Rozdział 28

781 150 27
                                    


Alice

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Alice

Po wyjściu Vincenta, stałam jeszcze długo bez ruchu, próbując opanować buzujące we mnie emocje. Nie sądziłam, że kiedy prawda wyjdzie na jaw zderzę się z tak potężnym murem.

Straciłam go i byłam tego cholernie i boleśnie świadoma, że stało się to na moje własne życzenie. Zapracowałam na jego gniew, który uderzył mnie bardzo dotkliwie.

Jedyne pretensje i żal, jakie teraz czułam, to do samej siebie. Nie tak to miało wszystko wyglądać.

Jego wzrok, te piękne oczy, patrzyły na mnie z rozczarowaniem, piętnując i wypalając znamię zdrajcy. Tylko, że to wciąż byłam ta sama ja. Nic się nie zmieniło. Chociaż nie, od momentu, kiedy spotkałam na swojej drodze Vincenta, zmieniło się wszystko. I nie wyobrażałam sobie, że miałoby już go nie być w moim życiu.

Podpisałam wszystkie dokumenty i opuszczałam ten budynek z kartonem prywatnych rzeczy taty i z wszechogarniającą pustką w sercu i głowie. Walczyłam przez ten cały czas ze łzami, ale musiałam wyglądać strasznie, bo mój, już były, asystent nawet zaproponował, ze odwiezie mnie do domu.

Wybrałam numer Vin 'a raz, drugi, dziesiąty, ale za każdym razem odzywała się poczta głosowa lub celowo rozłączał połącznie.

Musiałam dać mu czas. Jemu i sobie. Chociaż miałam świadomość, że powrót mógł być już niemożliwy.

Wsiadłam do samochodu i odpaliłam silnik, kiedy przyszła wiadomość.

Vincent: Walizki stoją spakowane przed drzwiami. Jeśli nie chcesz, żeby ktoś sobie je przywłaszczył, odbierz je jak najszybciej.

Kolejne dźgnięcie w serce, które spowodowało, że musiałam zamknąć na chwilę oczy i wziąć kilka głębszych wdechów. Pierwsza łza potoczyła się po policzku, a za nią kolejne. Po chwili wyłam z bezsilności, pragnąc zniknąć. Rozpłynąć się w powietrzu.

Tak. Tak właśnie powinna była zrobić.

Ruszyłam niepewnie przed siebie, a kiedy dotarłam na miejsce, moje serce było już w strzępach. Szłam długim korytarzem, widać w oddali moją walizkę, którą przywiozłam do niego jakiś czas temu. Uznaliśmy oboje, że dobrze, gdy będę miała więcej swoich rzeczy.

Zastygłam z ręką, chcącą zapukać do drzwi. Spuściłam głowę, a z mojego gardła wydobył się niekontrolowany szloch, który zmusił mnie do ucieczki. Nie chciałam, byśmy w emocjach powiedzieli sobie jeszcze więcej złych rzeczy.

Chwyciłam za torbę i odeszłam, mając świadomość, że widziałam to miejsce, być może, ostatni raz.

***

Uciekłam niczym ostatni tchórz na wieś. Zostawiając za sobą miasto, które w ostatnim czasie zadawało mi więcej bólu, niż dobra. Spakowałam jak najwięcej rzeczy, bo nie wiedziałam, na jak długo się zatrzymam. Zabrałam również sztalugę, bo tęskniłam za malowaniem, które od długiego czasu porzuciłam na rzecz przebywania z Vincentem.

Kolory i dźwięki naszej samotności ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz