* Vincent
Byłem wściekły. Nie wiedziałem tylko na kogo bardziej - Mickela, Wiktorię, siebie, czy mojego ojca, który z pewnością o wszystkim wiedział.
Minęło około pół godziny od kąd dowiedziałem się prawdy i uciekłem do swojego gabinetu.
Zostało jednak sporo kwestii, które musiałem poruszyć, dlatego w końcu zacząłem szukać Wiktorii.
Była w swoim pokoju - tak jak ją zostawiłem, aczkolwiek teraz na jej łóżku leżała walizka, którą nieudolnie próbowała zamknąć.
- Co robisz? - zapytałem.
- Tą noc raczej spędzę w hotelu. Pewnie chcesz pomyśleć nad wieloma kwestiami, nie będę ci przeszkadzać. - odparła cicho.
- Uspokój się. - podszedłem do niej żwawym krokiem.
- Póść mnie. - poprosiłam, gdy złaapałem jej nadgarstki.
- Nie zrezygnuję z umowy, jeżeli opowiesz mi o wszystkim jeszcze raz. Dokładniej.
Jej postawa była tak odmienna od tej z jeszcze z rana - miała spuszczoną głowę, a każdy jej ruch był tak niepewny...
- Obiecujesz?
- Tak. Usiądź i odpowiedź na moje pytania.
W ten sposób znowu znaleźliśmy się na balkonie, ale z tą różnicą, że tym razem znałem już to, co najgorsze.
A przynajmniej tak mi się wyadwało.
- Nie wiem od czego zacząć. - powiedziała lekko zachrypniętym głos. Dopiero po chwili zorienowałem się, że musiała płakać, bo jej oczy były czerwone oraz lekko opuchnięte.
- Najlepiej od początku. - starałem się okazać swój gniew jak najmocniej, choć nie wychodziło mi to do końca tak, jak planowałem.
- Nazywam się Wiktoria Lisitsynoy i jestem nielegalną imigrantką bez wizy pozwalającej mi na pobyt w Stanach Zjednoczonych. Mam dwadzieścia sześć lat, pochodzę z małej wioski na północy Walii.
- Opowiedź mi całą historię, ale że szczegółami.
- Moje wczesne dzieciństwo to nic ciekawego. Ojciec zmarł, jak miałam trzynaście lat, cztery lata później w wypadku zginęły żona i córka Mickela. Gdy skończyłam osiemnaście lat wyprowadziłam się z domu i zaczęłam prowadzić niezależne życie. Moja matka nie mogła się z tym pogodzić, była wściekła z tego powodu, a gdy jakieś dwa miesiące później odwiedziłam ją i poinformowałam, że jestem w ciąży, wpadła w furię. Jej zdaniem dziecko w tamtym momencie niszczyło moje życie. Mimo to byłam gotowa zaryzykować całą tą karierą i wszystkimi innymi bzdetami, bo chciałam mieć kogoś kto by mnie kochał. Tak po prostu, bez względu na wszystko.
Wyciągnęła w moją stronę paczkę papierosów, a ja bez wahania wziąłem i zapaliłem jednego z nich.
- Tego dnia po okropnej awanturze wróciłam do swojego pokoju w internacie. Gorzej się poczułam. Chyba zemdlałam, nie pamiętam... Obudziłam się w szpitalu, gdzie poinformowano mnie, że stres był zbyt duży i że dziecka nie udało się uratować. - przerwała na chwilę. - Bardzo to przeżywałam. Niecały tydzień później znalazłam się w psychiatryku po pierwszej, a zarazem ostatniej próbie samobójczej. Tam przeszłam terapię, podczas której zwalczyłam też samookaleczenie.
Kurwa mać!
Kolejne kłamstawa wychodziły na jaw, a ja jedynie słuchałem nie mogąc uwierzyć ile było przedemną zatajone.
- Nie miałam problemu z takimi instytucjami, bo mój tata leczył się u psychiatry przez długi czas. Nie widziałam w ludziach, którzy tam przebywają nic złego. Byli zagubieni, tak jak ja.

CZYTASZ
The Broken Rules |CZĘŚĆ I|- V.M [KOREKTA]
FanfictionKsiążka przychodzi korektę, dlatego mogą w niej występować różne niezgodności w treści. Fragment: "- Dlaczego uciekasz? Tak bardzo mnie nie znosisz? - zapytałem składając lekkie pocałunki na jej szyi. - Nic dla mnie nie znaczysz. - powiedziała, a za...