12

70 17 0
                                    

Stałam w kuchni, krojąc ciasto, które udało nam się kupić w drodze powrotnej. Z uśmiechem na twarzy patrzyłam na beztrosko rozmawiających przyjaciół i mojego mężczyznę. Zaskoczyło mnie to, że tak szybko znaleźli wspólny język. Ophelia zdążyła przeprowadzić mały wywiad z Patrizio, w trakcie gdy przygotowywałam kawę, ale on z wyjątkowym spokojem odpowiadał nawet na każde jej głupie i zbędne pytanie. Śmiechu było co niemiara, gdy Lance próbował za wszelką cenę uspokoić swoją narzeczoną.

— To co, jak tylko urodzę tego diabełka kolejne wakacje spędzimy we Włoszech? — zapytała podekscytowana kobieta, unosząc brwi do góry i uśmiechając się na swój pomysł.

— Ophelio! — upomniał ją Lance.

— No co?! — Zgromiła go wzrokiem. — Hormony mi buzują i coś czuję, że nasz syn będzie duszą podróżnika!

Śmialiśmy się wszyscy. Spojrzałam na szczerze rozbawionego Patrizio. Całe szczęście, że przed przyjściem moich przyjaciół opowiedziałam mu jacy są i czego może się spodziewać.

Podeszłam do wszystkich, rozdając słodki deser. Zajęłam miejsce obok ukochanego, a jego ręka nadal spoczywała na oparciu mojego krzesła.

— W takim razie muszę oznajmić w hotelu, że rezerwujemy górne pokoje — powiedział Patrizio, upijając łyk kawy. — A najlepiej całe piętro...

— Świetny pomysł — mruknęła Ophelia, zajadając się ciastem. — Już cię lubię bo nie negujesz mojego pomysłu. — powiedziała z radością w głosie i zgromiła zażenowanego Lance spojrzeniem.

Nagle mój telefon się rozdzwonił. Zaskoczona zmrużyłam powieki, starając się zlokalizować dźwięk.

— Przepraszam was na chwilę — rzekłam, odchodząc od stołu. Podeszłam do komody w holu, gdzie zostawiłam swoją komórkę. Spojrzałam na ekran. Widząc dzwoniącą mamę, od razu przyszło mi na myśl, że mój braciszek jej pisnął słówko o moim gościu. Z reguły rozmawiałyśmy ze sobą co niedzielę, opowiadając co słychać. Westchnęłam cicho i chwytając telefon weszłam do łazienki, aby go odebrać.

— Cześć mamuś — przywitałam się radośnie.

— Cześć córciu, nie przeszkadzam? — zapytała dyskretnie.

Trochę nie wiedziałam co jej odpowiedzieć. W końcu nie chciałam wyjść źle w jej oczach.

— W zasadzie to mam gości i nie chciałabym długo pozostawić ich samych — wyznałam, dając jej lekko do zrozumienia, że byłam zajęta. Nie chciałam jej urazić, a wiedziałam że nasza rozmowa nie trwała by dwie minuty.

— Dzwonił do mnie Paul...

— No tak, wszystko jasne... Co ci powiedział? — spytałam ciekawa.

— Skarbie niedługo jest święto dziękczynienia może przyjedziesz do nas z Patrizio. Paul wspominał, że to coś świeżego, ale może warto by poznał nas wszystkich?

— Mamuś! Nie wiem czy to dobry pomysł. Dzieli nas bardzo duża odległość i takie loty też sporo kosztują — zaczęłam, szukając wymówki.

Nie chciałam narzucać aż takiego szybkiego tempa. I tak Patrizio poznał już moją przyjaciółkę i brata. Poznania tego drugiego kompletnie nie planowałam. Wystarczy, że nasz romans na Hawajach był niesamowicie intensywny..

— No dobrze, dobrze. Miło nam będzie jak zawitacie oboje.

— Przemyślę to i dam ci znać — odparłam.

— Dobrze. W takim bądź razie nie przeszkadzam. Zadzwoń w wolnej chwili.

— Zadzwonię. Pa mamuś — pożegnałam się.

Ten jeden uśmiechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz