Scott:
Kurwa mać!
Jebana Willow Wood. Nie no, kurwa. Co teraz? Jebana nadzieja, że wszystko dobrze.
Byłem pewny, że jest dobrze. Że te kreski co widziałem na imprezie to tylko kwestia światła, ale nie. To prawda. Cholerna Willow się tnie. Nie no kurwa zajebiście. Może jej nie lubię, może mnie wkurwia, ale też jestem człowiekiem i w pewien sposób boli mnie to, co ona sobie robi. Dlaczego do jasnej cholery wszyscy, kurwa wszyscy mają problemy ?
Gdzie nie spojrzę, ludzie się tną, piją, palą, ćpają albo nie mogą wytrzymać i popełniają samobójstwo. Moja głowa krzyczy za każdym razem, nie potrafię przywyknąć, że każdy coś ukrywa, że każdy potrzebuje pomocy. To się kurwa nie dzieje.
- Scott!
Zatrzymałem się na dziedzińcu szkoły, zadzwonił dzwonek. Kim dobiegła do mnie w tym czasie, a ja niecierpliwie stałem i zaciskałem pięści.
- Coś ty taki spięty? O czym gadaliście ?
- Wkurwiła mnie, nie zdążyliśmy pogadać o tym, o czym chciałem. Twoja przyjaciółka jest strasznie wkurwiająca. - ciekawe czy ona wie o ranach?
- Czy ja wiem, może jest, ale nie bardziej niż ja.
Racja, ale u ciebie mnie to nawet nie wkurza.
- Kim, zadzwonię. Muszę spadać, kumpel zaprasza na posiadówkę.
- Spoko, a mogę iść z tobą ? -przeczesała włosy palcami i uśmiechnęła się słodko. - No, chyba że chcesz iść sam...
Ja pierdole, co mam powiedzieć ? Normalnie wziąłbym ją ze sobą...
- Następnym razem, muszę załatwić coś z kumplem.
- Okey. Pa, miłego.
Obróciła się na pięcie i poszła. Zajebiście, pewnie ją uraziłem. Trudno, żałować będę jutro na kacu.
Wyjąłem telefon i wybrałem numer. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty, piąty, poczta. Problem z dilerami jest taki, że nigdy nie wiesz kiedy sami przedawkują, zostawiając cię na lodzie.
Skoro Matt nie odbiera, wbijamy na imprezę u Jamesa. Co ciekawe, jego rodzice się wkurzyli i sprzedali dom do imprez. Dlatego trzeba szukać go po klubach, wynajętych mieszkaniach i takich tam. Całe życie pod górę, nawet zabiorą ci miejsce, gdzie można się upić z kumplami.
Z kieszeni spodni wyjąłem zaplątane słuchawki, szybko rozplątałem kabel i puściłem losową playlistę.
I'm going under and this time I fear there's no one to save me
This all or nothing really got a way of driving me crazy
I need somebody to heal
Somebody to know
Somebody to have
Somebody to hold
It's easy to say
But it's never the same
I guess I kinda liked the way you numbed all the painTo są jakieś żarty. Przełączyłem piosenkę na następną.
Plan był prosty. Chodzić po znanych klubach gdzie wpuszczają poniżej dwudziestych pierwszych urodzin. Niestety w naszej drogiej okolicy nie ma za dużo takich klubów. Był też prostszy sposób, ale wolałem się okłamywać.
Gdy sprawdziłem dwa z trzech klubów, przestałem udawać i zadzwoniłem do Nicka.
- Siema. Co tam ?- odebrał wesoły chłopak, pociągając na końcu nosem.
- A ty co? Kolumbijski katar ? - głos w słuchawkach parsknął śmiechem.
-Ta...coś w ten deseń. No, ale co tam? Wpadniesz?
- Taki był plan. Nie mogę gadać, jestem w słuchawkach i wyglądam jak debil gadający do siebie. Zaraz będę.
- Stary, zawsze wyglądasz jak debil.
- Spierdalaj.
Przerwałem śmiech chłopaka, rozłączając się i szybko znalazłem się przy jego osiedlu. Nick siedział przed domem na schodach.
- Scott Sallow. Proszę, proszę. Zapraszam, starych nie ma. Cała chata wolna.
- I nie zrobiłeś imprezy ?-spytałem ze sztucznym niedowierzaniem, Nick nie imprezuje w dużym gronie ludzi.
Weszliśmy do dużego domu. Nick szedł przodem, trochę krzywo stawiał kroki i czasem się zatoczył. Doszliśmy do salonu, na stoliku były puste butelki po alkoholu, parę niedopałków i świeża paczka z białym proszkiem.
- Za chwilę, ma przyjść jeszcze Tyler. Zadzwoniłem do niego, powiedział, że czeka na taxi i będzie za pół godziny.
Nastała cisza, nikomu ona nie przeszkadzała. Nie pierwszy raz byłem u Nicka, więc obsłużyłem się i wyciągnąłem whisky. Nalałem do dwóch szklanek, jedną zalałem prawie do pełna a drugą do połowy. Do tej drugiej dolałem wody i wymieszałem. Podałem szklankę przyjacielowi i sam upiłem łyk ze swojej.
Siedzieliśmy w trójkę na kanapie w salonie Nicka. Jakoś zdałem sobie sprawę, że on siedział w domu, gdy ja bylem w szkole. No to co, no ja nie spytam ?
- Eee, stary czemu jesteś w domu, a nie w tej swojej drogiej szkółce z Tylerem ?
- Kurwa, szkoda gadać...- zaczął Tyler, dolewając trzęsącą się ręką whisky do swojej szklanki, rozlał trochę na blat stolika do kawy.- noż kuźwa.
- Eeeeej, stary! Co ty odpierdalasz?! Nie marnuj towaru! - wydzieraliśmy się na przemian na Tylera. Po chwili wszyscy wybuchliśmy śmiechem. - A ty Scott też musisz pić karniaka.
Chłopak próbował się podnieść z pozycji półleżącej. Ostatecznie mu się to udało. Sięgnął po butelkę whisky, szkarłatnego płynu było mniej niż połowa. Nick, zamiast nalać mi alkoholu do szklanki, podał całą butelkę.
- No, pij.
- A opowiesz co u ciebie? Dawno nie gadaliśmy.
- Na trzeźwo nie dasz rady, pij - chłopak przeciągał samogłoski, a słowa trochę się zlewały. Upiłem łyk alkoholu, a chłopak zaczął mówić, dalej gestykulując mocno. -Dobrze, że siedzisz. Lepiej nie wstawaj. Wyjebali mnie ze szkoły. Ta, ta wiem. Osiągniecie roku, zostać wyjebanym ze szkoły, za którą twoi starzy płacą kupę kasy, ale się da, ta dam.
Opróżniłem butelkę na hejnał, chłopak błądził wzrokiem na prawo i lewo. Co jest kurwa?
- Za co cię wyjebali ?
Na moje pytanie Tyler podał mi otwarte piwo.
- Noooooooo, za jakieś prochy chyba....a może za próbę..? Chuj wie.
- Kurwa, jaką próbę ? - nie, nie, nie....
Tyler podał mi skręta i zapalniczkę. Odpaliłem i zaciągnąłem się.
- Ty już dobrze wiesz. A teraz podaj zioło.
Zaciągnąłem się szybko i podałem mu skręta.
Czy ja wymagam tak wiele? JA do jasnej cholery chcę, by mój kumpel nie próbował się zabić, ale jak widać to za dużo. Wstałem nagle z kanapy. Szumiało mi w głowie, a obraz wirował. Złapałem równowagę i rzuciłem tylko szybko:
- Zajmij się nim Tyler. Niech już nie pije, jutro i tak będzie miał dużego kaca.
- A ty gdzie idziesz?
Razem spojrzeliśmy na niekontaktującego przyjaciela.
- Nie gdzie, a do kogo.
CZYTASZ
Sweet Girl [cz. 1] PL
Teen FictionPierwsza część trylogii ~Girl~ "- Już się zjarałaś Wood ?- głos ten był podszyty kpiną i pogardą. Jakby sam nigdy nie zapalił. - Odwal się Sallow. Nie twój interes. Kipiałam złością, co tylko go nakręciło. - Ojej, co się stało? Komuś się skończyły...