Rozdział 9

915 175 23
                                    


Alice

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Alice

– Zatańcz ze mną.

To nie było pytanie. Jego rozkazujący ton głosu i sposób w jaki na mnie patrzył, dosłownie mnie elektryzowały. Ten człowiek robił ze mną co chciał, a ja jak pokorny cielak szłam tam, gdzie mi kazał.

To nie było zdrowe, a sposób, w jaki moje ciało reagowało na niego, był tym bardziej przytłaczający i krępował mnie samą.

– Nie tańczę. – Zaprotestowałam, próbując się od niego oderwać.

– Nie daj się prosić. – Zbliżył się do mojego ucha, a ostra woń jego perfum omiotła mnie dookoła. – Jesteś mi winna wyjaśnienia, dlaczego uciekłaś.

Jak na złość rozbrzmiał nieco wolniejszy kawałek. Vincent stanął za mną, układając tym razem obie dłonie na mojej talii i rozpoczął zmysłowy taniec.

Jego klatka piersiowa ocierała się o moje plecy i czułam, jak znów traciłam zmysły.

Blondynka!

Stała przed nami, przyglądając nam się z rozbawieniem, a ja zwyczajnie wpadłam w panikę. Jak mogłam jej coś takiego robić? Kobieta kobiecie.

– Przepraszam, ale nie mogę tańczyć! – Wydusiłam z siebie i sprawnie wyminęłam mężczyznę, zlewając się z tłumem. Chciałam dotrzeć jak najszybciej do naszego stolika, uprzedzić Claire że wychodzę i zniknąć stąd jak najszybciej.

Jakim cudem w tym cholernie wielkim mieście, wpadałam ciągle na tego faceta? Ktoś mi go ustawiał cały czas na drodze? Śledził mnie? Musiało być jakieś logiczne wytłumaczenie na to.

– Alice, do cholery, nie uciekaj mi! – Znów poczułam uścisk na nadgarstku i silne szarpnięcie, które nieco mnie zirytowało.

– Puszczaj! – Warknęłam, próbując, by mój głos przebił się przez głośną muzykę.

Musiał nas zobaczyć ochroniarz, ponieważ podszedł do nas, mierząc Vincenta ponurym spojrzeniem.

– Zrobić z nim porządek? – zapytał, a ja z łobuzerskim uśmiechem spojrzałam na bruneta.

– Kusząca propozycja, ale poradzę sobie sama, dziękuję. To mój znajomy, a ja i tak wychodzę.

– Porozmawiajmy – powiedział, kiedy zostaliśmy sami.

– Przestań za mną łazić.

– Nie moja wina, że ciągle na siebie wpadamy. O co ci chodzi? Kąsasz mnie, chociaż chwilę wcześniej się do mnie łasisz!

Głośna muzyka przeszkadzała w naszej rozmowie, a raczej w kłótni. Głowa pękała mi od nadmiaru decybeli i tego, że musiałam się drzeć do tego durnia, który ewidentnie nie rozumiał, że wolałabym go unikać.

Kolory i dźwięki naszej samotności ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz