Był dwudziesty pierwszy kwietnia roku dwutysięcznego dwudziestego czwartego. Dopiero zapadł zmrok, a temperatura na dworze wynosiła dobrze wyczuwalne dziewiętnaście stopni Celsjusza. Dzięki braku chmur na niebie widniały trudne do nie zauważenia lśniące gwiazdy. Kto nie zgodził by się z tym, że była to pogoda idealna na krótki spacer w powrocie do domu z klubu, czy pracy? Ciepły powiew wiatru zakręcający się wokół ciemnych pasem długich włosów sprawiał wrażenie, jakby był środek lata.Tego dnia Taera postanowiła wrócić do miejsca swojego zamieszkania na pieszo. Dzielnica, w której mieszkała słynęła z przede wszystkim bezpieczeństwa. Wszyscy sąsiedzi dobrze się tu znali. Nikt nie widział w sobie wroga. Dlatego kobieta nie miała powodów do obaw przed spokojnym przechadzaniem się przez ulice.
Stukanie jej obcasów o zimny chodnik było dobrze słyszalne przez brak innego rodzaju wydawania dźwięków na całym osiedlu. Brunetka w połowie drogi sięgnęła po swoją komórkę z drogiej, markowej torby z celem wykonania ważnego telefonu. Krótką chwilę sporała się z odblokowaniem urządzenia na obraz jej twarzy przez brak oświetlenia w okolicy, którą spacerowała. Nie była daleko od domu. Dzieliło ją od niego zaledwie dwieście metrów.
Uruchomiła aplikację do wykonywania połączeń telefonicznych następnie swoimi długimi paznokciami wystukując numer do ukochanego. Przybliżyła telefon do ucha czekając chwile na sygnał o odebraniu połączenia. Po pięciu sekundach usłyszała niski głos mężczyzny po drugiej stronie. Na jej ustach zawitał przyjazny uśmiech.
- Tak, wszystko w porządku. Będę w domu za cztery minuty, kotku. Wstawisz w ten czas wodę na herbatę? Była bym wdzięczna. - w połowie swojej wypowiedzi rozejrzała się dookoła nie chcąc przypadkiem skręcić w zły kierunek. Odczekała kolejną krótką chwilę na odpowiedź mężczyzny za tym kontynuując swoją rozmowę z nim.
- Oh, nie. Jutro zaczynam na wczesną godzinę. Może innym razem? Odwdzięczę ci się w inny sposób.
Jej rozmowa nie trwała długo. Osoba wsłuchująca się w nią z oddali zrozumiała jedynie, że kobieta rozmawiała ze swoim mężem. Po przerwaniu połączenia brunetka kolejny raz się za siebie obejrzała, odczuwając niepokój. Nie spodziewanie przyśpieszyła krok prawie potykając się o swoje obcasy. Czyn ten był nie potrzebny. Usłyszała nagle nie przyjazny szelest a po tym upadła na zimny beton. Spowodowane to było nagłym uderzeniem w jej głowę tępym narzędziem. Syknęła próbując przeczołgać się dalej. Uderzenie było tak silne, że nie miała nawet siły krzyknąć, czy zawołać o pomoc. Spojrzała za siebie chcąc chociaż raz spojrzeć na swojego oprawce. Przez mroczki przed jej oczami nie potrafiła określić jego wyglądu. Wiedziała jedynie, że był to mężczyzna średniego wzrostu.
Zanim zdążyła się ruszyć, zrobić cokolwiek nieznajomy założył na swoje dłonie czarnego odcienia rękawiczki szyderczo się śmiejąc. Ruszył w jej kierunku obejmując długimi palcami ostre narzędzie, którym był nóż. Prawdopodobnie tasak.
Brunetka tym razem bezradnie zaczęła krzyczeć i błagać o pomoc. Gdyby nie to, że ściany domów w okolicy były grubo zbudowane, a okna pozamykane, to może ktoś by ją usłyszał, przybiegł pomóc. Jej nadzieja szybko zgasła. A widok mężczyzny z tasakiem w dłoni sprawił, że ta się rozpłakała. Nie poddawała się jednak. Przekręciła się na brzuch poczynając krótką próbę czołgania się an ulice. W tym samym czasie krzyczała i błagała o pomoc.
Chłopak z satysfakcją obserwował jej czyny. Następnie uśmiechnął się wbijając ostre narzędzie najpierw w łydkę kobiety. Krzyk rozpaczy, który z siebie wydała wystarczająco go nie zadowolił.
- Proszę cię, ja mam dzieci i męża! Nie mogę umierać! Dam ci pieniądze, wszystko! - błagała, aby ją zostawił. Ten jedynie kolejny raz wbił ostry krawędź w drugą część ciała kobiety - plecy. Uważnie obserwował jak krew leje się z rany. Metaliczny zapach krwi sprawił mu wielką satysfakcję. Powtórzył czynność kilkukrotnie wsłuchując się w jęki rozpaczy jego ofiary. Przetarł krew ze swojego policzka następnie odgarniając pasmo blond włosów za ucho. Przykucnął na ciele kobiety zadając kolejne ciosy na jej ciele. Nie patrzał dokładnie w miejsca, w które ją ranił. Po czasie brunetka ucichła. Jej zakrwawione ciało wyglądało jak nie do poznania. Gęsta kałuża krwi utworzona przy jej głowie poplamiła jej idealnie ułożone włosy. Oprawca mimo spełnienia swojego celu wciąż zadawał kolejne ciosy. Tępo wpatrywał się w obraz utworzony przed nim. - Nieprzytomna kobieta w kałuży krwi, a przy jej boku wciąż włączony telefon komórkowy.
Chłopak dopiero po paru minutach podniósł się w ziemi. Jego twarz, ubrania i rękawiczki były poplamione świeżą krwią. Nabierał do płuc coraz to głębsze oddechy rozglądając się dookoła. Zagryzł w niepewności dolną wargę kolejny raz schylając się nad ciałem brunetki. Pociągnął jej głowę ku górze za pasma jej włosów. Widok jej twarzy oraz gęstej krwi wylewającej się z jej ust upewnił go, że była martwa.
Krótko po tym podniósł jej ciało. Przeniósł je do małej rzeki, ciągnącej się wokół ścieżki osiedla. Patrzał z uwagą jak nie przytomne ciało kobiety odpływa wraz ze strumieniem wody tworząc za sobą ślad bordowej cieczy. Ostatni raz się uśmiechnął. Wrócił do miejsca, w którym pozbawił życia młodą kobietę podnosząc do rąk jej dzwoniącą komórkę. Wpatrywał się w urządzenie, aż nie wyciągnął z niego karty sim. Przełamał ją na pół następnie umiejcowując ją w tym samym miejscu co ciało. Telefon również wylądował w tym samym miejscu.
Ściągnął z dłoni ubrudzone rękawiczki jednorazowe. Wyciągnął z kieszeni swoją komórkę, wykonując krótkie połączenie.
- Możesz po mnie przyjechać, Bogum. - głos blondyna był nieco przerażony. Można powiedzieć, że pomimo jego uśmiechu na twarzy drżał. Nie długo po jego słowach słyszalna byłą również odpowiedź mężczyzny z drugiej strony telefonu.
- Już się robi, Taehyungie.
— এ —
Hejka misie. 🤗
Mam nadzieję, że pierwsza część się podoba. Wstawiać następna będę co pare dni, lub tydzień. Zależy jak będzie z nauką! Miłego dnia 🤍
CZYTASZ
ೄྀ𝓣𝓱𝓮 𝓣𝓮𝓶𝓹𝓮𝓽𝓪𝓽𝓲𝓸𝓷 𝓞𝓯 𝓒𝓻𝓲𝓶𝓮 | KookV
Misteri / Thriller"𝐿𝑢𝑏𝑖𝑒̨ 𝑧𝑎𝑏𝑖𝑗𝑎𝑐́ 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖, 𝑏𝑜 𝑡𝑜 𝑠́𝑤𝑖𝑒𝑡𝑛𝑎 𝑧𝑎𝑏𝑎𝑤𝑎. 𝑇𝑜 𝑧𝑎𝑏𝑎𝑤𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒 𝑛𝑖𝑧̇ 𝑝𝑜𝑙𝑜𝑤𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑤 𝑙𝑒𝑠𝑖𝑒 𝑛𝑎 𝑑𝑧𝑖𝑘𝑖𝑒 𝑧𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑒̨𝑡𝑎, 𝑏𝑜 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑛𝑎𝑗𝑛𝑖𝑒𝑏𝑒𝑧𝑝𝑖𝑒𝑐𝑧...