokoić, ale nie potrafię. Jak na jeden dzień to dla mnie za dużo.

Po chwili wstaję i kieruję się do łazienki. Nie zwracając uwagi na to, że jestem w bieliźnie wchodzę do wanny i zaczynam nalewać wody. Łzy powoli spływają mi po twarzy. Woda zaczyna podnosić się coraz wyżej. Kiedy zaczyna wylewać się z wanny powoli zsuwam się w dół. W ostatnim momencie biorę głęboki oddech i zanurzam się całkowicie. Powoli zaczynam moje odliczanie. Wreszcie się uspokajam.

Miał rację, jestem słaba. Jaka ja byłam głupia. Chciałam do niego wyciągnąć dłoń, a dostałam nią w twarz.

Nie wytrzymuję i w siedemdziesiątej sekundzie nabieram wody w płuca. Nie wynurzam się. Jedną ręką łapię się brzegu wanny i rozpoczynam walkę z samą sobą, żeby się nie podnieść. Ból i strach jest okropny. Kiedy otwieram usta, by krzyknąć wlewa się we mnie jeszcze więcej wody. Szamocę się i błagam swoje ciało, by przezwyciężyło swój instynkt i zostało na dnie. Nie chcę tam wracać. Nie chcę już nigdy zobaczyć matki, ojca, Setha, Juana i całego tego popapranego świata. Zniknę i nikogo to nawet nie obejdzie.

Nie wiem ile czasu mija, kiedy w końcu zaczynam tracić przytomność. Czuję, że odpływam. Moje powieki stają się ciężkie, a mój umysł raz po raz zaczyna pochłaniać mrok. Nagle czuję, że coś chwyta mnie za ramiona i ciągnie w górę. Momentalnie przewracamy się na posadzkę, a ja zaczynam kaszleć.

Nawet tego nie potrafię zrobić? Co jest ze mną nie tak? Znowu tu jestem, nie udało się, los nie daje mi szansy na ucieczkę. Nie chcę tam wracać, do tych wszystkich ludzi, którzy traktują mnie jak przedmiot. Nie chcę być własnością tego psychopaty, nie chcę, żeby mnie dotykał, patrzył na mnie, rozmawiał ze mną, czy nawet oddychał tym samym powietrzem. Chcę mieć spokój, normalne życie, chcę być po prostu wolna.

Kiedy udaje mi się wykasłać całą wodę zaczynam płakać. Po chwili czuję, że ktoś łapie mnie, przyciąga do siebie, a następnie przyciska do swojej klatki piersiowej.

-Ćśś, no już, damy radę...-mówi głaszcząc mnie po głowie. Po głosie rozpoznaję, że to Mary.

Momentalnie wtulam się w jej ciało, a mój płacz staje się jeszcze głośniejszy.

-Czemu ja? Nie chciałam tego... on... Evangeline... a-a-a zmienił...-zaczynam bełkotać przez łzy.

-Pomogę Ci jak tylko będę mogła, zawsze jest jakieś wyjście- mówi wciąż przytulając mnie do piersi. Czuję szybkie bicie jej serca.

Po około godzinie, kiedy w końcu się uspokajam, odrywam się od Mary i zaczynam sprzątać cały bałagan, który zrobiłam.

-Niech Panienka to zostawi!-krzyczy, kiedy biorę szmatę do ręki i zaczynam wycierać wodę z podłogi.

-Mów do mnie Eden- odpowiadam jej nie przerywając czynności. Nie chcę, żeby miała przeze mnie więcej pracy.

Przez chwilę w pomieszczeniu panuje cisza, przerywana tylko odgłosem wycierania podłogi. Kiedy podnoszę wzrok, widzę Mary stojącą w niemym szoku z otwartymi ustami.

-T-to nie na miejscu.

-Wyciągałaś mnie z wanny, kiedy chciałam...-słowa nie chcą mi przejść przez gardło, odchrząkuję tylko i mówię dalej- Nie na miejscu by było, gdybyś mówiła do mnie "Panienko".

Mary odpowiada mi tylko skinieniem głowy.

-Pa... Eden obudź się.- słyszę głos Mary na głową.

Głowa, tak jak płuca i wszystkie mięśnie bolą mnie niemiłosiernie. Ostrożnie otwieram oczy i mój wzrok spoczywa od razu na Mary, która trzyma w rękach zieloną suknię. Nie jest ona tak wystawna, jak ta wczorajsza. Na widok zielnego koloru od razu robi mi się nie dobrze.

PrzyrzeczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz