10

87 18 0
                                    

Dobrze że po urlopie nie wpisałam się od razu w grafik na dwanaście godzin, tylko po cztery dziennie, dzięki czemu mogłam na spokojnie posprzątać dom, przygotować sypialnie dla gości i zrobić zakupy. Choć w sumie nie wiedziałam, czy ta sypialnia nam się przyda. Podczas urlopu i tak się do siebie na tyle blisko zbliżyliśmy, że nie widziałam do przeciwwskazań wspólnego spania w jednym łóżku.

To wszystko sprawia, że czułam się, jak nastolatka, ale taka trochę starsza.

Dziś chodziłam od rana nabuzowana. Nie mogłam się skupić. Na siłowni miałam tylko wpisany jeden trening z moją podopieczną, która przez moją nieobecność była pod opieką koleżanki. Poprowadziłam dwugodzinny trening przy okazji również samej z niego korzystając, Trochę ruchu nie zaszkodzi nikomu.

Wychodząc z pracy dostałam wiadomość od Patrizio.

Włoski pudelek: Skarbie lecę do ciebie. Pierwsza przesiadka za mną. Jeszcze kilka godzin i się zobaczymy.

Odpisałam natychmiast.

Brenda: Nie mogę się już doczekać. Będę wyczekiwała Cię na lotnisku:*

Wsiadłam do samochodu i udałam się do domu, aby nieco się odświeżyć i przebrać.

Kilka godzin później zniecierpliwiona czekałam na hali przylotów. Jeszcze parę dni temu, witał mnie tutaj mój brat. Czułam się dziwnie nabuzowana energią oraz nie mogłam przestać się denerwować. Próba wmówienia sobie, że to tylko spotkanie nie dawała mi poczucia spokoju.

Gdy na elektronicznej tablicy zobaczyłam napis, że jego samolot wylądował moje serce zaczęło bić szybciej a dłonie pocić.

Cholera, zdradzieckie ciało!

Po dwudziestu minutach ujrzałam go. Szedł z walizką, tą samą co miał na Hawajach. Rozglądał się po idących w różnym kierunku ludziach. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały poczułam przyjemny dreszcz rozchodzący się po całym ciele. Przyspieszył kroku, a na jego twarzy zagościł radosny uśmiech. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa, jakby nagle przyrosły do posadzki. Nie mogłam uwierzyć w to, że jednak działo się to naprawdę. Że obietnice się ziściły. Przecież to, co robiliśmy było szalone. Byliśmy dla siebie nadal obcy, choć czułam się przy nim świetnie jakbyśmy znali się całe życie. Zostawił bagaż obok i nie zważając na to, że stoimy na środku korytarza, złapał mnie za oba policzki, spojrzał głęboko w oczy, po czym wpił się w moje usta. Całował je z taką samą pasją, gdy składał mi obietnicę na lotnisku kilka dni temu.

Poczułam przysłowiowe motylki, które fruwały po moim wnętrzu. Po chwili jednak oderwaliśmy się od siebie. Nasze tęczówki nie mogły opuścić wzroku ani na sekundę. Nie przeszkadzało nam tracący nas w ramienia przechodnie. Liczyło się tu i teraz.

Buongiorno — wyszeptał, uśmiechając się łobuzersko. Spojrzałam na niego spod byka.

Good Morning, jak już — mruknęłam, udając wkurzoną. — Jak lot? Nie bałeś się? Czy może spotkałeś jakąś amerykankę, która cię przygarnęła obok? — Przymrużyłam oczy, bacznie mu się przyglądając. Oplótł mnie rękoma w pasie i przyciągnął do swojego ciała.

— Tylko jedna amerykanka była na tyle wyrozumiała, aby przyjąć zbłąkaną owieczkę — powiedział teatralnym tonem głosu. Zaśmiałam się.

— Przygarnęła tą owieczkę na dłużej z tego co widzę...

— Owieczka tak się zabłąkała i każdego dnia próbowała znajdować swojego pasterza, aż pasterz jej już nie opuszczał na krok.

— Chcesz mi powiedzieć, że ja tu rządze?

Ten jeden uśmiechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz