pov somebody's
Nienawidzę tego miejsca. A mówiąc to, mam na myśli uczucie tak czyste, jak pieprzone wody Blue Lake, które odwiedziłem za dzieciaka. Drażni mnie każdy skrawek tego pierdolonego miasta. Każdy park wypełniony ludźmi napawa mnie jakąś bierną agresją. W szczególności Pocket Beach. Tak, Pocket Beach jest najgorsze, bo stamtąd jest najbliżej do Clippera i jego zasranych promów. Na zapach kawy mnie mdli, a czuć ją na prawie każdym skrzyżowaniu tego przeklętego miasta. Najgorsza jest ta z wanilią z Artly Coffee. Mają tam jakiś chory zwyczaj, by do każdego zamówienia dorysowywać uśmiechniętą buźkę, jakby całe życie kroczyli z Jokerem na twarzy. Pieprzeni optymiści i ich pieprzenie idealna ściana szkicu. Nienawidzę też tych żółtych taksówek, które wyłaniają się znikąd pośrodku pustej ulicy o każdej porze dnia i nocy. Choć nie. Te ulice nigdy nie są puste. Zawsze są pełne ludzi, a oni zawsze są głośni, tak samo jak ci na hulajnogach, albo ci na rowerach, czy innych durnych wielokołowcach. Zawsze gadają i zawsze jest ich zbyt wiele. I nienawidzę tego powietrza. Jest przesiąknięte każdym możliwym zapachem świata i nie da się ich logicznie rozdzielić. Choć nie. Istnieje czas, gdy jest wyjątkowe. Zbyt wyjątkowe. I jest to wiosna.
Nienawidzę powietrza pachnącego wiosną. To jej ulubiona pora roku.
Dobrze, że mamy jesień.
Właśnie patrzę za okno. Jest już ciemno, ale mimo to mogę dostrzec stertę uschniętych liści po drugiej stronie ulicy. Nigdzie nie widać ludzi, ale czemu się dziwię? Jest już grubo po północy, a każdy głupi wie, że w tę część miasta nie powinno zapuszczać się o tak ponurej godzinie. W tym barze nie podają kawy, a już tym bardziej waniliowej. Patrząc za okno, mam pewność, że nie dostrzegę żółtej taksówki. Nie dojeżdżają aż tutaj. Powietrze nie pachnie, ono jedynie śmierdzi i to konkretami – alkoholem, fajkami i potem. Niczym pomiędzy. To prawie żałosne, że czuję się tu komfortowo.
Popijam kolejną szklankę procentowego trunku. Kolejną w tym tygodniu. Kolejną tego wieczoru. Powinienem przestać, jeśli chcę wyjść stąd w miarę dobrym stanie. Choć i tak wiem, że nie wyjdę. Jak zawsze, ktoś z obsługi zapakuje mnie w jedną z tych żółtych taksówek, których tak bardzo nienawidzę i przez całą drogę będę zastanawiać się, skąd ją wytrzasnęli, bo przecież one nie jeżdżą ulicami w tej części Seattle. Potem przetoczę się przez próg kunsztownej bramy, tej tuż obok wejścia do Artly Caffee i zemdli mnie na zapach ich pieprzonej waniliowej kawy, którą czuć nawet w środku nocy. W połowie drogi na piąte piętro zdam sobie sprawę z tego, że zgubiłem klucze do domu i z powrotem zacznę staczać się ze schodów. Przy odrobinie szczęścia uda mi się nie złamać żadnej z kończyn. Ulicą przejadą kolejne żółte czterokołowce, które wyklnę na trzy światy, skręcę w pierwszą ulicę, a potem w kilka kolejnych i nagle znajdę się w jakimś podejrzanym i oślizgłym ślepym zaułku, a gdy będę chciał się cofnąć, by odnaleźć prawidłową drogę, zatrzyma mnie facet z drżącymi dłońmi i rozbieganym wzrokiem, niewinnie pytając, czy może nie chciałbym...
Dzwonek przy drzwiach kolejny raz tego wieczoru przykuwa moją uwagę. Tak właściwie to bardziej wytrąca mnie z równowagi. Bębenki mi pękną, jeśli jeszcze raz usłyszę ten cholerny dźwięk! Sięgam nerwowo po szklankę z grzechoczącym w środku lodem i cierpkim, zdecydowanie zbyt drogim jak na moją kieszeń, trunkiem. Whisky. Przynajmniej w końcu jestem świadom tego, co piję od kilku godzin. Odruchowo obiegam wzrokiem ciemne pomieszczenie i nie dostrzegam nikogo nowego. Widzę tych ludzi praktycznie codziennie, a nawet nie wiem, jak naprawdę mają na imię. Jedynie te wymyślone przeze mnie, rozbrzmiewają echem w mojej głowie tak samo, jak historie, które im przypisałem. Ale faktem wciąż pozostaje, że ci ludzie totalnie nic dla mnie nie znaczą, a właściwie to nawet mi wadzą. Są zbyt głośni w swoich myślach. Gdy na nich patrzę, prawie jestem w stanie dostrzec trybiki pracujące w ich głowach. Obrzydliwe.
CZYTASZ
Niebo między Nami | Dylogia Nocnego Nieba #2
RomansaKażdy z nas ma w sobie uśpionego potwora, który czasem krzyczy wniebogłosy, czasem płacze w głuchej ciszy nocy, a czasem śmieje się naszymi ustami. Gdy ocean staje się gładką taflą, można w nim ujrzeć niebo. Jest nieskończonym ciągiem barwnych obłok...