Rozdział 10

249 44 16
                                    

Ta noc była niczym koszmar. Siedziałem na łożu, a żołnierze i służba sprzątali trzy ciała skrytobójców oraz dwóch zamordowanych gwardzistów, którzy powinni strzec mojej komnaty. Obaj mieli poderżnięte gardła, a ich krew zalała posadzki na korytarzu. Obok mnie siedziała matka, pocierała czule moje ramiona i coś mówiła, jednak nie docierało do mnie znaczenie jej słów. Jakbym był pod wodą.

Nie słyszałem, nie widziałem, nie oddychałem.

Przed oczami widziałem tylko postać Kuu, skąpaną w mroku i krwistoczerwonym blasku jego oczu i tatuaży. Zabił ich z taką łatwością, bez chwili wahania, bez skrupułów. Nie stanowili dla niego żadnego zagrożenia, żadnego wyzwania. Jakby tylko chciał, mógłby zabić nas wszystkich. Mnie, mojego ojca, mojego dziadka i pradziadka. Jednak tego nie zrobił, czego nie byłem w stanie zrozumieć. Był potężny, był bardzo potężny. Dlaczego więc pozostawał bierny te setki lat?

– Amadeusie. – Matka ścisnęła mocniej moje ramię. Spojrzałem na nią, jakbym widział ją po raz pierwszy w życiu. – Nie powinieneś tutaj dzisiaj spać. Nie powinieneś spać sam. Może spędź dzisiejszą noc w komnacie Mabel? Podwoimy liczbę strażników, niech was...

Pokręciłem głową, więc umilkła.

– To tylko niepotrzebnie naraziłoby Mabel. Oni chcieli mnie zabić, matko – wyszeptałem. – Gdyby nie Kuu, to moje ciało by stąd zabierano.

– Nie mów tak strasznych rzeczy.

– Kiedy to prawda. Ocalił mi życie.

– A gdzie jest teraz? Zniknął. Może był w to zamieszany...

– Nie bądź śmieszna – powiedziałem trochę zbyt ostro. – Gdyby chciał mojej śmierci, już dawno bym nie żył. Wygnałem go z zamku, bo mnie przeraził. Jest... Jest bardziej niebezpieczny, niż się tego spodziewałem, a jednocześnie... Nie rozumiem, dlaczego jeszcze nas wszystkich nie zabił.

– Mówisz same okropności, Amadeusie. Dobrze się stało, że nie chcesz już trzymać tego potwora przy swoim boku, jednak... Nie powinieneś puszczać go wolno. Poślij żołnierzy, niech go pochwycą i zamkną z powrotem w celi.

Pokręciłem głową.

– Obawiam się, że tylko skazałbym ich na śmierć.

– Więc co zamierzasz zrobić?

– Nie wiem – wyznałem. – Chyba muszę zaczerpnąć rady od kogoś, kto zna się na Bóstwie.

☾⋆

Z samego rana rozpocząłem przygotowania do opuszczenia zamku. Kazałem wezwać Kala, by w jego towarzystwie udać się do szamana. Nie zamierzałem tam wracać już nigdy, jednak sytuacja była na tyle poważna, iż musiałem się przemóc, przeprosić Nuri i znowu poprosić go o pomoc. Ubrałem się z pomocą służby i gdy już miałem opuścić komnatę, do której przeniosłem się tymczasowo, rozległo się pukanie do drzwi.

– Wasza Królewska Mość! – zawołała służąca. – Przybył jakiś mężczyzna. Twierdzi, że Wasza Wysokość będzie go oczekiwał.

Skinieniem dłoni nakazałem otworzyć drzwi i spojrzałem na kobietę.

– Wzywałem Kala do siebie – odparłem.

– To nie lord Kal, panie – odpowiedziała, pochylając się nisko. – To jakiś szaleniec. Stoi od świtu pod bramą i uparcie twierdzi, że Wasza Wysokość będzie go oczekiwał.

Poczułem dreszcze, które przeszły wzdłuż mojego ciała.

Pierwszą osobą, o której pomyślałem, był Nuri, ale to niemożliwe, żeby przewidział, iż będę chciał się z nim dzisiaj zobaczyć. Przy mojej ostatniej wizycie powiedział, że mnie oczekiwał, jednak... Nie, to nie było możliwe. Chyba że sam Kuu się do niego udał.

HIDE IN THE MOONLIGHTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz