Rozdział 34

1.8K 47 4
                                    

ZZZ

Smith standardowo, jak co wieczór, zabiera się do pracy w swoim gabinecie. Facet jest niemożliwy. Jego czas pracy w grafiku zdecydowanie jest opisany w słowach "cały czas". Wrócił z biura dwadzieścia trzy minuty temu i jedyne co zrobił, to ściągnął marynarkę, po czym wlazł do swojego gabinetu i zasiadł za biurkiem. Z początku mnie zastanawiało po co w zasadzie wraca do mieszkania, skoro może spać w biurowcu. Odpowiedź nadeszła mi, gdy przeczytałem artykuł jednej z nowojorskich gazet o tym, że Smith ma w dupie swoje dziecko. Jako, że Mason niezwykle dba o swą reputacje, to przyjeżdża do mieszkania "dla córki".

Gówno prawda.

Mężczyzna żwawo wystukuje coś w telefonie. O dziwo robi to z uśmiechem na twarzy. Podnoszę brew. Czyżby to nasza gwiazdka? Automatycznie przechodzę z głównego ekranu, na którym obserwuje kamerę jego biura, na zakładkę, gdzie widzę jego SMS. Wiedziałem, że wybór tego tabletu był idealny. Kurwa, był na przecenie.

Mason: Wspaniale. Sądząc po nazwie kontaktu właśnie skończyłaś rozmowę?

Prycham. Oczywiście, że to nasza gwiazdka wprawia go w uśmiech. Najgorsze jest jednak to, że własna córka tak na niego nie działa. Spoglądam na godzinę w rogu wyświetlacza.

21:32.

Już czas.

Zanim wyłączam urządzenie to rzucam okiem ostatni raz na mój cel. Siedzi niezmiennie przy biurku. Chowam szybko urządzenie do plecaka, który stoi pod moimi nogami. Zaś wyciągam z niego granat dymny – mój ulubiony. Plan jest prosty, więc bez pierdolenia zabieram się do pracy.

Wychodzę z pokoju obok gabinetu Masona. Muszę przyznać, że ma całkiem przytulne mieszkanko. Zatrzymuję się przed wejściem. Drzwi są zamknięte, ale nie na klucz. Dzięki, kurwa Bogu, że mają nowoczesny dom, gdzie wszystko sterują aplikacją. Zdążyłem otworzyć te drzwi, zanim ten debil je dobrze zamknął. Nie przedłużając. Zakładam maskę przeciwgazową.

Czyżbym zapomniał wspomnieć, że to nie taki zwykły granat?

Robię to szybko: odczepiam zabezpieczenie, szarpię za klamkę i otwieram szybko drzwi, za które wrzucam mały granacik. Po wszystkim zamykam drzwi z powrotem, a na aplikacji blokuję drzwi naklucz.

Zerkam na zegarek. 21:35. Dwie minuty i robota będzie o wiele prostsza. Jednak muszę się pośpieszyć, zanim nasza gwiazdeczka się zorientuje, że coś jest nie tak z jej księciem z bajki. Otwieram drzwi i aż uśmiech wkracza na moją twarz, gdy widzę Masona leżącego na podłodze. Skurwysyn prawie doczołgał się do drzwi. Dobrze pomyślałem, gdy zwiększałem dawkę gazu usypiającego. Chłop wcale nie jest taki, kurwa, mały.

Zanim go ze sobą wezmę, muszę znaleźć jego telefon. Będzie nam w chuj potrzebny. Już z daleka dostrzegam między kłębami dymu lekką poświatę. Jego telefon leży na biurku, a na ekranie wyświetla się konwersacja z Olivią.

Mason: Nie. Niedawno wró

Ojoj. Nie zdążył więcej napisać. Kasuję wiadomość i zabieram telefon. Póki chłop leży, wyciągam z plecaka strzykawkę z lekiem nasennym. Bez najmniejszego zawahania biorę zamach i wstrzykuję mu igłę prosto w szyję.

- Dobranoc kochany. Spotkamy się w piekle.

Pośpiesznie obwiązuje go grubym sznurem i wychodzę z pomieszczenia, po czym kieruje się od razu na dół. Oczywiście schodząc po schodach dostrzegam moje dwie wspólniczki, które po prostu piją se kawę, jakby, kurwa, nic.

- Poważnie? - Pytam z wyczuwalną kpiną w głosie.

Ta głupsza podnosi na mnie wzrok. Wygląda, jak prawdziwa zabójczyni. Tylko trochę pierdolnięta. Ma na sobie czarne kozaki za kolano, do tego czarne legginsy i uwaga – różowy top z długim rękawem. W dodatku na głowie ma dwa kucyki, do których wplątała sobie różowe wstążki. Bynajmniej makijażem się zbytnio nie wyróżnia, oprócz tony różowego gówna na policzkach i oczojebnych ustach. Zgadnijcie w jakim kolorze je pomalowała? Myślę, że odpowiedź jest dla wszystkich banalna. W jej oczach tryska radość. W życiu bym nie powiedział, że taka młoda osoba może być tak pierdolnięta.

Sweet Secrets [18+}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz