R O Z D Z I A Ł 4

117 38 17
                                    

Po tym jakże hojnym geście, który nie zrobił na mnie zbytnio wrażenia, poszliśmy na omówiony wcześniej spacer. Nie trwał on jakoś długo. Widziałam, że James zaczął się gorzej czuć, przez to, że był dzisiaj wyjątkowo wrażliwy na otaczające go bodźce. Denerwowało go dosłownie wszystko, głowa ponoć pękała jak jasna cholera, a przez ciało przechodziły dreszcze. Podejrzewałam efekt odstawienny, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, z jak mocnym problemem się borykamy i szczerze powiedziawszy, zaczęłam żałować, że po jakimś czasie odpuściłam. Może gdybym dalej truła mu dupę i postawiła na swoim, to nie byłoby teraz tego wszystkiego.

Z drugiej strony James jest dorosły i powinien być odpowiedzialny za to, co robi oraz mieć pojęcie, jakie mogą być konsekwencje danych działań.

Dzisiejsze pół dnia było pełne nieoczekiwanych wrażeń, zadzwoniłam nawet do tej grupy wsparcia, żeby zapytać się, jak mogę pomóc mężowi oraz przy okazji umówić go na następny termin mityngu. Okazało się, że te spotkania są w cotygodniowym cyklu i wcale nie trzeba mieć zaświadczenia od lekarza, żeby w nich uczestniczyć. Tu raczej chodziło o coś więcej, co jeszcze trudniej zdobyć- własne chęci do wyjścia z nałogu.

Może być trudno, więc będę musiała uzbroić się w szczególną cierpliwość.

Odwiozłam Jamesa do domu i zdecydowałam się zrobić zakupy w najbliższym markecie. Zaparkowałam samochód, zamknęłam go, uprzednio zabierając torebkę i skierowałam się w stronę stojących wózków. Trzeba uzupełnić zapasy i to nie mało. Pierw zdecydowałam się na uzupełnienie owoców i warzyw. Bardzo lubię z nich robić różnego rodzaju soki czy koktajle, więc napakowałam chyba z pół wózka bananami, truskawkami, brokułami, jak i chociażby samym szpinakiem. W pewnym momencie poczułam wibracje w telefonie, sięgnęłam po niego i odebrałam, dalej krocząc po alejkach.

-Hej Des, przepraszam, że przeszkadzam w randce, ale chciałabym zapytać, czy mogłabyś jutro stanąć sama w kwiaciarni?- zmarszczyłam brwi na prośbę przyjaciółki. Co ona znowu kombinuje?

-Żaden problem, a co się dzieje? Źle się czujesz?- zapytałam, sięgając po ostatnią puszkę sosu pomidorowego. Niestety, nie było mi dane nawet jej dotknąć, ponieważ ktoś mnie uprzedził. Zerknęłam na osobę, która to zrobiła i poczułam, jak całe moje ciało się spina. To był on, znowu.- Zadzwonię później Roo- nim dziewczyna się odezwała, zdążyłam się rozłączyć, cały czas wpatrując się w nieznajomego mi bruneta. Prawą ręką zaczął podrzucać puszką, również nie ściągając ze mnie spojrzenia. Prowadziliśmy taką trochę walkę, walkę której żadne z nas nie chciało przerwać.

-Wygląda na to, że również chciałaś ten sos. Jaka szkoda- westchnął niby z przejęcia. Burak- pomyślałam- Nas jest dwoje, a puszka tylko jedna, co z tym zrobimy? - uniósł jedną brew do góry i lekko się uśmiechnął. Nie dość, że spojrzenie ma przeszywające, to jeszcze uśmiech czarujący. Przesunęłam wzrok nieco niżej. Na sobie miał czarną, opinającą go bluzkę na długi rękaw, tego samego koloru spodnie, a w lewej ręce trzymał beżową koszulę. Kątem oka zauważyłam, że na dłoniach również ma tatuaże. Ciekawe gdzie jeszcz- Stop! Desiree opanuj się- skarciłam się w myślach.

-Nie będę się z tobą bawić jak dziecko, chcesz, to ją weź, ja zawsze mogę pojechać do innego sklepu- powiedziałam i chciałam go wyminąć, gdy ten naglę, złapał za mój wózek. Przełknęłam ślinę, czując narastającą gulę. Czego on do cholery chce?

-A co jeśli wykupię wszystkie sosy pomidorowe w calusieńkim Nowym Jorku?- zapytał, znów unosząc jedną brew do góry, a ja spojrzałam na niego niezrozumiale- Co byś wtedy zrobiła?- prychnęłam. Czasami uroda nie idzie w parze z rozumem.

-Nie wiem, kim byś musiał być albo ile pieniędzy mieć, żeby to zrobić- zaśmiałam się- Ale wciąż nie wchodziłabym w żadne gierki z tobą- powiedziałam zgodnie z prawdą.

-A to ciekawe- brunet podszedł do mnie i oparł się, kładąc rękę na uchwycie od wózka, niebezpiecznie blisko mojej ręki. Poczułam, jak jakaś siła przyciąga nas do siebie, tworząc delikatne oraz praktycznie niewidoczne iskry między naszymi dłońmi. Jego zapach znów pieścił moje nozdrza, pachniał pięknie- trochę jak mieszanka miodu, żywicy oraz kwiatów z domieszką dymu papierosowego. Nigdy w życiu czegoś takiego nie czułam i tu nie chodzi tylko o perfumy.- Nie wiesz, do jakich rzeczy jestem zdolny, byleby osiągnąć to, czego chcę.

Niby oklepany tekst, ale kłamałabym, gdybym powiedziała, że nie poczułam dreszczu i lekkiego podniecenia. Ruszyło mnie, to, i to cholernie, ale nie mogłam dać po sobie tego poznać. Mam męża, kurwa mać.

-A czego chcesz, co?- szepnęłam. Nie byłam w stanie reagować normalnie, gdy tajemniczy nieznajomy był blisko mnie. A tym bardziej, gdy nachylał się nad moją osobą, co właśnie robił w tym momencie- a ja nawet nie wiem, kiedy tak się stało.

Spojrzał pewnie to w moje oczy, to na usta. Piekło mnie wszystko przez te ciemne oczyska.

-Nie mogę ci powiedzieć, dowiesz się w swoim czasie- mruknął- Przy okazji, przy następnym naszym spotkaniu odpłacisz mi się za wylaną na mnie kawę- odsunął się ode mnie i wsadził puszkę z sosem pomidorowym do mojego wózka. Odwrócił się na pięcie i już miał odchodzić, gdy nagle usłyszał mój głos.

-Zamówiłabym przez internet- brunet przechylił głowę lekko w moją stronę i byłam pewna, że tym razem to on nie rozumiał, o co mi chodzi- Pytałeś, co bym zrobiła, gdybyś wykupił wszystkie sosy pomidorowe w Nowym Jorku. To jest moja odpowiedź- i nie czekając na jego reakcje, to ja odwróciłam się w przeciwną stronę i odeszłam z lekkim uśmiechem na ustach. Czas dokończyć zakupy.

***

Gdy tylko przekroczyłam próg domu, poczułam, że coś jest nie tak. Było zdecydowanie za cicho. Odstawiłam wszystkie zakupy do kuchni i skierowałam się w stronę łazienki. Na podłodze, przy toalecie siedział wykończony James, który nawet nie zareagował na to, że ktoś wszedł. Głowę miał opartą o zgięcie w łokciu i szybko oddychał.

-James? Wszystko gra?- zapytałam i podeszłam do niego. Nachyliłam się, sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. Był trochę rozpalony.

-Des.. nie patrz na mnie w takim stanie, proszę- sapnął i skierował głowę w stronę muszli klozetowej, pozbywając się- zgaduję- dzisiejszego gofra, którego zamówił. Pokiwałam głową na boki, zupełnie go nie rozumiejąc.

-Widziałam cię już w gorszych sytuacjach- westchnęłam- Czekaj, przyniosę ci wodę z elektrolitami do popicia.

Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Nie minęła chwila, a ja już stałam nad mężem, trzymając w jednej dłoni szklankę z wcześniej wspominaną wodą, a w drugiej namoczony ręcznik, który przyłożyłam mu do czoła. Blondyn wypił podaną mu miksturę i wytarł usta ręcznikiem. Wstał powoli i podszedł do umywalki, by umyć zęby. Przyglądałam mu się w milczeniu, nie wyglądał dobrze. Gołym okiem można było stwierdzić, że coś mu jest.

-Zadzwonię zaraz do taty i powiem, że jesteś chory. Niech da ci parę dni wolnego.

James pokiwał tylko lekko głową i podszedł do mnie, tuląc się mocno. Ręką gładził moje plecy-Dziękuje, nawet nie masz pojęcia, jak mocno cię kocham- mruknął i wtulił się- o ile to w ogóle było możliwe- jeszcze mocniej.

Nic mu nie odpowiedziałam, tylko stałam jak słup soli i pozwalałam na to, co robił.

-------------

Dzień dobry!

Mamy kolejny rozdział:)

Bardzo by było mi miło, jakbyście zostawili gwiazdkę i komentarz! Udostępniajcie dalej!

Miłego dnia wam życzę słoneczka <3
















COVETEDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz