Rozdział 3

375 57 12
                                    

Następny dzień spędziłem w bibliotece w poszukiwaniu informacji o imieniu Bóstwa. Matka z trudnością wyciągnęła mnie z niej na wspólny posiłek, upominając, bym nie zaniedbywał żony. Mabel nie powiedziała jej, jak naprawdę wyglądała nasza noc poślubna, za co byłem jej ogromnie wdzięczny. Wiedziałem, że matce bardzo zależy na wnukach. Straciła męża, chciała zapchać czymś tę dziurę, znaleźć sobie zajęcie, pomóc młodej królowej w odchowywaniu przyszłego następcy tronu. Jednak nie szybko się go doczeka, to wiedziałem na pewno.

Była to w sumie jedna z niewielu rzeczy, które wiedziałem. Przekonywałem się o tym, z każdą kolejną stroną prześledzoną w bibliotece. Ciężko było znaleźć informacje o Bóstwie, wiele z nich, tych lepiej dostępnych, były kłamstwem, co bardzo mnie frustrowało. Zapiski o Bóstwie w ludzkiej formie, które czczono w świątyniach na całym świecie, były starannie ukryte. Odnajdywałem je zwykle niespodziewanie, jednak kilka linijek tekstu zwykle jeszcze bardziej wzniecało moją ciekawość, zamiast ją zaspokajać. W głowie pojawiały się tylko następne pytania, na które odpowiedź znała tylko jedna osoba w tym zamku.

Zgodnie z obietnicą, gdy tylko mieszkańcy zamku ułożyli się do snu, znowu zszedłem do celi ukrytej pod jego murami. Tym razem oprócz jedzenia wziąłem ze sobą dwie księgi, w których udało mi się znaleźć najwięcej informacji o Księżycowym Bóstwie. Niestety nigdzie nawet nie wspominano imienia, którym by się posługiwało.

Bóstwo jakby na mnie czekało. Gdy tylko podeszwy moich oficerek natrafiły na piasek, nasze spojrzenia się spotkały. Wyglądał jeszcze piękniej niż w moich wspomnieniach, znowu zaparło mi dech w piersi. Jasne pasmo włosów się powiększyło, uświadamiając mi upływ czasu. Wciąż było bardzo daleko do następnego nowiu, ale i tak czułem nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Miałem nadzieję, że Bóstwo ponownie zgodzi się odrodzić Księżyc z własnej woli, że nie będę musiał go zmuszać do tego siłą. Nie potrafiłbym, nie byłbym w stanie zrobić mu krzywdy.

– Witaj – przywitałem się z nim, wchodząc do celi.

Bóstwo uśmiechnęło się delikatnie. Siedział na łożu, okryty delikatną pościelą. Tym razem część długich włosów upiął w niewielki kok na tyle głowy, który przebił podarowaną szpilą. Gdy ją dostrzegłem, poczułem rumieńce malujące się na moich policzkach. Cieszyłem się, że mój dar się mu przysłużył.

– Przyniosłeś coś dla mnie – zauważył.

Skinąłem głową i ułożyłem na łóżku dwie księgi oraz sakiewkę wypchaną różnymi owocami. Bóstwo zupełnie zignorowało książki, od razu sięgając do jedzenia. Jego oczy zaczęły błyszczeć na widok importowanych, dojrzałych fig, w które od razu się wgryzł.

– Powiedz mi, co lubisz, a ja to dla ciebie sprowadzę – obiecałem, przyglądając się, jak sok spływa mi z kącika ust. Miałem ochotę wytrzeć go chusteczką, ale się powstrzymałem.

– Ludzkie jedzenie zawsze ma taki ciekawy smak – wyznał. – To jeden z największych pozytywów bycia człowiekiem.

– Jutro przyniosę ci więcej jedzenia – obiecałem.

Bóstwo się uśmiechnęło.

– Słucham cię zatem – powiedział. – Przyniosłeś mi ofiarę, o co chcesz prosić w zamian?

Więc tak to wyglądało w jego oczach. Dla niego byłem tylko kolejnym człowiekiem zafascynowanym jego boskością.

– Zaznaczyłem w księgach kilka ciekawych fragmentów, są o tobie – przeszedłem do rzeczy. Otworzyłem pierwszą z dość obszernych ksiąg. Jej strony były bardzo delikatne, co z pewnością było winą moli i wieku. Na szczęście większość kurzu wyleciała z niej, podczas czytania w bibliotece. – Tu jest napisane, że nim jeszcze pierwszy człowiek stanął na ziemi, ty zstąpiłeś z niebios na ziemię, by zawładnąć nad oceanem i wydobyć z niego lądy.

HIDE IN THE MOONLIGHTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz