Poniedziałek, znów katorga. Z ogromną niechęcią wstałam, oczywiście nie obeszło się bez zastanawiania się: Gdzie w tym sens?
No, ale ostatecznie dotarłam do szkoły, umalowana, w czarnych spodniach i zielonej bluzie, w której obudziłam się po imprezie. Na moje nieszczęście profesor Windstar przesadziła nas. Tak w połowie roku wredna profesorka nas przesadziła. Żeby jeszcze tylko, ale wzięła mnie do tablicy.
- Wood! Rozwiąż zadanie.
Wstałam, podeszłam powoli do tablicy. Przykład był już rozpisany, trzeba było wpisać wynik.
Stałam z uniesioną ręką, brakowało milimetrów, by końcówka pisaka dotknęła tablicy. Czułam, że się zawiesiłam, nagle wyparowało mi z głowy rozwiązanie. Obróciłam się przestraszona w stronę klasy. Wszyscy patrzyli na mnie. No i na moje jebane szczęście Scott wyglądał na zniecierpliwionego. Rozwalony na krześle w pierwszej ławce stukał palcami w blat stołu. Spojrzałam przerażona mu w oczy. Jego ciemne tęczówki były dziwnie...zestresowane? Opuścił wzrok na swoją rękę, po czym wrócił nim do moich oczu. Zrobił tak jeszcze dwa razy. I wtedy zrozumiałam, wynik. On wystukuje wynik, uśmiechnęłam się w podzięce. I wsłuchałam się w cichy stukot. Było to ciężkie, w sali było gwarno, na szczęście chłopak siedział w pierwszej ławce.
Dwa, jeden, cztery. To jest wynik! Dwieście czternaście! Nie sądziłam, że będę tak wdzięczna Scottowi za jego pomoc. Nie sądziłam, że kiedykolwiek mi pomoże. Wynik był prawidłowy, dostałam szóstkę. Wracając do ławki, przechodząc obok niego, kiwnęłam głową. Uśmiechnięta wytrzymałam całą lekcję matematyki.
*
Na wf przyszłam delikatnie spóźniona, ale to nie moja wina, że reszta dziewczyn tak się wlecze z przebieraniem. Muszę czekać, aż wyjdą wszystkie, no może prócz Kim. Dopiero, wtedy mogę się przebrać, a to wszystko tylko przez parę kresek.
Nauczyciel nie był zadowolony, co widziałam po jego minie, ale bez słowa zaznaczył mi obecność. Większość nauczycieli mnie lubi, co nie koniecznie działa w dwie strony. Zaczęłam się rozciągać w białej, bawełnianej koszulce włożonej w czarne leginsy. Bardzo dbałam by koszulka się nie podwijała i nie przysporzyła mi kłopotów.
Niestety mam szczęście do komplikacji w życiu.
Gdy usłyszałam, że będziemy grać z chłopcami w siatkówkę, najchętniej bym wyszła z sali gimnastycznej. Powstrzymała mnie Kim, gdy byłam już w połowie drogi do szatni. Zaciągnęła mnie do gry. Graliśmy chłopcy na dziewczyny, to głupie wynik jest znany z góry, bo chłopcy strasznie mocno ścinają. Gra dłużyła się niemiłosiernie. Ostatecznie wuefista ogłosił, że wygrali chłopcy. Wow, zaskoczenie.
Jak zawsze sprzątałam piłkę i siatkę, niestety nie sama tylko na złość z Melanią wredną zdzirą. Nie obeszło się bez komentarzy, które starłam się zignorować.
- Czy ty widziałaś się dziś w lustrze ? - jej długie rude loki bujały się, gdy kręciła głową w rozbawianiu. - Boże, jak ty wyglądasz? Ten tusz to na pewno jakieś tanie badziewie. Takie jak ty.
Zignorowałam ją, bolały mnie jej słowa. Bałam się, że może mieć rację. Pochylona składałam siatkę, a dziewczyna, która miała mi pomóc, dalej mnie wyzywała górując nade mną.
- Ja na twoim miejscu wstydziłabym się chodzić do szkoły. Miałam cię za bystrą dziewczynę. Myliłam się. No, bo naprawdę myślałaś, że wygrasz te wybory ? Ty? Nie bądź śmieszna. Nie miałaś ze mną szans, wyszłaś na idiotkę. To, że raz ludzie się zlitowali, i zostałaś przewodniczącą, nie znaczy, że możesz ich ciągle nabierać na swoją naiwność.
Jej słowa zabolały, zaczęła wypominać wybory do samorządu szkoły z tego września. Doskonale wiedząc, że to zaboli najbardziej. Powolne łzy płynęły po moim policzku, zostawiając czarną smugę. Tusz płyną po twarzy. Schowałam twarz za kurtyną włosów. Niestety to nie powstrzymało dziewczyny. Chwyciła mnie za włosy, zmuszając do podniesienia na nią załzawionego spojrzenia. Obraz mi się rozmazywał, widziałam tylko jej wredny uśmiech.
Melania pochyliła się i wyszeptała mi na ucho słowa wypełnione jadem.
- Bo kto się pizdą urodził, kanarkiem nie zdechnie.
Odsunęła się ode mnie i poszła do szatni. Starałam się nie płakać, ale jej słowa były prawdą. Podniosłam się, wiedziałam, że nie mogę teraz płakać. Nie teraz, nie w szkole. Otarłam łzy, zaczęłam odnosić sprzęt. Jeszcze tylko dwie lekcje.
***
Gdy skończyłam, weszłam do szatni. Na ławce koło szafek siedziała Kim, przeglądając telefon. Usiadłam koło niej i zaczęłam się przebierać. Dziewczyna podniosła na mnie wzrok, gdy byłam już przebrana.
- O japierdole...- wzięła gwałtownie powietrze i chwyciła moją twarz w dłonie. - Przepraszam, że dopiero teraz zauważyłam. Powiedz tylko kto, a jest już martwy.
- Dzięki kochana, ale to Melania.
Dziewczyna spoważniała, przetarła kciukiem ślad po tuszu z mojego policzka.
- Chodź, zmyjemy to. Opowiesz mi, co się stało - wzięła mnie za rękę, chwyciłyśmy nasze rzeczy i wyszłyśmy na korytarz, kierując się do damskiej toalety.
***
Siedziałam na parapecie w łazience, Kim przecierała mokrą chusteczką coraz mniej widoczne ślady po tuszu.
- A to suka! - przyjaciółka wyrzuciła chusteczkę do kosza, kończąc wycierać resztki mojego makijażu. - kochanie wcale nie jesteś pizdą. Jesteś najmilszą, najsilniejszą, najmądrzejszą dziewczyną, jaką znam.
- Dzięki...- zerknęłam na zegarek. - czy ty nie masz właśnie chemii ?
- Ja? Może i mam, ale mam też przyjaciółkę, która potrzebuje wsparcia.
Przysiadła obok mnie na parapecie i przytuliła mnie mocno. Wtuliłam się w nią, czułam się dobrze w jej ramionach, problemy nie istnieją.
- Opowiedz. Opowiedz coś, proszę. - wybełkotałam, ocierając łzy.
- Co ?
- Obojętnie, co u Scotta? - wyjęłam paczkę fajek, wysunęłam dwie. Podsunęłam paczkę Kim, poczęstowała się i wyjęła zapalniczkę. Wyjęłam jednego dla siebie i odłożyłam paczkę papierosów. Pochyliłam się w stronę dziewczyny, odpaliła mi peta. Zaciągnęłyśmy się. - Kochasz go ?
Wypuściła dym, poszłam w jej ślady i po chwili byłyśmy w dymie z papierosów. Uchyliłam okno i zaczęłam machać ręką, by dym szybciej zniknął.
- Nie wiem. Podoba mi się, ale zdecydowanie za bardzo mi na nim zależy. Zbyt często mnie rani.
Zaciągnęłyśmy się jeszcze parę razy, nim znów postanowiłam ciągnąć temat.
- A on? Lubi cię ?
- Szczerze ? - rzuciła w połowie wypalonego papierosa na kafelki i przydepnęła go nogą. Gdy zgasł, wyrzuciła go do kosza. - nie mam pojęcia. Raz jest uroczy, miły i się martwi, a raz jest oschły i mnie olewa. Świetnie się z nim bawię, ale on nie myśli o mnie jak o dziewczynie.
- To....- zeskoczyłam z parapetu i zgasiłam papierosa, zostawiając go na parapecie.- Postaraj się z nim przyjaźnić, odkochaj się.
- Zjarałaś się?
- Odrobinkę. - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Postaram się. Jeśli...- o kurde, jest jeśli. - jeśli ty postrasz się rzucić.
- Ja się trochę zjarałam, ale ty to już w ogóle.- Kim wyrzuciła mój niedopałek, chwyciła mnie za ramiona i potrząsnęła delikatnie.
- Proszę! Proszę, proszę, proszę, proszę....
No i pękłam.
- Dobra, ale pamiętaj, że robię to dla ciebie i dla twojej „przyjaźni". Obie wiemy, jak to się skończy...
- Dzięki, dzięki, dzięki!
- Ciii...! Lekcje są.
CZYTASZ
Sweet Girl [cz. 1] PL
Teen FictionPierwsza część trylogii ~Girl~ "- Już się zjarałaś Wood ?- głos ten był podszyty kpiną i pogardą. Jakby sam nigdy nie zapalił. - Odwal się Sallow. Nie twój interes. Kipiałam złością, co tylko go nakręciło. - Ojej, co się stało? Komuś się skończyły...