Rozdział 11

204 16 2
                                    

O godzinie 13 byłam już gotowa na moją wyprawę. Może i wzięcie tylu rzeczy było błędne, ale nie wiem, co mi się przyda tak, może akurat przyda mi się bibułka matująca???Tak wiecie na wszelki wypadek, w końcu nie wiadomo czy dziś nie umrę, jak mam zginąć w taki sposób to chociaż będę piękna.

Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie wziąć ze sobą kogokolwiek. W głowie w tym momencie miałam tylko Liama, wiedziałam, że on pomógłby mi najlepiej, ale szybko wybiłam ten pomysł z głowy. Po ostatnich zdarzeniach chyba jednak wole się trzymać od niego z daleka.

Nie wiedziałam do końca, co ja mam zrobić w tym lesie, ale oczekiwałam, że będzie dokładnie tak jak w moim śnie. Więc nie myśląc więcej, ruszyłam w jego stronę.

Pierwsze wrażenie nie zadowoliło mnie do końca, ponieważ dosłownie nic się nie zgadzało. Była ładna pogoda, nogi wcale mnie sama nie prowadziły a nad moją głową, nie latały żadne kruki. Wszystko było wręcz przeciwne do mojego snu.

Gdy byłam już na tyle zrezygnowana i chciałam wracać do domu, przed moimi nogami niczym powiew wiosennego wiatru zjawił się maleńki ptaszek. Jego pióra migotały niczym kolorowe nuty, a jego śpiew zaczarował mnie całkowicie, jak by z jego cichych poćwierkiwań tworzyły się melodyjne słowa. Byłam pewna, że ptak ten chciał mi coś pokazać, uznałam to za znak, abym została i postanowiłam wsłuchać się w melodie wyćwierkiwaną przez ptaka.

Czy ja właśnie próbuję zrozumieć co biadoli do mnie ptak, boże ja chyba już zwariowałam. Teraz już nawet godzinny pobyt w Rossmannie mi nie pomoże.

Ptak w momencie wzbił się w powietrze i okrążając mnie kilka razy ruszył naprzód tylko po to, aby stanąć kawałek dalej i wciąż mi się przyglądać. Zupełnie jak by chciał mi przekazać, że jestem zbyt głupia, żeby go zrozumieć jego śpiew i pokaże mi łatwiejszy sposób. Jak by nie mógł od razu.

Zaintrygowana poszłam za nim, ten natomiast wciąż się oddalał. Może on chce mi wskazać drogę do tego wodospadu?

Podczas gdy ganiałam za tym ptakiem, moim oczom ukazał się dom, wyglądał on przytulnie, nawet bardzo. Nie wygląda jak by mieszkała w nim jakaś czarownica, tak jak to mówią plotki Czy to możliwe, że są tu dwa domy, tylko po co ktoś buduje się w środku lasu. I to jeszcze tego lasu. Wciąż się przyglądałam lecz nie było mi dane przyjrzeć się temu miejscu bardziej.

-Zgubiłaś się dziecino?- Nagle po mojej prawej znikąd pojawiła się starsza kobieta, niemal podskoczyłam, a serce to chciało mi wydrzeć się przez moją klatkę piersiową.

-Nie, a pani?- udawałam, że wcale się nie boje, matko a co jak to serio czarownica, przeklęty las.

-To jeszcze nie teraz kochanie.

-Słucham?

-Jesteś na dobrej drodze, ale jeszcze nie jesteś gotowa.

-Chyba nie wiem o czym pani mówi.- zmarszczyłam brwi.

-Wiesz, ja to wiem.

-Muszę już iść, przepraszam spieszę się.

-Pamiętaj, wody, co szumiąc w ciszy swej snują opowieść, wiatr, co szelestem liści tańczy w nocnej mgle, słowo, co serca dotyka jak ptak w locie. Wszystko ma napisaną swoją historię, którą musi wypełnić niczym magiczną misje w sekrecie przed innymi, a nawet i samym sobą.

-Dobrze dziękuje, do widzenia -byłam zdezorientowana, naprawdę nie wiedziałam co mam powiedzieć, czemu ta kobieta wydawała się wszechwiedząca i czemu jej słowa tak we mnie trafiły.

Ptak znikł.

Wodziłam po drzewach wzrokiem w poszukiwaniu go, gdy już miałam rezygnować, moją uwagę zwrócił pewien blask. Już byłam pewna, że to ten blask z mojego snu, co prawda dużo mniejszy, ale blask to blask. Nie??

Niemal pobiegłam w tamtym kierunku, ale pewien dźwięk dochodzący zza krzaków mnie zatrzymał zaledwie kawałek od tajemniczego blasku.

Coraz dłużej wsłuchiwałam się w dźwięk oraz byłam coraz bardziej pewna, że gdzieś go już słyszałam.
Już wiem to duolingo!
Tylko czemu ktoś robi duolingo w środku przeklętego lasu. Postanowiłam, że najdę tę osobę, zanim zrobi to ona jako pierwsza.

-AAA! Ale żeś mnie nastraszyła boszz- był to jakiś mężczyzna w kominiarce i czarnym dresie.

-He?

-A no tak zapomniałbym- powiedział po czym wstał. Wyglądał trochę groźnie, ale po jego reakcji wiedziałam, że nie muszę się go bać.

-Nie ma co się fatygować, dokończ lekcje przecież nie możesz tak w połowie przerwać, ja sama się ulotnie i zapominamy o tym spotkaniu co?

-Kurde szef mnie zabije, dobra, ale ani słowa komukolwiek zrozumiałaś?

Wiedziałam, że zadziała.

-I we stąd spierdalaj, ja jestem zajęty, ale kręci się tu cała moja zgraja, lepiej uważaj ślicznotko.

-Tak zrobię- oczywiście, że nie zrobię.

Teraz nie mogłam już znaleźć tego światełka, super.
Mignęło mi coś przed oczami, wiec nie czekając dłużej ruszyłam w stronę światła.

A mogłam po prostu wyjść z tego lasu, znacznie lepiej bym teraz spała po nocach.

Moim oczom ukazał się, nóż. Nie byle jaki nóż, bo calutki w zaschniętej krwi.

Mój słodki boże, gdzie ja trafiłam.

Gdyby nóż w krwi był nie wystarczająco przerażający, nieopodal leżał wielki czarny worek.

Jak już tu jestem to zobaczę co to, bo kurde co to może być skoro obok leży nóż, zero zdrowego rozsądku Layla, Zero.

Wór ten był wypełniony różnorakimi włosami, każdy kolor, tekstura wszystko...

Złapałam się od razu za moje włosy, jak bym chciała się upewnić, że dalej mam je na głowie i pobiegłam w stronę domu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz biegłam tak szybko.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że uciekłam stamtąd prawdopodobnie w ostatniej chwili...

Co skrywa dla nas lasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz