Wyrok Oceanu - review

136 17 6
                                    

Tytuł: "Wyrok Oceanu"

Autor: AstraCanti

Gatunek: fantasy, one-shot

Recenzentka: Angulea

Korekta i redakcja: wildisthewind6

Korekta i redakcja: wildisthewind6

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Uwaga: zawiera spoilery!


Kiedy zaczynałam czytać „Wyrok Oceanu” spodziewałam się kolejnej wersji „Małej syrenki”, gdzie głównym bohaterem byłaby męska postać. Tym bardziej, że autorka wprowadziła nas w disneyowski podwodny świat, pełen barwnych barokowych opisów. Mięsistych zdań, w które można się wgryźć i niemal namacalnie smakować przedstawioną rzeczywistość.

W tym przekonaniu, błędnym — dodam, tkwiłam przez połowę historii. Dlatego też pozwoliłam sobie podzielić ją na dwie części.

Pierwszą, od poznania Vaasta do propozycji Amarii. I drugą, prowadzącą do bardzo mrocznego i intrygującego zakończenia.

I.

W pierwszej części poznajemy młodego abisa, Vaasta z miasta Abisal. Jak sama autorka zaznaczyła, miasto to było głęboko pod wodą gdzie nie docierało światło.

Mnie z kolei zainteresowała sama nazwa "abisal". Jak się potem okazało (po sprawdzeniu w Wikipedii), jest to strefa głębinowa, tak zwana bezdenna głębia, zaczynająca się od 1700m pod poziomem lustra wody. Najuboższa w składniki pokarmowe, pozbawiona światła i o niskiej temperaturze (około 3° C) oraz wysokim ciśnieniu. A organizmy, które dostosowały się do panującego tam ciśnienia, wyciągnięte na powierzchnię najczęściej pękają.

Dlaczego w takim razie nie dotyczy to głównego bohatera? Nie jest wyjaśnione. Jakkolwiek czytając dalej, można dojść do wniosku, że sprawia to magia, którą Vaast jest przesiąknięty.

Młody abis wychodząc na brzeg łamie jedno z głównych praw oceanu. Robi to przeświadczony o swojej nieistotności dla podwodnej społeczności, ale również aby wyrobić sobie zdanie na temat powierzchni i, co chyba najważniejsze, dla kobiety, która jest jego przyjaciółką.

„...nie doskwierał mu chłód – głębiny przygotowały go już na zimniejsze dni. Aczkolwiek nie był sam, więc musiał z kolei zmagać się z gorącem emanującym z ogniska”.

Dosłownie zdanie wcześniej jest napisane, że może wyjść jedynie w absolutnej ciemności, aby nie stracić zmysłów. Od ogniska oprócz gorąca emanuje również światło, więc coś bym tam dopisała, np. że miał chustkę zakrywającą oczy. Podejrzewam, że jest to przeoczenie autorki, tym bardziej, że w dalszej części historii ładnie z tego wybrnęła.

Pierwsza część jest opowieścią o spotkaniu nad brzegiem morza dwóch magicznych istot przyjaźniących się ze sobą. O samotności, odrzuceniu przez otoczenie. Różnicach pomiędzy światem Amarii a Vaasta. Z bardzo pięknym porównaniem brutalności głębin oceanu do istot  na powierzchni charakteryzujących się delikatnością. W świecie Vaasta kanibalizm jest normą, a dla Amarii jest to nie do przyjęcia, czego abis do końca nie może zrozumieć i nazywa dziwnym.

Zdawałoby się, że różnice są nie do przeskoczenia, a mimo to gdzieś pomiędzy tym wszystkim nieśmiało kiełkuje uczucie tych dwojga. 

Jest tu w moim odczuciu słodko-disneyowskie piękno. Urzekające w barwnych opisach i dla mnie nieco męczące.

II.

Druga część to przede wszystkim akcja. I muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak dobrze rozpisanych scen walki, ani  na papierze, ani tym bardziej na watt. 

Tutaj akcja nabiera tempa ze zdania na zdanie. Nie ma już tych barokowych ozdobników ani zbędnych słów. Robi się strasznie, mroczno i krwawo (czyli tak, jak lubię). Tu wychodzi prawdziwa natura abisa, tak samo mocno, jak podłość i zawziętość ludzi. Od tego momentu autorka funduje nam plot twist za plot twistem, aż poczujemy się jak na karuzeli.

Walka z psami — doskonale rozpisana. Czuć tu ból, strach i adrenalinę. Niemal namacalnie stoimy za plecami bohatera, dopingując go w jego działaniach.

Ucieczka abisa przed ludźmi, na czele których biegnie Amaria, i upadek rannego Vaasta z klifu w morze, może się skończyć w jeden sposób.

Tu do akcji wkracza, wspomniana na samym początku bogini morza i znowu mamy zwrot akcji. Jaki, nie powiem. Proponuję poczytać tę historię, bo naprawdę warto i wbrew pozorom, nie jest ona prostą opowiastką dla dzieci. 

Ukazuje przemianę abisa z ciekawskiego młodzieńca w groźnego wojownika. 

Mówi, że miłość to nie tylko bliskość, ale dbanie o drugą osobę nawet z odległości. Że czasem obowiązek, przed którym nie można się uchylić, staje się drugą naturą. A to, co dla innych jest zaszczytem, może być niewolniczą powinnością.

Nawet gdybym chciała się przyczepić, to nie mam do czego. Pomimo sceptycznego podejścia do tego shota (bo absolutnie nie jestem miłośniczką morskich opowieści), w miarę czytania przekonywał mnie do siebie i wciągał. 

Bohaterowie zbudowani byli bardzo plastycznie. Dialogi naturalne. Prowadzenie fabuły bardzo fajne. Do ostatniego momentu nie wiadomo było, jak zakończy się historia.

Co jeszcze mogę dodać. Chyba tylko to, że autorka, jeśli ma inne opowiadania w takim klimacie, to koniecznie powinna wysłać je do wydawnictw. Powodzenia!

RiP 3.0: Angulea (721 słów)

0: Angulea (721 słów)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
RiP: RecenzjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz