Rozdział 8

869 168 18
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Alice

Ciszę przerwał dzwoniący telefon Vincenta. Oderwałam się od niego, uzmysławiając, że dałam się zbyt mocno ponieść muzyce. Niczym kobra na dźwięki fletu.

Stanęłam przy oknie, wpatrując się intensywnie w widoki za nim. Nawet, gdybym nie chciała, to i tak usłyszałam rozmowę.

– Cześć, Martha. Tak? Cholera. Musiałem zostawić, kiedy byłem dzisiaj u ciebie.

No tak, tajemnicza blondynka z kawiarni. Jak a głupia mogłam o niej zapomnieć? A z rozmowy wynikało, że spędzili razem poranek. PORANEK.

– Przejadę niedługo. Będziesz czekać?

Poczułam się jak skończona kretynka. Dałam się omamić obcemu facetowi, który swoją drogą absolutnie nie wpisuje się w żadne moje standardy. Nie znosiłam bogatych gości, którzy za pieniądze mogli kupić wszystko, łącznie z miłością. A przynajmniej im się tak wydawało. A co robiłam? Spędzałam z takim właśnie typem coraz więcej czasu.

Kretynka!

Zabrałam swoje rzeczy i korzystając z okazji, że Vincent wyszedł do innego pokoju, zwyczajnie uciekłam. Nie wiedziałam tylko, kiedy zdążę się wyrobić ze sprzątaniem i czy wciąż chciałam to robić, skoro miałabym się ciągle na niego natykać.

Co ja właściwie robiłam ze swoim życiem? Bawiłam się w dorywczą pracę, chociaż mogłam codziennie odgrywać rolę pani prezes i chodzić po korytarzach dużej firmy, kręcąc zalotnie pośladkami i wydając kolejne polecenia ludziom. Mogłam, ale nie tego dla siebie chciałam.

Moim marzeniem było malować obrazy. Żyć z tego. Pragnęłam zarażać ludzi sztuką, by ich ściany stały się moją galerią. Nie sławy mi było trzeba, a poczucia, że to co robiłam, było naprawdę dobre.

I tak zaczynało się powoli dziać. Internet w dzisiejszych czasach był potęgą i kilka osób już mnie dostrzegło.

Ubierałam się w second handach, jadałam skromnie. Nie potrzebowałam biżuterii, markowych ubrań, drogich butów i wszelkich luksusów. Byłam inna i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Chciałam być inna, by nie zepsuły mnie pieniądze i wszechobecny konsumpcjonizm.

Ludzie nie raz pukali się w głowę, gdy dowiadywali się, że byłam córką swojego ojca, a żyłam w czterdziestometrowym mieszkaniu w starej kamienicy.

Wpadłam zdyszana do domu, jakby ktoś mnie gonił i przysięgam, miałam ochotę rozpędzić się i przywalić swoją durną głową w mur, żeby wybić z niej te szaroniebieskie oczy i ton jego głosu, gdy śpiewał. Miałam wrażenie, że śpiewał dla mnie, ale tak nie było, bowiem miał ją. Śliczną blondynkę, której nie powinien tak traktować. Jego dotyk, spojrzenie i te piękne piosenki, powinien dedykować tylko jej. Należało się jej.

Kolory i dźwięki naszej samotności ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz