* Następny dzień (31 marca, czwartek); Nowy Jork
* Wiktoria
Najpierw odebrano mi rodzinę.
Później to, co czyniło mnie pełnoprawną kobietą.
A teraz zabrano mi godność.
Nie zostało nic, co miałoby dla mnie jakąkolwiek wartość.
Z wyjątkiem resztek famili.
To na nich musiałam się teraz skupić, powiadomić Mickela o tym wszystkim i zadbać o bezpieczeństwo rodziny.
Całą noc w apartamencie Moneta spędziłam na przemyśleniach oraz... Płaczu.
Po raz pierwszy od trzech lat moja tama pękła, a emocje wylały się na zewnątrz.
Miałam ochotę krzyczeć, ale się powstrzymałam, ponieważ nikt nie mógł zobaczyć mnie w takiej chwili słabości. W takiej rozsypce.
Nik nie mógł zobaczyć, że cała ta pewność siebie i agresja skrywają kruchą, złamaną przez życie osobę.
Wstałam z westchnieniem, po czym zdecydowałam się ogarnąć i wcisnąć w dresy Hailie w kolorze brudnego różu.
Musiałam nałożyć maskę, dalej być silna, bo polegało na mnie zbyt wiele osób, bym mogła pozwolić sobie na słabość.
* Vincent
- Jak ci się spało? - zapytałem Wiktorię.
- Dobrze. - skłamała. Słyszałem wczoraj jej cichy szloch, ale nie musiała o tym wiedzieć. - Chciałabym żebyś powiadomił Mickela o ostatnich zdarzeniach.
- Oczywiście. - zdawałem sobie sprawę z tego, że nie była jeszcze gotowa o tym mówić, a stary lis musiał wiedzieć o niektórych rzeczach. - Za parę minut będzie Anthonio. Przyjechał do Nowego Jorku i zmartwiła go twoja nieobecność w mieszkaniu, więc powiedziałem mu, że jesteś u mnie. Ma wziąć parę twoich rzeczy i nas odwiedzić. - poinformowałem.
- Dobrze, o wszystkim powiem mu sama.
- Mam nadzieję, że to dla ciebie oczywiste, iż puki co zamieszkasz w mojej rezydencji. - podjąłem najtrudniejszy temat.
- Tak. - tuż po jej odpowiedzi dało się słyszeć dzwonek do drzwi.
- Szybki jesteś. - skomentowałem otwierając drzwi przed chłopakiem ciągnącym za sobą walizkę.
- Tak, tak. Pana też miło widzieć. U mnie wszystko w porządku, miło, że pan pyta. Gdzie ona jest? - wyrzucił z siebie jak karabin maszynowy.
- W kuchni. - tyle wystarczyło, by Anthonio prawie wbiegł do środka.
- Ciociu. - chłopak przytulił blondynkę z całych sił.
- Wszystko w porządku, młodziaku. - głos Wiktorii był radosny, choć dało się wykryć w nim nutę powagi.
- Co się... - zaczął, ale gdy jego wzrok spotkał się z posiniaczoną szyją kobiety oraz jej pustym spojrzeniem, momentalnie przerwał. - Kto cię skrzywdził ciociu?
- Jesteś zdecydowanie zbyt bystry. To nie ważne kto, ważne, że już po wszystkim. - chłopak ponownie ją do siebie przytulił.
- Panie Monet, gdy znajdzie pan sprawcę, chciałbym być przy jego śmierci. - poprosił stanowczo. Robił to samo co blondynka - stawiał rodzinę na pierwszym miejscu.
Przytaknąłem, a Wiktoria szybko się odsunęła od swojego siostrzeńca.
- Nie ma mowy, że na to pozwolę. Anthonio nie zgadzam się, żebyś choć trochę był w to zamieszany. Masz żyć z dala od tego brutalnego świata i koniec. Vincent na pewno odpowiednio zajmie się Nathanem.

CZYTASZ
The Broken Rules |CZĘŚĆ I|- V.M [KOREKTA]
FanficKsiążka przychodzi korektę, dlatego mogą w niej występować różne niezgodności w treści. Fragment: "- Dlaczego uciekasz? Tak bardzo mnie nie znosisz? - zapytałem składając lekkie pocałunki na jej szyi. - Nic dla mnie nie znaczysz. - powiedziała, a za...