Rozdział 13

196 10 2
                                    

Layla

Już odmawiałam pacierz, ja już byłam pewna, że umrę (już chyba 10-siąty raz w tym tygodniu).

Byłam gotowa na najgorsze, gdy mym oczom ukazał się nie kto inny jak Liam, swoją drogą był bardzo blisko mnie i trzymał mnie jedną ręką w tali.

-A czemu moja diablica chodzi tak sama, w nocy, wiesz ile tu się niebezpiecznych ludzi  kręci.

-Tak niebezpiecznych, jak ty hmm? I żadna twoja-oderwałam się od niego, gdy zorientowałam się, że nasze twarze dzielą milimetry.

-Zapewne, chodź, coś ci pokaże.- pociągnął mnie za rękę.

-Nie, nigdzie z tobą nie idę. Zostaw mnie, jutro muszę wcześnie wstać, daj mi spokój.- próbowałam się wyrwać, na marne.

-Spodoba ci się, wrócimy do 23, obiecuję, masz to, bo jesteś cała mokra.

Podał mi swoją bluzę, o dziwo była sucha, z natłoku zdarzeń nawet nie zauważyłam, kiedy przestało padać, nie zwróciłam też uwagi na to, że jestem przemoczona.

-Mam się bać?

-Mnie? Zawsze. Zamknij oczy.

-Taa i czego jeszcze, jak zamknę, łatwiej będzie ci coś mi zrobić.

-Nic ci  nie zrobię, obiecuje, zamknij oczy, proszę.

Dziwnie było słyszeć taki słowa od niego, brzmiał jak by mu zależało? Może jednak nie jest aż taki zły.

Szliśmy już dosyć długo, nogi mnie już bolały i kompletnie nie wiedziałam, gdzie jestem.

-Nogi już mnie bolą, daleko jeszcze?

-Właściwie to już jesteśmy, możesz otworzyć oczy.

Byliśmy w środku lasu, ale nie widziałam nigdy tego miejsca, było bardzo wyobcowane, mimo że wokół były drzewa miejsce to było jak by wyciętym kawałkiem lasu, w miejscu którym właśnie staliśmy idealnie było widać księżyc i gwiazdy, kochałam je oglądać, czułam się wtedy jak w bezpiecznej bańce, która nigdy mnie nie opuści dopóki sama nie zdecyduje, że ją opuszczam. Zawsze w noc spadających gwiazd wraz z babcia i dziadkiem idziemy w ciche miejsce pozbawione ulicznego zgiełku, i obserwujemy jak cudowny jest świat wokół nas, jest to zdecydowanie jedna z moich ulubionych czynności. Oglądając niebo nocą czuje się jak wolny ptak unoszący się na ciepłym wietrze opatulony kocem miłości.

- Podoba ci się?

-Tak, ale co, czy my będziemy oglądać tutaj gwiazdy, przyznam idealne miejsce, ale tylko po to mnie tu sprowadziłeś?

Uśmiechnął się uroczo.

-Nie głuptasie, odwróć się.

Zrobiłam to o co poprosił i zaniemówiłam. Moim oczom ukazała się ogromna plantacja Lili, były piękne, nie wiedziałam nawet co powiedzieć więc jedyne co, to stałam jak słup soli pochłaniając piękno tego miejsca.

Poczułam jego rękę na moim ramieniu, co sprawiło, że spojrzałam w jego piekielnie czarne tęczówki.

-Jejku, jak tu pięknie, skąd wiedziałeś, że to moje ulubione kwiaty.

- Lilię od wieków uważano za kwiat niezwykły. Symbolizowały one czystość, niewinność i wstydliwość połączone z chwałą, majestatem i niebiańską szczęśliwością. Stwierdziłem, że po prostu do ciebie pasują.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć chłopak pociągnął mnie za rękę i już po chwili biegliśmy między cudownymi, różowo białymi liliami. Zatrzymaliśmy się pośrodku i patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Było cudownie, czułam jak by magia tego miejsca unosiła się wokół nas niczym złoty pył działający jak leki uspokajające.

Co skrywa dla nas lasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz