The End

20 1 4
                                    

Ostatni rozdział... w końcu.
*****

Dazai padł na podłogę, klęcząc na kolanach.

Czy to się naprawdę stało? Czy przez moje lenistwo Chuuya umarł? Czy to wszytko moja wina?- pytał sam siebie.

Mężczyzna przed nim odszedł gdzieś zostawiając go samemu. Po kilku minutach Dazai podniósł się i wybiegł z budynku. Biegł przez kilka minut nie zwracając uwagi na samochody który prawie go rozjechały, na ludzi drących się na niego, żeby patrzał jak chodzi.

Po dwóch minutach szybkiego biegu dotarł do mieszkania Chuui. Stanął przed drzwiami z cichą nadzieją, że to wszytko jakiś sen albo żart i że jak otworzy drzwi to wszytko wróci do normy.

Przekręca szybko klucz i otwiera drzwi. W przedsionku panuje półmrok i cisza, słychać tylko denerwujące tykanie zegara, która uświadamia że czas ucieka nieubłaganie.

Przechodzi przez niewielki korytarz i zagląda do kuchni. Cisza. W zlewie leży stos nauczyń, otwarta mikrofala i szawka z winami których jest znacznie mniej niż kilka tygodni temu.

Zagląda do salonu, sypialni, łazienki. Juz wie, że to nie sen, to wszytko zdarzyło się naprawdę. Chuui już nie ma, a Osamu nie ma po co żyć . Pada na łóżko. W jego oczach pojawiają się małe kropelki, które po chwili zamieniają się w wodospad.

---

Spędza w tym domu kolejny trzy dni. Teraz to nie miekszkanie tylko wysypisko zrozpaczonego człowieka . Osamu w końcu postanawia wyjść z mieszkania. Zaczerpnąć świeżego powietrza. To wyjście będzie błędem... ale patrząc z innej perspektywy, to chyba dobra decyzja?

Schdzi po schodach, ręce ma w kieszeniach, a na uczach słuchawki.
Wychodzi z budynku przed ruchliwą ulice na której większość aut łamie ograniczenia prędkości, no ale mniejsza o to.

Idzie przed siebie z przymruzonymi oczami żeby nie oslpeilo go swiatło, ale opuszcza głowę przyglądając się swoim butą. Idzie dalej przed siebie, słychając muzyki, patrząc w dół.

Idzie tak przez około dziesięć minut nie zwracając uwagi na otoczenie słyszy trabniecie samochodu.

Okazuje się że stoi na środku autostrady, a zaraz wjedzie w niego rozpędzony do 90 km/h samachód.

Już miał odskoczyć ale? Stał dalej. Po chwili z wielkim impetem uderza o niego białe Audi i pada na zimny beton. Wszyjie smaochody hamują najszybciej jak mogą, żeby nie spowodować większego bajzelu.

Po chwili na ziemi rozlewa się plama krwi a w tle słychać już syreny alarmowe.

Niestety nie dążą na czas.
****

385 słów

I nawet ŚMIERĆ nas nie rozdzieli | Chuuya x Dazai | POPRAWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz