,,Dlaczego ja to zrobiłem...''

51 6 39
                                    

Dazai padł na ziemię, oparł się drżącymi dłońmi o trawę, spojrzał przed siebie zamglonym wzrokiem, wszytko było rozmazane i ledwo widoczne. Ostatnią rzecze jaką dostrzegł to skrawek rudych włosów Chuui a potem była tylko ciemność.

U pewnego muzyka: 

Pewien muzyk właśnie szedł sobie opustoszałą ścieżką wydeptaną przez spacerowiczów,nagle usłyszał głośny huk. Spojrzał na miejsce z którego dochodził odgłos. Kilkadziesiąt metrów od niego spostrzegł jakiegoś dzieciaka wybiegającego z polanki. Wydało mu się to dziwne, postanowił to sprawdzić. 

Skierował się do polanki, rozsunął gęste gałęzie i wszedł na polanę. Kiedy przyjrzał się dokładniej zobaczył coś leżącego gęstej trawie. Podszedł. Nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. 

-O fack... - powiedział, przykucnął przy Dazaiu, trzęsącymi się dłońmi sprawdził jego puls, słaby ale jest. Wziął swoją bluzę, przywiązał przez jego bark aby zatamować krwawienie. W okół niego była wielka kałuża krwi, pozbierał trochę liści i przykrył kałuże żeby nikt, nic nie podejrzewał. Wziął Dazaia na barana i zaniósł do swojego auta. 

Kilka godzin później:

Dazai leżał na bardzo wygodnym łóżku, w drugim końcu pokoju stał stół i krzesło na którym siedział mężczyzna który go tu przywiózł. Dazai otworzył lekko oczy, obrócił lekko głowę, zobaczył mężczyzna bawiącego się nożem do sztuczek. 

-Chuu?...- zapytał zmęczonym głosem, chłopak spojrzał na niego.

-W końcu się obudziłeś- stwierdził z ulgą- już myślałem że umarłeś, jak się czujesz? 

-Uch... Głowa mnie boli, i bark...

-Poczekaj przyniosę Apap- wstał i podszedł do szafki i wyciągnął tabletki, nalał wody do szklanki i podał Dazaiowi. 

-Um, dzięki- wziął tabletkę i popił- tak właściwie to, kim ty jesteś?

-A no tak... Nie przedstawiłem się Tadashi i jestem muzykiem, w sumie ty też żeś się nie przedstawił.

-Dazai i jestem detektywem, gdzie my w ogóle jesteśmy?- powiedział rozglądając po pomieszczeniu. 

-Tokyo, hotel Indigo Shibuya.- powiedział rozkładając ręce. 

-Jakieś 30 km od mojej miejscowości, nie?- czyli od Yokohamy.

-No tak.- odpowiedział nie wiedząc o co mu chodzi.

-Ech... Gdzie jest Chuuya, widziałeś go?- zapytał kiedy przypomniało mu się o jego istnieniu.

-Kogo?

-Chuuya. Taki mój... kolega, niski, rude włosy, niebieskie oczy...- mówiąc tą wszytko jakby rysował dłonią,

-Aaa... Widziałem go przed tym jak cię znalazłem. To chyba on do ciebie strzelił?- zapytał z zaciekawieniem.

-Nie chce o tym rozmawiać.

I tak mijała im rozmowa, czas sam płynął. 

Tymczasem kiedy oni sobie miło rozmawiali, Chuuya przechodził największy dramat w historii swojego życia.

Dlaczego to zrobiłeś debilu?! Co ci przyszło do głowy!? Przeciera mogłeś sobie z nim wyjechać gdzie indziej i nie mieć problemu! Zamiast tego, pali się teraz w piekle!- myślał sobie siedząc w sypialni oparty o ich ścianę wspomnień. 

-Dlaczego ja to zrobiłem...

Wstał i położył się w łóżku, już był jedną nogą w świecie snów kiedy zobaczył flashbacki z poprzedniej nocy. Od razu odechciało mu się spać. Wstał i poszedł do kuchni. Podsunął sobie krzesło pod szafkę z alkocholami i wyciągnął z pięć butelek. Nie myślała nawet o jakiejkolwiek szklance, otworzył napój i zaczął go po prostu pić. Po minucie pół butelki było już puste a Chuuya, jakimś cudem nadal był trzeźwy. 

-Co jest!? Czemu nie potrafię się upić?! Co jest nie tak?!- darł się ma samego siebie, do pił pierwszą butelkę i otworzył następną. Po chwili ta też była opróżniona, lecz Chuuya już otwierał kolejną. Po piętnastu minutach opróżnił więcej niż dziesięć butelek. I był już na tyle piany, że nie miał jak pójść po kolejną butelkę. Leżał na ziemi wpatrując się zamglonym wzrokiem w sufit.  Po godzinie leżenia na podłoże zasnął. 

Znowu był w świecie snów, lecz wszystko było inne, rośliny usychały, wszystkie liście spłonęły a rysunki i zdjęcia powoli się paliły. Rozglądał się po lesie, dostrzegł w końcu tego podejrzanego dzieciaka. Podbiegł do niego i ,,grzecznie" zapytał:

-Ej, coś ty zrobił z tym miejscem gówniarzu?!

-Ja? Ja nic nie zrobiłem, to twoja wina.- odpowiedział wskazując palcem na Chuuyę.

-Hahaha, bardzo śmieszne. To przecież ty władasz tym miejscem. Weś się nie wydurniaj- rzekł i pchnął dzieciaka, ten się zachwiał i prawie upadł. 

-Czemu mnie popychacz?- zapytał zsmutniały.

-Bo pieprzysz jakieś głupoty!

-Wcale nie, to twoja wina. Im bardziej masz zniszczoną psychikę, tym bardziej jest zniszczone to miejsce. No i czemu na mnie krzyczysz?

-No w sumie ma to sens, a krzyczę ma ciebie bo mnie wkurwiłeś już, skurwysynie jebany, tylko byś rysował i nic więcej, bezużyteczny.

-Ej, nie mów tak do mnie, to nie miłe- odpowiedział z łzami w oczach.

-Nie miłe?!  A co mnie to obchodzi?! Weś się odpierdol po prostu!

-P.... prze.... przestań t... to nie fajne!- rzekł już płacząc. 

-Kid...

Nagle poczuł na swoim ramieniu zimny oddech, po jego plecach przeszedł dreszcz, tymczasem dzieciak przykucnął i skulił się.

-Tato... o... on do mnie nie fa... fajnie mówił...- wychlipał i wskazał na Chuuyę.

-Co!? Nie! Nic ta...- urwał, wielkie monstrum stojące za nim rzuciło się ma niego. Po chwili obudził się na podłodze z krzykiem, cały zlany potem i łzami.

-O boże... ale mnie głowa boli...- padł z powrotem na ziemię, łapiąc się za głowę.

-Uch... kolejny powalony sen. 

Leżał tak potem na tej ziemi, starając się nie zasnąć, niestety około szóstej rano padł, ale na szczęście nic mu się nie śniło.

*******

846 słów





I nawet ŚMIERĆ nas nie rozdzieli | Chuuya x Dazai | POPRAWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz