Rozdział 12

301 46 37
                                    

Gdy wróciliśmy do zamku, złe wiadomości od razu dotarły do mojej matki. Służba poinformowała mnie, że udała się ona na poważną rozmowę do komnaty Mabel, a ja zapewne byłem następny w kolejce. Wiedziałem, że jako królowi powinno mi zależeć na tym małżeństwie, że jako mężczyźnie powinno zależeć mi na żonie, ale... Czułem, że anulowanie małżeństwa byłoby dla Mabel najlepszym rozwiązaniem. Nie dałem jej tego, czego chciała. Mogłem dać jej złoto, piękną komnatę, liczne suknie, biżuterię czy status królowej, jednak nie potrafiłem dać jej miłości oraz dzieci. Ten zamek stałby się jej więzieniem, tak jak stał się moim. Jednak dla niej była jeszcze szansa, by stąd uciec, ja nigdy jej nie miałem.

Nim matka zdołała mnie dopaść, zdecydowałem się opuścić zamek. Wpierw wyszedłem jedynie na błonia, spacerując nieśpiesznie w blasku Księżyca. Sam nie wiedziałem, jak to się stało, że przekroczyłem otaczające je mury i wyszedłem na piaszczystą plażę. Moje włosy rozwiewał silny nadmorski wiatr, fale rozbijały się o brzeg, mieniąc się srebrzyście, a dookoła nie było żadnej żywej duszy. Przysiadłem na piasku, w takiej odległości, że fale nie mogły mnie sięgnąć, i po prostu zacząłem przyglądać się bezkresnemu morzu.

Być może, kiedy po Pełni stracę zdrowe zmysły, postanowię rzucić się w te fale i pozwolę, by zabrały mnie one daleko stąd...

☾⋆

Mabel ostatecznie postanowiła zostać, jednak od czasu naszego wspólnego wyjścia nie odzywała się do mnie. Kiedy przypadkowo mijaliśmy się na korytarzach oraz na wszystkich wspólnych posiłkach, nie uraczyła mnie ani jednym spojrzeniem, i wiedziałem, że powinienem odpowiednio przeprosić ją za moje zachowanie. Niestety wiedziałem, że jeśli bym to zrobił, znowu dałbym jej złudną nadzieję, a nigdy nie chciałem jej ranić.

W dzień Pełni od rana czułem nieprzyjemne swędzenie pod skórą. Chociaż jeszcze wczoraj zamierzałem rozkazać służbie, by szczelnie zasłoniła wszystkie okna, i całą noc naiwnie chować się przed blaskiem Księżyca, ignorując jego wołanie, teraz zmieniłem zdanie. Gdy jego blade lico zaczęło wspinać się po wciąż błękitnym niebie, wiedziałem już, że na nic się to zda. Kuu przed swoim zniknięciem powiedział mi, żebym nie chował się przed Księżycem, że teraz należę do nich, a oni chcą wiedzieć, gdzie jestem. Dlatego postanowiłem dać im to, czego chcieli. Postanowiłem kolejnej Pełni ofiarować im siebie.

Nim noc zaczęła się na dobre, wezwałem do zamku Kala. Mężczyzna pokłonił mi się, z niepokojem na twarzy przyglądając się cieniom pod moimi oczami, którym winne były nieprzespane noce. Na szczęście nie znalazł w sobie śmiałości, by skomentować je chociażby słowem.

– Dzisiaj jest Pełnia – odezwałem się do niego, z trudem wysiadując na tronie, który zdawał się wręcz mnie parzyć.

– Wiem, panie – odpowiedział z opanowaniem w głosie, którego mi brakowało.

– Jutro z samego rana... – zawahałem się po raz ostatni. – Jutro z samego rana odnajdź szamana i przyprowadź go do zamku. Zapewne będę potrzebował jego pomocy.

– Panie, ale... – urwał, kiedy zobaczył, jak kręcę głową.

– Proszę cię, zrób to dla mnie. On jest naszą ostatnią nadzieją. Jeśli nie uda mu się mi pomóc, zajmij się, proszę, moją matką, żoną i królestwem.

– Amadeusie – zwrócił się do mnie moim imieniem. – Przerażasz mnie. Co planujesz?

– Moje plany nie mają znaczenia. Liczy się to, co planują Kuu i Księżyc, a ich planów nie znam – wyznałem. – Sam to na siebie sprowadziłem, ponieważ nie posłuchałem waszych rad. Powinienem trzymać się z dala od Księżycowego Bóstwa. Teraz już przepadłem, ponieważ oddałem mu moje serce.

HIDE IN THE MOONLIGHTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz