Rozdział 1

28 7 0
                                    

Kiedy Sophia dotarła na plac, rozejrzała się. Nie widziała w okolicy żadnego ucznia, który mógłby zainicjować to spotkanie. Popatrzyła na zegarek. Była punktualnie. Zdziwiła się trochę, ale stwierdziła, że poczeka. Dziś nie czekały ją już żadne spotkania, więc mogła poświęcić chwilę. Usiadła na pobliskiej ławce i się rozejrzała. Było to nawet przyjemne. W końcu nie musiała myśleć o zajmujących ją sprawach i udawać kogoś, kim nie była. Niestety, zza rogu wyłonił się chłopak, mniej więcej w jej wieku. Zaczął się rozglądać, więc Sophia stwierdziła, że powinna podejść. To pewnie właśnie jej szukał. Przyjrzała się chłopakowi. Jego kręcone, brązowe włosy opadały mu na twarz, którą pokrywał lekki rumieniec. Chłopak był opalony, co dość kontrastowało z jego białymi zębami. Do tego w ręce trzymał deskorolkę. Sophia pomyślała, że w szkole musiał uchodzić za autorytet.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

James rozejrzał się. W jego stronę ruszyła blondynka, dotychczas siedząca na ławce. Zmierzyła go przenikliwym wzrokiem i James miał ochotę się wzdrygnąć. Miała bardzo podobny wzrok do jego mamy... James natychmiast wyrzucił to skojarzenie z głowy. Nie chciał zaczynać tej znajomości, porównując dziewczynę do matki. Dziewczyna zbliżyła się.

-Czy to ty napisałeś do mnie SMS-a? - powiedziała prosto z mostu.

Co?! - zdziwił się James. Chciał zadać to samo pytanie. Nie znał tej dziewczyny, po co miałby pisać do niej SMS-y?

-Szczerze, chciałem zadać to samo pytanie. Jakiego SMS-a dostałaś? - zapytał.

Dziewczyna popatrzyła na niego zdziwiona, lecz po chwili odpowiedziała.

-No, że mam się tutaj stawić o 17:00, bo zostałam wybrana. Podejrzewałam, że to jakiś uczeń ze szkoły w ten dziwny sposób próbuje się ze mną skontaktować, ponieważ jestem w samorządzie szkolnym. To nie ty wysłałeś tę wiadomość?

-Nie, ale dostałem taką samą. Czekamy na tę samą osobę. - podsumował James.

Dziewczyna zmierzyła go dziwnym spojrzeniem. Cisza przeciągała się i James, przyzwyczajony do otaczania się hałaśliwymi kolegami, czuł się coraz bardziej nieswojo. Nagle uświadomił sobie, że dziewczyna się nawet nie przedstawiła. W sumie... on też nie.

-Ej, a tak w ogóle, to jak masz na imię? - zapytał. - Ja jestem James.

-Mam na imię Sophia.

James popatrzył na nią zdziwiony. Wyrażała się dość nietypowo i dopiero teraz to sobie uświadomił. Mówiła... podręcznikowo, jakby powtarzała jakieś wyuczone zdania.

-Ciekawe, czy przyjdą też inni?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Lily wyszła z kawiarni, a tuż za nią podążał Jake. Nie powiedziała mu, dlaczego tak naprawdę przyszła na ten plac i nie zamierzała tego zmieniać. Nie chciała, żeby miał ją za nieudacznicę. Już i tak musiał wysłuchiwać jej narzekań na temat szkoły. Rozejrzała się i zobaczyła dwójkę ludzi — chłopaka i dziewczynę, którzy wpatrywali się w nią i Jake'a. Przecież osoby w moim wieku nic mi nie zrobią — stwierdziła i postanowiła być odważna. Pożegnała się z przyjacielem i ruszyła w kierunku rówieśników.

-Cześć, jestem Lily! - powiedziała, podchodząc. - Czy to wy napisaliście do mnie SMS-a?

-Nie, ale my również go dostaliśmy. - odpowiedzieli.

Lily zdębiała. Może jednak powinna zostać z Jakiem?

-Ja jestem Sophia, a to James. - powiedziała dziewczyna.

James popatrzył na Sophię z chęcią mordu w oczach. Zdecydowanie nie spodobało mu się, że został przedstawiony. W ogóle ta dwójka kompletnie się różniła, jakby pochodzili z dwóch różnych światów. Lily widziała to wyraźnie, choć nie była pewna, na czym ta różnica polega.

Lily nie zadawała pytań. Po prostu stanęła obok, wiedząc, że musi zostać.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

-Z wycieczki nad strumień nici. - powiedział Charlie do telefonu.

Niestety, w nocy ktoś podziurawił mu oponę, więc musiał kupić nową. Musiał to zrobić jak najszybciej, gdyż już zatęsknił za swoim rowerem. Zdecydował, że pójdzie do sklepu z rowerami w centrum, gdyż słyszał, że bardzo szybko załatwiają tam takie sprawy. Tak oto koło godziny 17:30 Charlie pojawił się na placu i od razu rzuciła mu się w oczy trzyosobowa grupa nastolatków, którzy wlepiali w niego wzrok. Oprócz niego na placu było jeszcze pięć osób, lecz oni patrzyli właśnie na niego. Rozejrzał się, lecz nigdzie nie widział poszukiwanego przez siebie sklepu. Nie chciał chodzić po całym centrum w poszukiwaniu lokalu, w dodatku pchając rower, więc postanowił podejść do grupki.

-Nie, nie dostaliśmy SMS-ów. - powiedział brunet, kiedy tylko Charlie się zbliżył. - Ja mam na imię James, to jest Sophia. - wskazał na wysoką, szczupłą blondynkę.

Co?! - to była jedyna myśl Charliego.

-Przepraszam, ale to chyba pomyłka. - powiedział nieśmiało. - Nie wiem, o co chodzi. Chciałem tylko zapytać, gdzie mogę znaleźć sklep z rowerami...

James popatrzył na innych z konsternacją.

-Na pewno nie dostałeś żadnego dziwnego SMS-a? - zwrócił się znowu do Charliego. - Myślałem, że będzie nas czworo.

Dziewczyny popatrzyły na niego zdziwione.

-Czemu czworo? - zapytała Lily.

-No bo wiecie, wszystkich superbohaterów było czworo. Fantastyczna czwórka, Żółwie ninja i wiele innych grup.

-To wy jesteście jakimiś bohaterami? - zdziwił się Charlie.

-Ty też możesz być. Sprawdź wiadomości. - powiedział James, a dziewczyny popatrzyły na niego wyraźnie zdenerwowane.

Charlie zaglądnął do wiadomości, ale nie znalazł żadnego dziwnego SMS-a. Przypomniał sobie jednak, że wczoraj skasował wszystkie wiadomości (oprócz tej od Tobiasa), więc zaglądnął do kosza. Tak, była tam!

Przyjdź jutro na Główny Plac o godz. 17:00. Zostałeś wybrany i musisz się tam zjawić.

-To tyle? Nic więcej nie wiecie? - zapytał, pokazując wiadomość innym.

Niestety, nie wiedzieli nic więcej. Po chwili postanowili usiąść na chodniku, ponieważ stanie nie było zbyt komfortowe, a wszystkie ławki były zajęte. Po placu przechadzali się różni ludzie, lecz żaden nie wyglądał na tego, kto ich tu wezwał. Charlie porzucił plan pójścia do serwisu, więc tylko patrzył przed siebie. Kiedy zaczęło się robić ciemno, plac zaczął pustoszeć, aż w końcu zostali sami. Siedzieli tak dobre kilka minut, aż nagle usłyszeli szybkie kroki za plecami. Niestety, zanim któreś z nich zdążyło zareagować, ktoś nałożył im worki na głowy. Charlie chciał krzyknąć, ale zatkano mu usta. Zaczął się szamotać, ale ktoś uderzył go w głowę i od tej chwili nic nie pamiętał.

Wyspa smokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz