1.

355 13 0
                                    

Wpatrywałam się w ścianę w swoim pokoju. Cały gniew, złość i smutek ze mnie wyparowały. Jednak nie wiedziałam na jak długo. Został spokój. Nadal tego nie akceptowałam. To było widać po moim pokoju. Gdzie nic nie było w ładzie. Gdyby mama to zobaczyła, miałabym szlaban. Przymknęłam oczy. Nie ma już jej.
  
  Sama już nie wiedziałam, ile czasu spędziłam w tej pozycji. Godzinę? Dwie? Pięć? Jeszcze więcej?

  Nawet głupia ściana mi o niej przypominała. To jak razem ją malowaliśmy. Jak byłyśmy szczęśliwe. To jak wywróciłam całą puszkę farby na podłogę, więc ona również była biała. To gdy malowała na ścianie motyle, a ja próbowałam takie namalować na kratce.

  Łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją starłam. Nie chciałam płakać. Nie po raz kolejny. Nie przez cały tydzień. Nie mogłam popaść w skrajność. Dlatego miałam wyjechać do ojca i przyrodniego rodzeństwa. Miałam szesnaście lat, a moim drugim rodzicem był Victor Williams. Po nim odziedziczyłam nazwisko, mimo, że moi rodzice nawet nie byli po ślubie. Mieli się pobrać, przez wzgląd na mnie. Jednak zrezygnowali z tego. Ja zamieszkałam z mamą, a ojciec i rodzeństwo przyjeżdżali czasem do nas. Albo ja do nich.

  Zazwyczaj były to krótkie wyjazdy. A teraz? Teraz miałam tam mieszkać. Kalifornia, mój nowy dom? Nie, to nie może być dom. Co najwyżej miejsce zamieszkania. Mój dom jest tu, w Las Vegas. Nigdzie indziej.

  Usłyszałam pukanie do drzwi. Dopiero to wyrwało mnie z przemyśleń. Dopiero wtedy poczułam ból. Wyciągnęłam przed siebie rękę, by zobaczyć jak ściskam w niej szklany odłamek szkolnego wazonu. Wazonu, który mi kupiła.

  Rzuciłam szkłem o ścianę. Wszystko tutaj przypomniało ją.

  - Josie, co się dzieje? Otwórz te drzwi!- usłyszałam głos ojca.

  Udałam, że go nie słyszę. Miałam gdzieś jego wołania. Przecież bym sobie nic nie zrobiła. Prawda? Dziewczyno, co ty gadasz?! Rękę sobie zacięłaś. Krew się leje. Przeżyje.

  - Josephine, otwórz!- krzyczał.

  Zupełnie bez jakiegokolwiek entuzjazmu i chęci wstałam z ziemi. Wlokąc się przemierzyłam pokój i znalazłam się przy drzwiach. Przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi. Obdarzyłam mężczyznę obojętnym spojrzeniem. Jego natomiast było wypełnione zmartwieniem. Martwił się o mnie, a ja nic sobie z tego nie robiłam. Moje myśli skupiały się na innej osobie. Tą najbliższą mi.

  - Boże, twoja ręka.- wystraszył się, a ja wzruszyłam ramionami.

  Złapał moją dłoń, a ja nawet się nie wyrywałam. Obejrzał ją, po czym pociągnął w stronę kuchni. To w tej kuchni moja mama śpiewała gotując posiłki. To tutaj mogła być sobą i robić co kocha. Nawet nie zauważyłam gdy tata wysunął mi krzesło, sprawił, że na nim usiadłam i znalazł się przy mnie z apteczką. Delikatnie chwycił moją dłoń. Zaczął ją oskarżać, potem zawijać opatrunek. Wszystko robił to tak delikatnie, powinnam być wdzięczna, ja za to myślałam, że mamę by to robiła w ten czy inny sposób.

  - Wiem, że to trudne, jednak postaraj się żyć normalnie, kochanie.

  Poprosił. Codziennie od tygodnia o to prosił. Odkąd mama zmarła. Cały tydzień tu ze mną był. Codziennie prosił bym zjadła posiłek. Musiał gotować inne potrawy niż robiła to mama. Patrząc na te które ona zazwyczaj robiła, od razu ryczałam. Sama nie byłam pewna czy zaraz się nie odwodnie przez ilość straconych łez.

  - Ona nie żyje.- odparłam cicho.

  Powiedziałam to, choć wcale nie chciałam. Musiałam zaakceptować to co się stało. Może wtedy byłoby mi lżej.

Met to die together Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz