,,Nie... to.. to niemożliwe...''

130 10 11
                                    

Dedykacja dla @Kujego . Dziękuję za minimalne zachęcenie mnie do napisania tego❤️.

*******

Chuuya właśnie przechadzał się po budynku portowej mafii, kiedy nagle w jego kieszeni rozległo się ciche buczenie. Wyciągnął telefon i odebrał.

-Tak szefie?

-[ Mam dla ciebie zlecenie, bądź za chwilę w moim biurze ]- odpowiedział szybko i rozłączył się. Chuuya zaczął zmierzać w tamtą stronę. Zastanawiał się co tym razem wymyślił jego szef. Już zaczął wyobrażać sobie brutalny rozlew krwi, krzyki rozpaczy i błagania ofiar. Nawet nie zauważył kiedy był już na miejscu.

Zapukał lekko w dębowe drzwi a po chwili usłyszał zachrypnięty, stłumiony przez drzwi głos Moriego mówiący że może wejść. Chuuya chwycił za klamkę i wszedł do pomieszczenia. Było sporych rozmiarów, miało wielkie okna z widokiem na Yokohamę, było mało umeblowane. Podchodzi do biurka przy którym siedzi Mori podpisujący jakieś papiery.

-Jakie zlecenie masz do zaproponowania szefie?- zapytał siadając na fotelu na przeciwko.

-Nawet nie do zaproponowania, wykonanie go jest w tej chwili rozkazem a nie tylko propozycją. Osoba której musisz się pozbyć zbyt przeszkadza żeby dojść do celu tej organizacji.  W takiej sytuacji nie możesz powiedzieć że ci zlecenie nie odpowiada, MUSISZ po prostu musisz pozbyć się jego- po skończeniu swojej wypowiedzi podał Chuui arkusz z dokumentami.

Chuuya nie przejął się wypowiedzią Moriego, nie rozumiał dlaczego mówi to tak jakby myślał że nie da rady pozbyć się tej osoby. Postanowił że arkusz otworzy dopiero w mieszkaniu na spokojnie i wymyśli plan działania.

-Em, no dobrze nie ma problemu szefie-skłonił lekko głowę i wyszedł.

Poszedł do swojego pokoju mieszczącego się na piątym piętrze, szybko przebrał się w czarny dres, a koszulę, pelerynę i resztę swojego poprzedniego ubioru spakował do plecaka, wolał się nie rzucać w oczy. Po chwili już szedł w ogóle nie zatłoczonym chodnikiem w stronę swojego mieszkania. Nie chcący wpadł na jakiegoś nastolatka.

-Jak leziesz gówniarzu!- krzyknął na chłopaka. Nastolatek spojrzał na niego z niezrozumieniem.

-Mów za siebie krasnalu, to ty we mnie wlazłeś- Chuuya spojrzał na niego z oburzeniem ale nie zamierzał odpuścić.

-Tak, chyba ty kidosie!- odpowiedział z dumą.

-Co, wieku zazdrościsz- obronił się.

 A to chuj!-pomyślał Chuuya.

-Mam 24 lata pedale!- powiedział kopiąc go w kostkę, z taką siła że chłopak ledwo ustał na obolałej nodze.

-Uch...- zacisnął mocno dłoń- oj chciałbyś, dał bym ci maks 14 a nawet mniej, krasnoludku.

Chuuya już nie mógł wytrzymać, w jego ręce z prędkością światła pojawił się rewolwer. Chłopak na którego wpadł usłyszał cichy zgrzyt spustu. Chuuya już w niego celował gdy nagle po drugiej stronie ulicy spostrzegł policjanta kupującego jakiś napój w sklepie. Spojrzał na niego z nienawiścią i opuścił broń.

-Masz szczęście gówniarzu, ale następnym razem nie będzie tak kolorowo!- mówiąc to odchodził, puki chłopak jeszcze na niego patrzył obrócił się i pokazał mu środkowy palec- fack you gówniarzu, FACK YOU!!!- krzyknął w jego stronę z nonszalanckim uśmiechem i odszedł. 

Po kilku minutach był już w domu, wyciągnął klucze z kieszeni, drzwi dziwnym faktem były otwarte. 

Pewnie zapomniałem zamknąć- pomyślał.

 W pokoju paliło się światło, Chuuya miał już pewność, że ktoś musiał wejść do jego mieszkania jak był nieobecny. Wyciągnął powoli rewolwer, załadował go i ruszył w stronę salonu. Zajrzał do pokoju, ma jego twarzy pojawiło się rozczarowanie.

-Zabije cię kiedyś jak nie przestaniesz przychodzić do mnie bez mojej zgody Dazai- powiedział z irytacją patrząc na Dazaia leżącego na kanapie i oglądając jakiś tani serial. Podszedł do stolika, zabrał pilota i wyłączył telewizor.

-No eeeeeej- spojrzał na niego błagalnym wzrokiem- no Chuu... daj pilota. No plose...

-Rusz dupę jak chcesz tu dalej przychodzić-dazai wstał z kanapy - weś zrób coś do jedzenia, głodny jestem.

-A co by mój maluszek chciał zjeść- odpowiedział zaplatając palce i opierając się ja nich.

-Jeszcze raz mnie tak naz...!- nie dokonczył bo na jego ustach pojawił się dłoń bruneta.

-Oj oj oj, spokojnie... Zrobię ci... O! Spaghetti!- powiedział, lekko potrząsając głową chuui tak aby wyglądało na to że się zgodził- widzę że też ci odpowiada, i wszyscy happy!

-popszoj ne wemrzoncu bpo amk miec zampaz pemnmomne- [ puszczaj mnie wieżowcu bo jak cię zaraz pierdolone ] próbował powiedzieć chuuya lecz dazai nie dawał za wygraną. 

-Co mówisz?- powiedział uśmiechając się. Lecz chuuya miał już dość i postanowił że jakoś się uwolni, oczywiście mógł już to dawno zrobić, znał milion sposobów, i w jednej chwili mógł powalić Dazaia ale nie chciał mu psuć zabawy, widział, że jest szczęśliwy, a jego szczęście dla chuui były jak ciepły promyk słońca w zimową moc.

Szybko wykonał gwałtowny ruch przerzucając Dazaia przez ramię i kładąc na ziemię, dazai spojrzał na niego że smutkiem.

-No weś, ja się tylko chciałem pobawić.

-O się pojawiłeś, teraz idź robić to spaghetti. I mają być klopsiki!- powiedział i skierował się do swojego biurka.

-Tak szefie- odpowiedział i poszedł do kuchni. Chuuya za ten czas otwierał arkusz z dokumentami. 

Szybko przeleciał go wzrokiem, na jego twarzy pojawiło się przerażenie, jeszcze raz spojrzał na papier. Nie mógł się mylić, umiał przecież czytać. A na kartce było dokładnie napisane kogo ma zabić. Już wiedział dlaczego Mori mówił mu o tym z taką powagą. Widniało tam zdjęcie nikogo innego niż,  Dazaia. 

-Nie... to... to niemożliwe...

*********

807 słów



I nawet ŚMIERĆ nas nie rozdzieli | Chuuya x Dazai | POPRAWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz