Rozdział 13

213 42 12
                                    

Być może matka uznała mnie za szaleńca. Widziałem to w jej oczach za każdym razem, kiedy nawiązywaliśmy kontakt wzrokowy. Po zamku rozchodziły się plotki, spowodowane moimi conocnymi wyprawami nad morze, gdzie spędzałem kilka godzin, zanim wracałem do własnej komnaty. Wiedziałem, co o mnie szepcze służba: Bóstwo odebrało mu zdrowe zmysły. Matka zapewne myślała podobnie, chociaż ani razu nie zapytała mnie o to. Nie drążyła tematu Kuu, jakby jego zniknięcie z zamku miało oznaczać jego zniknięcie z naszego życia na stałe. Mabel również się do mnie nie odzywała, nie patrzyła na mnie, nawet się ze mną nie witała, traktując jak powietrze.

Zasłużyłem sobie na to wszystko.

Od Pełni minął raptem tydzień, kiedy przed moim wieczornym wyjściem usłyszałem pukanie do drzwi. Po chwili do środka weszła matka i obdarzyła mnie czułym uśmiechem, który odwzajemniłem. Jej ciepła dłoń spoczęła na moim policzku, a następnie pogładziła go czule.

– Amadeusie – powiedziała cicho niczym szum wiatru. – Zbliżają się twoje dwudzieste urodziny. Powinniśmy wyprawić bal. Poddani plotkują, musisz im się pokazać i to z jak najlepszej strony.

– Uważasz, że to dobry pomysł? – zapytałem, szczerze zaskoczony jej propozycją. – Nie tak dawno temu próbowano zamachnąć się na moje życie.

– Nie uważam, ale wiem, co powinieneś zrobić jako król. Musisz utwierdzić swoją pozycję.

Nie odpowiedziałem jej od razu. Jeszcze przez dłuższą chwilę przyglądałem się jej oczom, czując nasilające wołanie Księżyca, który mnie do siebie przyciągał. Nie mogłem dłużej zwlekać z wyprawą nad morze, bo tylko tam czułem się spokojniejszy. Właśnie dlatego skinąłem głową, zgadzając się na pomysł matki.

☾⋆

Przygotowania do mojego urodzinowego balu pochłonęło większość uwagi służby. Również lordowie zdawali się bardzo ekscytować możliwością zaprezentowania swojego majątku w wytwornych sukniach swoich żon oraz córek, a przede wszystkim najedzenia się i napicia kosztem królewskiego skarbca. Chociaż sam nie pałałem entuzjazmem na myśl o przyjęciu tylu gości i koniecznością obcowania w ich towarzystwie, skutecznie odwracało to moją uwagę od liczenia dni do kolejnej Pełni.

Jednak co noc wciąż wychodziłem nad morze, spacerowałem po piaszczystej plaży w świetle niknącego Księżyca i zbierałem białe muszelki, które tak bardzo przypominały mi o Kuu. Były srebrzyste niczym jego włosy, delikatne jak jego skóra. Szklany wazon stojący teraz w mojej komnacie zapełnił się nimi prawie do połowy.

W dniu balu pozwoliłem, by królewski fryzjer delikatnie skrócił mi włosy, które układały się falami na moich ramionach. Ubrałem się w elegancki granat, na nogach miałem świeżo wypastowane buty, które mieniły się w najmniejszym świetle. Guziki od mankietów błyszczały się szczerym złotem, podobnie jak klamra od pasa oraz symboliczna korona, na której założenie nalegała moja matka.

Ona również postanowiła ubrać niebieską suknię, w znacznie jaśniejszym odcieniu niż mój strój, aby nie wrzucać się zbyt mocno w oczy. W końcu była już wdową i matką obecnego króla. Włosy spięła w prosty kok, a dłonie ukryła w rękawiczkach. Jej przeciwieństwem była Mabel. Ogromna różowa suknia z licznymi falbankami opinała ciasno jej ciało, podkreślając talię i eksponując biodra. Sunęła gładko nad ziemią, swoją gracją przypominając mi Kuu, a na jej głowie błyszczał złoty diadem, idealnie dopasowany do kolii na szyi.

– Wyglądasz olśniewająco – odezwałem się do niej, kiedy podała mi dłoń.

To były jedne z pierwszych słów, które wypowiedziałem do niej od czasu naszej kłótni, jednak dziewczyna nie odpowiedziała na nie. Nawet na mnie nie spojrzała, wbijając spojrzenie w drzwi, które już po chwili otworzyły się przed nami, wpuszczając do ogromnej sali balowej wypełnionej ludźmi. Wszyscy się nam pokłonili, gdy zmierzaliśmy do podium, gdzie czekał już nasz stolik. Po drodze udało mi się wychwycić szepty zachwytu nad urodą mojej żony, przypominając mi, jak ogromnego miała pecha, wychodząc za mąż za mnie.

Powinna unieważnić nasze małżeństwo i znaleźć kogoś, kto był w stanie dać jej szczęście.

Gdy zajęliśmy nasze miejsca, nie mogłem się oprzeć i spojrzałem w stronę okien, za którymi powoli zachodziło słońce. Już niedługo na niebie pojawi się Księżyc, a to będzie pierwsza noc od dawna, kiedy nie będę wpatrywał się w niego tęsknie nad brzegiem morza.

☾⋆

Bal trwał do późnej nocy i moim zdaniem był niesamowicie nudny. Na zmianę odbywały się tańce i przerwy na posilenie się, alkohol lał się strumieniami, a pijani lordowie nieudolnie próbowali wkupić się w moje łaski. Byłem jednym z nielicznych trzeźwych mężczyzn, jeśli nie liczyć gwardzistów. Pozwoliłem wypić sobie jedynie kieliszek wina i to na samym początku przyjęcia, a teraz z Tuomasem u boku przyglądałem się zgromadzonym, rozważając, czy nie pora uciec.

Ku mojemu zaskoczeniu z odsieczą przybyła mi Mabel. Złapała delikatnie moje ramię, a kiedy na nią spojrzałem, nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Jej spojrzenie było zimne.

– Odprowadziłbyś mnie do mojej komnaty? – zapytała, odzywając się do mnie pierwszy raz od czasu kłótni. – Jestem już zmęczona.

– Oczywiście – odpowiedziałem od razu i wstałem.

Żona złapała mnie pod ramię, a Tuomas ogłosił nasze wyjście, gdy ruszyliśmy w kierunki drzwi. Ci na tyle trzeźwi, by dostrzec nas wśród tłumu, pochylali się w ukłonach. Reszta nieprzerwanie bawiła się w najlepsze.

– Jak ci minął wieczór? – zapytałem, próbując nawiązać rozmowę z Mabel, ale ona już się do mnie nie odezwała. Nawet na mnie nie patrzyła, jej spojrzenie błądziło po kotarach w oknach, za którymi ściany zamku otulał srebrzysty blask Księżyca.

Nie pożegnała się ze mną, gdy zniknęła za drzwiami swojej komnaty. Aż w końcu zostałem sam. Kusiło mnie, żeby udać się do ogrodu i wymknąć się nad morze, jednak miałem świadomość, iż dzisiaj nie powinienem tego robić. Właśnie dlatego walcząc sam ze sobą, postanowiłem wrócić do mojej komnaty.

Echo moich kroków odbijało się od opustoszałych korytarzy, a myśli błądziły daleko od zamkowych murów, dlatego dłuższą chwilę zajęło mi wychwycenie cichego tupania tuż za moimi plecami. Odwróciłem się właściwie w ostatniej chwili, by uskoczyć przed mężczyzną z zamaskowaną twarzą i nożem w ręku. Nie ponowił próby ataku, a to oznaczało, że wcale nie zamierzał mnie zabijać.

– Gdzie jest Bóstwo? – zapytał, unosząc wyżej nóż.

– Nie wiem – odpowiedziałem szczerze. – Masz przedawnione informacje, jeśli przyszedłeś szukać go tutaj.

Napastnik zmrużył oczy. Nie był skrytobójcą, znacząco różnił się od mężczyzn, którzy zaatakowali mnie w mojej komnacie.

– Muszę wiedzieć, gdzie on jest.

– Nie wiem tego. Odszedł i nikt nie wie, gdzie teraz przebywa – wyznałem.

Cofnął się o krok. Wydawał się zagubiony, jakby zupełnie nie przewidział takiego obrotu spraw.

– Przyjdą po niego – odezwał się w końcu. – I przyjdą też po ciebie, Wasza Wysokość.

– Kto? Kto za tym stoi?

– Mówi, że Bóstwo może dać życie wieczne, ale ja w to nie wierzę... – kontynuował, ignorując moje wcześniejsze pytanie. – Oszukuje wszystkich, bo chce mieć Bóstwo dla siebie.

Po tych słowach odwrócił się na pięcie i ruszył biegiem w stronę schodów. Rzuciłem się za nim w pościg, chociaż w ogóle nie byłem uzbrojony. Zamaskowany mężczyzna doskonale znał zamek, dokładnie wiedział, dokąd biegnie. Zniknął mi za którymś zakrętem, a gdy biegałem po okolicznych korytarzach w poszukiwaniu jego śladów, natknąłem się jedynie na Tuomasa, który zdawał się bardzo zaskoczony moim widokiem.

– Wasza Królewska Mość! – zawołał na mój widok. – Co tu robisz?

Przyjrzałem się jego twarzy.

– Nic – odpowiedziałem krótko. – Odprowadź mnie do mojej komnaty.

HIDE IN THE MOONLIGHTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz