* 17 października, poniedziałek
* Wiktoria
Jak pijesz, pij tak aby wstać rano do pracy.
W głowie dźwięczały mi słowa ojca.
W piątek wymigałam się od dalszego spotkania tekstem o gorszym samopoczuciu, a przez resztę weekendu piłam w mieszkaniu.
Wiem, że Julia by tego nie pochwaliła i mogę szykować się na opieprz od niej, ale to nie tak. Nie chlam nałogowo. Rzadko kiedy sięgam po alkohol, ale tym razem jestem zdesperowana.
Moje życie prywatne nigdy nie należało do udanych, więc zawsze wspinałam się po szczeblach kariery zawodowej, aby chociaż w pracy cieszyć się osiągnięciami. A teraz kiedy zdobyłam wymarzone stanowisko możliwe, że mnie zwolnią....
Chyba się zabiję.
Wstałam i wykonałam codzienną rutynę pamiętając o Alfie.
Byłam w schronisku w sobotę, kiedy miałam przerwę od balowania, ale powiedzieli mi, że nie mają miejsce, dlatego robię za "rodzinę zastępczą".
Czyli pchlarz jest już mój.
Po powrocie z biegania jak zwykle zrobiłam sobie tosty i poszłam się ubrać.
Wybrałam biała koszulę i czarne, garniturowe spodnie, oraz związałam włosy w niską kitkę, która zdaniem Anthonia nadawała mi swojski wygląd.
Wyszykowana zjadłam śniadanie i wyszłam z mieszkania.
***
Weszłam do gabinetu, uprzednio zastawiając psa w kuchni. Na szczęście nikt na piętrze nie miał alergii, a zwierzak czasem mógł liczyć na jakiś kąsek od tych milszych osób.
Rozsiadłam się za biurkiem i spojrzałam na dzisiejszy grafik.
Ostatnio Nate zwolnił jedną pracownicę za relację z klientem po godzinach pracy. Mówiąc prościej po prostu przespała się z gościem, któremu miała zrobić projekt kuchni, a z tego powodu mój plan dnia stał się ostrzejszy.
Ktoś musiał przyjmować zlecenia i je wykonywać, a ja i tak nie miałam za wiele w życiu do roboty. Jednak wizja kolejnych klientów i zarąbany harmonogram troszkę mnie męczyły. Ostatnio miałam nie najlepszy etap w życiu.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Wik, klient do ciebie. - powiedziała Mienth.
- Wpuść go i przynieś teczkę z jego papierami. - odparłam i włączyłam laptopa.
Po chwili do mojego gabinetu wszedł mężczyzna ubrany w czarna koszulę, szyty na miarę, czarny garnitur i (nie do wiary) również czarny płaszcz.
Przeskanowałam go wzrokiem i kiedy zatrzymałam się na twarzy, gwałtownie odwróciłam wzrok.
To nie on.
To nie on.
Mam zwidy.Mój gość rozparł się wygodnie na fotelu, a ja wziąłem głęboki wdech.
Trzeba zachować pozory normalności.
Jesteś w pracy, pamiętaj Fox.
Odwróciłam głowę od laptopa i spojrzałam jeszcze raz na przybysza, zwinnie omijając jego diabelskie ślepia.
![](https://img.wattpad.com/cover/358659198-288-k389000.jpg)
CZYTASZ
The Broken Rules |CZĘŚĆ I|- V.M [KOREKTA]
FanficKsiążka przychodzi korektę, dlatego mogą w niej występować różne niezgodności w treści. Fragment: "- Dlaczego uciekasz? Tak bardzo mnie nie znosisz? - zapytałem składając lekkie pocałunki na jej szyi. - Nic dla mnie nie znaczysz. - powiedziała, a za...