Kłótnia

649 43 17
                                    


Pov.Tony

Około 18 wróciłem do siebie, podczas grania Dylan zachowywał się tak jak kiedyś co mnie cieszyło, nie zaczynał tematu jedzenia za co byłem w duchu wdzięczny, jak zwykle udałem się na balkon żeby zapalić, cały czas myśli o dzisiejszym napadzie głodu nie dawały mi spokoju nawet fakt że finalnie na śniadanie i obiad poskubałem tylko troche sałatki.
Moim jakże idealnym planem żeby spróbować ominąć kolacje było położenie sie do łóżka i udawanie że śpię, szanse na ominięcie w ten sposób kolacji wynosiły 50/50 nie mogłem sobie pozwolić na zjedzenie czego kolwoek wiecej, nie dziś wiec po wypaleniu papierosa położyłem sie i zająłem przegladaniem mediów, koło 19 do mojego pokoju przyszła Hailie wołając na kolacje, leżałem plecami do drzwi i nie miałem zamiaru jej odpowiedzieć, nie czekała długo tylko zamknęła drzwi i poszła, dla pewnosci i tak leżałem bez ruchu rozmyślając na wszelki wypadek jakby ktoś ponownie po mnie przyszedł, bardzo mi się dłużyło ale finalnie przeleżałem tak 40 minu, nie miałem na nic ochoty wiec postanowiłem obejrzec jakiś serial.

Właśnie skończyłem oglądać 8 odcinek było pare minut po północy, postanowiłem troche sie przejść po pokoju bo miałem dość leżenia, po chwili rozciagania się wyjąłem spod materaca mój szkicownik i jakiś ołówek oraz paczkę fajek i wyszedłem na balkon, noc była bezchmurna księżyc który znajdował sie na wprost mnie dokładnie wszystko oświetlał dzięki czemu wszystko dokładnie było widać, usiadłem w fotelu z nogami opartymi o jego brzegi na których położyłem szkicownik, przez chwile oglądałem stare rysunki ale szybko znalazłem pustą strone którą postanowiłem zapełnić, zacząłem rysować kobietę ale w miejscu torsu wystawały żebra, gdy skończyłem rysunek było chwile przed 3, odłożyłem szkicownik na stolik i wyciągnąłem papierosy,
patrzyłem na las który nadal oświetlał księżyc i powoli zaciągałem się dymem papierosowym.
Ciche kliknięcie drzwi balkonowych wyrwało mnie z zamyśleń a mój wzrok powędrował na sekundę w tamtym kierunku łapiąc kontakt wzrokowy z moim bliźniakiem po czym wrócił spowrotem na las, no cóż tak to jest jak ma sie łączony balkon, słyszałem powolne kroki w moją stronę a po tym zajęcie krzesła obok mnie, przez chwile siedzieliśmy w ciszy ale postanowiłem ją przerwać.

-Czemu nie śpisz?

-Raczej to ja powinienem cie o to spytać- odparł przekręcając głowę w moją stronę- ale po prostu sie przebudziłem a że miałem uchylone okno w pokoju to poczółem że palisz więc postanowiłem przyjść. - a ty.

-Po prostu nie mogłem zasnąć.

-Mhm okej...

Ostatni raz zaciągnąłem się papierosem a niedopałek wrzuciłem do popielniczki.

-Wiesz.. wczoraj po obiedzie rozmawiałem z Willem.

Po tych słowach wiedziałem, że szykuje się znowu jedna z tych trudniejszych rozmów, miałem też żal do starszego brata mimo że podświadomie wiedziałem, że powie o tym Shane'owi to jednak miałem nadzieje, że zostanie to miedzy nami.

-To nie ma znaczenia, nie ma o czym gadać.- w duchu prosiłem żeby nie drążył tego tematu ale nie poskutkowało.

-Nawet tak nie mów, jak to nie ma znaczenia?

-Po prostu stało się i już nic z tym nie zrobisz.

-Czemu nie przyszedłeś do mnie?

-A co by to niby dało? Powiem ci,nic.- mówiąc te słowa okłamywałem sam siebie, dałoby i to dużo, ale bałem się poprosić o pomoc a pozatym bałem się o niego o to że próbując pomóc mi sam sobie zaszkodzi dlatego nie mogłem mu na to pozwolić.

-Przestań, wczoraj nic nie zrobiłem ale nie chce żeby taka sytuacja się powtórzyła, rozumiesz?

-Nie jesteś w stanie nic z tym zrobić.

Rodzina Monet- Jestem problemem | Tony monetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz