.•♫•♬• 𝒓𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂ł 𝟑 •♬•♫•.

389 14 3
                                    

𝐏𝐨𝐯 𝐯𝐢𝐜𝐭𝐨𝐫

Wreszcie namówiłem ariona na to by pozwolił mi iść do domu, jednak dalej nalegał bym został ale ja i tak poszedłem do domu. Kiedy wszedłem do domu od razu poszedłem do swojego pokoju i się w nim zamknąłem. Próbowałem się uspokoić ponieważ w głowie miałem tylko ariona nic więcej. Za wszelką cenę chciałem się dowiedzieć o co chodzi. Nagle se przypomniałem, że przecież vlad potrafił rozwiązać każdy problem, postanowiłem więc że do niego zadzwonię bo jakbym przyszedł do niego w takim stanie to by mnie zabił. Wziąłem telefon do ręki i wybrałem numer do mojego brata, odebrał prawie od razu jak zawsze.
-cześć victor, w jakiej sprawie do mnie dzwonisz?- spytał lekko zdziwiony
-mam problem, ale nie mogę do ciebie przyjść bo jestem chory a wiem że byś mnie zabił gdybym cię odwiedził w takim stanie. - powiedziałem nerwowo, wydaje mi się że on to wyczuł.
-mów śmiało o co chodzi- powiedział vlad, powiedziałem więc o wszystkim co mi leży na sercu, nie obchodziło mnie co o mnie pomyśli, chce tylko wiedzieć co to wszystko znaczy.
-zadam ci jedno pytanie, co znaczy dla ciebie arion? - zapytał spokojnym głosem vlad. Nie umiałem odpowiedzieć dokładnie na pytanie, ufałem arionowi i za nic nie chciałem go stracić jednak to mój przyjaciel nikt więcej.. Więc co mam zrobić? Odpowiedziałem bratu że jest moim przyjacielem na którym mi zależy   nic więcej.
-myślę że musisz sobie to przemyśleć- odpowiedział łagodnym głosem. Co ja niby mam przemyśleć? Tu nie ma nic do myślenia arion to tylko przyjaciel, więc logiczne że mu na nim zależy. Nagle poczułem że zaczynają mnie piec policzki, cholera.. Zmieniliśmy więc temat i po jakimś czasie vlad musiał kończyć, więc się rozłączył a ja sam wyczerpany upadłem na łóżko, czułem się fatalnie. Wreszcie po kilku minutach zasnąłem jak małe dziecko. Spałem może godzinę aż mnie obudził dzwoniący telefon. Sprawdziłem kto to dzwoni, zamarłem kiedy zobaczyłem numer bailonga, co on ode mnie chce? Wreszcie odebrałem i spytałem się go co chce ode mnie.
-tak się wita starego przyjaciela? Dobra nie ważne mam dla ciebie taką luźną propozycje- po jego słowach nabrałem powietrza do płuc.
-jaką? - powiedziałem opanowanym głosem.
-nie chciał byś wrócić do piątego sektora? Ja wiem że masz nową drużynę i inne pierdoły ale wiesz u nas nie była tak źle, co nie? - co kurwa? Co ja do cholery miałbym robić w piątym sektorze?
-sory bailong ale to jest zamknięty rozdział, nie mam powodu by tam wracać- po tych słowach nie pewnie się rozłączyłem i mimo mojego stanu wyszedłem ma krótki spacer by to wszystko przemyśleć. Ubrałem więc buty i kurtkę. Nie miałem żadnego celu więc szedłem przez siebie myśląc nad propozycją bailonga. Byłem prawie pewny, że nie chce tam ponownie wracać, tu jest mi dobrze i mam przyjaciół. Gdy se tak myślałem zauważyłem Ricardo, nie chciało mi się w tej chwili z nikim gadać więc po prostu udawałem że go nie widzę ale niestety on mnie zauważył i od razu zaczął zmierzać w moją stronę.
-cześć victor mam pytanie- powiedział.
-no? - nie udawałem zniechęcenia bo na prawdę nie miałem ochoty na jakiekolwiek rozmowy.
-będziesz na jutrzejszym treningu? Wiesz zbliża się mecz i trzeba dużo trenować-
-jeszcze nie wiem, sory ale muszę wracać- pożegnałem się z muzykiem ale zamiast iść w stronę domu poszedłem do parku. Kiedy doszedłem usiadłem na najbliższą ławkę i pustym wzrokiem obserwowałem gwiazdy, były one dzisiaj prze piękne i po prostu nie mogłem się na nie napatrzeć. Kilka minut później znowu zadzwonił mój telefon. Już myślałem że to znowu bailong ale ku mojemu zdziwieniu był to arion, ciekawiło mnie co on chce ode mnie o tej porze więc odebrałem.
-hej victor jak się czujesz? Już lepiej? - spytał dalej zmartwiony sherwind.
-tak wszystko w porządku- oczywiście skłamałem, nie chciałem by się martwił. Niestety on się domyślił że coś jest nie tak i ciągle naciskał bym powiedział. W końcu przełamałem się i mu powiedziałem że trochę źle się czuje ale to nic poważnego.
-dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej? - spytał dalej zmartwiony i usiadł obok mnie.

𝐏𝐨𝐯 𝐚𝐫𝐢𝐨𝐧

Bardzo się martwiłem o victoria. Spytałem się go czy nie chce iść do domu na co on zaprzeczył, nie rozumiałem tego ale usiadłem obok niego tak na wszelki. Wpatrywałem się w Victora jak w obrazek a bardziej na jego Smocze oczy, były tak piękne a na dodatek teraz odbijały się w nich gwiazdy. Tak pięknie w tedy wyglądał że nie mogłem przestać na niego patrzeć.

𝐏𝐨𝐯 𝐯𝐢𝐜𝐭𝐨𝐫

Wpatrywałem się w gwiazdy aż wreszcie spojrzałem na sherwinda. Kiedy zobaczył że odwróciłem wzrok na niego chyba się zarumienił i szybko odwrócił wzrok. Nie wiem dlaczego ale zaczęło mi mocno walić serce, naszła mnie myśl by go pocałować, ale wyrzuciłem tą myśl z głowy bo arion to tylko przyjaciel. A może ktoś więcej?... Nagle zaczęło mi piszczeć w uszach i mi się rozmazywał obraz. Nie zemdlałem, słyszałem stłumiony głos mojego przyjaciela, część słów zrozumiałem lecz po prostu nie miałem siły by otworzyć ust lub co kolwiek zrobić.

𝐏𝐨𝐯 𝐚𝐫𝐢𝐨𝐧

Kiedy zobaczyłem że victor odpływa od razu zareagowałem. Mówiłem do niego co się dzieje i w ogóle lecz ten mimo że był przytomny nie odpowiedział. Położyłem mrocznego napastnika na ławce a ja obok niej kucnąłem, złapałem go za rękę i czekałem aż chociaż trochę jego stan się poprawi by mógł iść do domu.
-.. Arion?.. - usłyszałem szept Victora.
-już wszystko dobrze?? Co się stało?? - zasypałem go masą pytań ale w końcu dałem mu ochłonąć.
-chodźmy do domu proszę... - powiedziałem cicho i spojrzałem w jego zmęczone oczy, na co on pokiwał głową na tak. Pomogłem mu więc stać i pomagałem mu małymi kroczkami dojść do jego domu, ponieważ był bliżej od mojego. Kiedy doszliśmy do pokoju victor poszedł do swojego pokoju a ja postanowiłem mu zrobić jakieś leki na tą chorobę.

𝐏𝐨𝐯 𝐯𝐢𝐜𝐭𝐨𝐫

Poszedłem do swojego pokoju i położyłem się na łóżku. Czułem się fatalnie nie tylko fizycznie, ale też psychicznie, myśli mnie wykańczały nawet nie wiem czego chce. Kiedy tak myślałem nad moim jebanym życiem przypomniałem sobie że w szafie mam pewne pudełko. Zszedłem z łóżka i podszedłem do szafy i zacząłem szukać tego pudełka. Kiedy wreszcie je znalazłem otworzyłem je i zacząłem w nim grzebać, prawie od razu znalazłem tam żyletkę, przez chwilę się na nią patrzałem aż wreszcie poszedłem z nią do łazienki i się w niej zamknąłem. Ustałem przed umywalką i odsłoniłem trochę nadgarstka, do którego później przyłożyłem ostrą żyletkę. Przez chwilę nie czułem nic lecz po chwili poczułem pieczenie, coraz większe pieczenie a po moim nadgarstku poleciał mały strumień krwi. Piekło, coraz bardziej piekło a do tego doszedł ból. Zrobiłem tak jeszcze kilka razy dopóki nie uświadomiłem sobie że stoje w kałuży własnej krwi. Stałem tak przez chwilę z bolącymi nadgarstkami aż wreszcie opatrzyłem byle jak moje rany i zawiązałem bandaże, po czym zabrałem się do wycierania krwi. Nagle do drzwi zapukał arion.
-mogę wejść? Mam to lekarstwo dla ciebie- kurwa.. W pośpiechu posprzątałem krew i powiedziałem mu, że już może wejść. Brązowowłosy wszedł do łazienki, na szczęście nic nie zauważył że coś jest nie tak i podał mi lekarstwo.
-trzymaj
-dzięki.. - wymamrotałem i złapałem kubek, niemal go nie opuściłem przez ból lecz udałem że źle złapałem kubek.
-uważaj- powiedział a ja na to tylko kiwnąłem głową.
-może chodźmy do pokoju a nie tak w łazience siedzimy- zaproponowałem.
-ah racja mi ciągle w toalecie jesteśmy- złapał mnie za nadgarstek a ja czułem jak mnie zaczynają piec poliki, mam nadzieję że tego nie widać..
Usiedliśmy na łóżku i zacząłem pić lekarstwo. Nagle poczułem że bandaże przesiąkły krwią i przez chwilę zastanawiałem się co zrobić.
-eem arion zaraz wrócę- nie czekając na odpowiedź po biegłem go łazienki sprawdzić stan bandaży. Ustałem nad umywalką i pod ciągnąłem rękawy, okazało się że bandaże całe nasiąkły krwią więc musiałem je na szybko wymienić. Po wymienieniu bandaży wróciłem do ariona i picia lekarstw. Przyjaciel patrzył się na mnie dziwnie chociaż pewnie wiem dlaczego, w końcu jeszcze 10 min temu byłem w łazience a przed chwilą wybiegłem znowu do toalety.
Nie zwracałem już na niego większej uwagi i dokończyłem picie. Postawiłem kubek na biurku i spojrzałem na Ariona. Było widać że się o mnie martwi, nie wiem dlaczego skoro to zwykłe przeziębienie ale nie przeszkadzało mi to, lecz nie chce go zamartwiać więc spojrzałem w jego oczy.
-arion ty nie musisz się aż tak o mnie martwić, to jest zwykłe przeziębienie nic więcej- po tych słowach złapałem go za nadgarstki i dalej mówiłem:
-nie zamartwiaj się już tak, na prawdę już się dobrze czuję- delikatnie się uśmiechnąłem na co on odwzajemnił mój uśmiech i się do mnie przytulił.
-niech ci będzie, nie będę już się tak martwić ale proszę, nie przemęczaj się.. - nic nie odpowiedziałem tylko kiwnąłem głową co miało oznaczać "tak" chociaż znając mnie i tak zrobię swoje lecz nie zamierzałem mu tego mówić.

𝐚𝐥𝐥 𝐰𝐚𝐧𝐭 𝐢𝐬 𝐲𝐨𝐮 [kyouten]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz