Rozdział 2

233 28 11
                                    


 Nasze całe życie składa się z przypadków. Z krótkich chwil, które razem stają się czymś, co jest powszechnie nazywane wspomnieniami. Tymi szczęśliwymi i tymi przepełnionymi słonymi łzami. Tymi, o których najchętniej chcielibyśmy zapomnieć i tymi, które zachowalibyśmy w postaci nagrań, zdjęć, czy też innych pamiątek. 

Przypadki. 

Na pewno przypadkiem było to, że Harry Styles trafił do tego obskurnego baru pełnego pijanych mężczyzn i ludzi z ogromną pasją w sercu. Dziwne wymieszanie charakterów? Bardzo możliwe, jednak dzięki temu wszystkiemu czuło się w pomieszczeniu dziwną aurę. Tajemniczość. To miejsce musiało mieć swoją historię, bo gdyby tak nie było, dlaczego osoby, które mogły by grać w najlepszych spektaklach teatralnych, albo nagrywać swoje płyty w nowoczesnych wytwórniach siedziałyby tutaj? Własnie. To nie miało żadnego sensu dla osoby z zewnątrz, za to ogromny sens dla osób, które odwiedzały bar od lat. 

- A to Wendy. - chłopczyk usmiechnął się krzywo i zacmokał. - A ja jestem Will. A dokładniej William Aleksander Evans, ale spokojnie, polubiłem cię i możesz mówić do mnie Will. Oczywiście jeśli chcesz, bo jeśli nie, odpowiada mi też opcja Willy, albo Williander. Tak mówi na mnie Wendy, ale jej nie warto się słuchać... - Młody chłopak trajkotał jak najęty, nie zwracając w zupełności uwagi na to, że jego towarzysz znalazł inną rzecz, z którą mógłby nawiązać jakiekolwiek bliższe relacje. A raczej osobę. - Kupisz mi coś do picia? Nie chcę się narzucać, ale naprawdę, naprawdę, naprawdę chcę mi się pić. Naprawdę.

Will odgarnął włosy wpadające mu do oczu i wyciagnął się w zdartym krześle, które nie było już pierwszej młodości i zapewne wiele już widziało. Zmarszczył powieki, czekając na jakąkolwiek reakcje swojego nowego przyjaciela.  Niestety żadna nie nastąpiła, bo brunet wpatrywal się cały czas w jeden punkt jak zahipnotyzowany.

Zacisnęła mocniej powieki jak gdyby bała się, że kolejny kontakt wzrokowy z tym mężczyzną może zamienić ją w bryłkę lodu. Albo co gorsze - sprawi, że bryłka lodu zacznie sie roztapiać. A właśnie takie miała uczucie. Jakby zielone oczy, które skanowały jej drobne ciało mogły pozbawić ją czegoś, co próbowała bardzo skrupulatnie zatuszować. Emocje. Tak bardzo obawiała się, że wyjdą one na powierzchnię.

I chociaż nie chciała ryzykować coś ją pchało do działania. Jakiś niewidzialny sznur złączyl ich drogi. Czyżby przeznaczenie? Nie wiedziała. Jedyne o czym mogła teraz myśleć to te szmaragdowe tęczówki, które wywiercały dziurę w jej umyśle.

Otworzyła powieki ponownie napotykając się na czujny wzrok bruneta. Z trudem przełknęła ślinę i odetchnęła. Oczywiście nie z ulgą, raczej z podnieceniem i dużą ilością zaintygowania. Bo brunet był wyjątkowo interesującą osobą i Wendy mogła już to stwierdzić za ledwie po przelotnych spojrzeniach jakie sobie posłali.

Wstała z krzesła i ukłoniła się. Lekko. Delikatnie. Z gracją.

Czuł, że w tej krótkiej chwili ich horyzonty złączyły się. Że to nie grawitacja utrzymuję go przy ziemi, lecz fascynacja tą drobną brunetką, której dusza wypełniona była smutkiem. Że nawet tlen staje się nie potrzebny, kiedy w grę wchodzi ona. Dziewczyna nadwyraz podobna do innych a jednocześnie tak różna od wszystkich, które spotkał w swoim zyciu.

Wstał, naśladując innych, którzy chcieli ukazać swoje uznanie. Uśmiechnął się na widok zarumienionych policzków dziewczyny i ogników w jej zielonych oczach. Ogników, które tak szybko wypaliły się, ustępując miejsca monotonni.

Chciał do niej podejść. Zaprosić ją na spacer, poznać bliżej. Widział już ich wspólną pierwszą randkę. Widział otaczającą ich dwie sylwetki ciemność i białe gwiazdy połyskujące na niebie. I ją. Ubraną w najzwyklejszą, białą sukienkę. 

Co go powstrzymywało? Czas. 

Czas nie zawsze jest naszym sprzymierzeńcem. A Harry miał go zdecydowanie za mało. Głośne tik- tak odbijało się od tyłu jego głowy, wprawiając go w stan odurzenia. Coś, co kiedyś mógł potraktować za oczywistość, coś co już zawsze będzie mu towarzyszyć, dziś było czymś tak wyblakłym i tak niedokładnie zarysowanym, że Harry zastanawiał się czy w ogóle ma prawo cokolwiek planować. Czy nie zostało mu to już zabrane z resztką snu i z checią istnienia. 

Widział tylko jak ta tajemnicza postać przybliża się do stolika jego i małego szoguna wyczekującego jego odpowiedzi na jakieś trudne i bardzo kłopotliwe pytanie. Tylko które? Chłopczyk zdążył zadać ich już z pięćdziesiąt, a nawet nie minęło dobre pietnaścia minut, odkąd weszli do pomieszczenia. 

Stanęła obok nich z lekkim uśmiechem, równie krzywym, jak u młodzieńca. Prawa strona ust była ewidentnie wyżej od drugiej, ale to wcale nie przeszkadzało Harry'emu w podziwianiu jej osoby. Wręcz przeciwnie. Dodawało to dziewczynie większego uroku. 

- Ile razy mówiłam ci już, żebyś tu nie przychodził? No ile? - powiedziała. - To nie jest miejsce dla ciebie. Zrozumum Will. 

Chłopczyk instynktownie opuścił głowę w dól.

- Ciocia Martha poszła bardzo szybko spac, a ja się nudziłem. Wen, bylo naprawdę nudno. Ona zasnęła przy Scrabble. Przy Scrabble Wendy! - chłopak odparł oburzony. 

Harry jedynie przypatrywał im się z zaciekawieniem. Czyli to ona była jego siostrą? 

- To wcale nie oznacza, że mogłeś sobie wyjść z domu. Tak się nie robi!

Dziewczyna westchnęła. Głośno i przeciągle. Jedną dłonią poprawiła opadające kosmyki włosów, które zawzięcie próbowały dostać się do jej do oczu. A drugą oparła się o biały blat stolika. Trzy pierścienie na jej palcach zamigotały w świetle zółtych lamp. Była wykończona i jedyną rzeczą o jakiej marzyła była ciepła kąpiel i przespana noc w jej własnym, miękkim łóżku, na które zawsze mogła liczyć. 

- Dostaniesz szlaban na dwa miesiące i... - nie mogła dokończyć swojej iście szatańskiej kary, gdy ktoś jej przerwał. Mężczyzna, którego unikała wzrokiem za wszelką cenę musiał przemówić. Była przyzwyczajona do swojego pecha, ale pomimo to zaklnęła soczyście pod nosem. 

- Nie uważasz, że traktujesz go zbyt ostro furiatko? - zapytał z nieukrywanym śmiechem w głosie. 

Wendy poczuła się tak, jakby straciła grunt pod stopami. Furiatka?! Ona furiatką?!

- A ty proszę, nie wypowiadaj się na temat mojego brata ani moim, arogancie. Kto normalny wpuszcza dziecko do baru?! Do baru, jasna cholera! - powiedziała na wydechy. Czuła, że cała krew opuszcza jej twarz. 

- Arogant?

Harry ostatkiem sił powstrzymywał wybuch śmiechu. Jego aniołek okazał się być istnym diabłem? Pomimo wszystko nie zniechęcił sie ani o drobinę. Trudny charakter Wendy jedynie wzbudził jego fascynację. 

- Williander, wychodzimy! - krzyknęła i pociągnęła chłopca za jego ciepłą, puchową kurtkę. - Furiatka! Też mi coś!

- Ale Harry miał mi kupić picie - powiedział Will. 

Wendy tylko zmierzyła go ostrym spojrzeniem i popchnęła go w stronę szklanych drzwi. Dzwoneczek zabrzmiał radośnie, a Harry w końcu wypuścil powietrze. Zaśmiał się głupio pod nosem.

- Odnajdę cię furiatko! - krzyknał jeszcze i pogrążył się w swoich myślach.

Przypadki. 

To one decydują o naszym losie. 

~~~~~~

Chciałabym jeszcze raz podziękować cudownej glamorous_em za jej kochane serduszko i za to, że sprowadziła tu więcej osób! Jesteś niezastąpiona.

Dziękuję za miłe komentarze i gwiazdki 

Kiedyś zaściskam Was wszystkie na śmierć o tak! xx



Trudna sztuka latania - h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz