Obudziłam się rozpalona i zziajana, jakbym co najmniej przebiegła maraton. Miałam dziwny sen. Sama nie wiedziałam dlaczego właśnie ten mężczyzna w nim występował. I to na dodatek w roli głównej. Przetarłam dłonią twarz i rozglądnęłam się po wnętrzu, aby upewnić się, że jestem sama w pokoju. Z ulgą westchnęłam. Jak mógł mi się śnić ten gbur. Na dodatek wyprawialiśmy w nim takie rzeczy, że na samo wspomnienie przyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało.
Mimowolnie spojrzałam w stronę walizki, gdzie znajdował się pudelek. Przebiegła mi myśl, aby go wykorzystać. Lecz szybko rozwiałam te myśli. Nie chciałam aby Włoch się do tego przyczynił.
— Breno! Zwariowałaś! — besztam się w myślach i zerkam w stronę balkonu. Na zewnątrz zrobiło się nieco szarawo. Pospiesznie chwyciłam za telefon, aby sprawdzić godzinę. Dochodziła dwudziesta. A więc spałam cztery godziny. Ciekawe co będę robiła w nocy.
Pocieszała mnie jednak myśl, że przyleciałam na tak naprawdę dwa tygodnie.
Zsunęłam nogi z łóżka i udałam się do łazienki. Może chłodny prysznic pomoże mi wymazać obrazy, jakie miałam przed oczami, gdy je tylko zamykałam. A przynajmniej taką miałam nadzieję. Jakby nie mógł mi się przyśnić David Beckham, który pomimo swoich lat wyglądał obłędnie.
Westchnęłam głośno, rozmarzając się o jeszcze mojej nastoletniej fascynacji tym piłkarzem.
Weszłam do łazienki i od razu pozbyłam się ubrań. Szybko zlokalizowałam ręczniki i jeden z nich rozłożyłam przed kabiną prysznicową. Wskoczyłam do środka i odkręciłam zimną wodę, ale ustawiając ją tak, by leciała chłodna. Nie chciałam bardziej szokować ciała. Wystarczyło mi wrażeń jak na jeden dzień.
Po chwili orzeźwienia wyszłam z pomieszczenia owinięta w ręcznik. Na głowie miałam turban, aby osuszyć nieco włosy. Podeszłam do walizki i postanowiłam się w końcu rozpakować. Gdybym miała zostać krócej, nawet bym się za to nie zabierała.
Gdy ponownie spojrzałam na zegarek, dochodziła dwudziesta pierwsza. Ucieszyłam się bo to oznaczało, że jeszcze zdążę na kolację. Szybko zebrałam się i wyszłam z pokoju. Rozglądnęłam się, czy nie ma tego całego italiano. Zadowolona, że udało mi się na niego na razie nie trafić, weszłam na stołówkę. Panował średni ruch między wyspami z jedzeniem co dało mi nadzieję, że zjem spokojnie posiłek.
Chwyciłam za talerz i powoli rozglądałam się po propozycjach kolacji. Dominowało dużo świeżych owoców oraz warzyw. Były na ciepło oraz w formie sałatki do przyrządzenia. Hawajczycy nie zapomnieli, że mogą mieć gości z całego świata, dzięki czemu spostrzegłam również pizzę, makarony z dodatkami oraz po prostu możliwość przyrządzenia sobie kanapek.
Nałożyłam na talerz wszystkiego po trochu, co podobało się moim oczom. Zajęłam stoliczek na tarasie, dzięki czemu miałam widok na hotelowy basen. Dostrzegłam obok bar, w którym siedziało już całkiem sporo gości hotelowych i pili swoje drinki. Uśmiechnęłam się, bo sama miałam w planie napić się czegoś egzotycznego.
Zajadałam się kolacją w towarzystwie rozmów zgromadzonych ludzi na zewnątrz i cichej muzyki. Z oddali słychać było szum rozbijających się fal o brzeg. Jego intensywność działała na mnie kojąco. Postanowiłam dokończyć posiłek i najpierw wybrać się na spacer brzegiem oceanu. Nie mogłam przegapić zachodu słońca.
Zeszłam z tarasu schodami, które znajdowały się na końcu basenu. Kamienną ścieżką udałam się w stronę plaży. Mijałam po drodze wysokie palmy i typową hawajską roślinność. Wzięłam głęboki wdech, aby poczuć ten niesamowity zapach natury. Żałowałam, że nie spakowałam do walizki małej maty. Mogłabym rano pomedytować na plaży. Lecz z drugiej strony, przecież nie była mi ona potrzebna. Naturalne podłoże również idealnie się do tego spisze. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam między palmami nieco pustego zielonego miejsca. W duchu cieszyłam się, że tak szybko namierzyłam odpowiednie miejsce. Zieleń, a przed oczami błękit wody.
CZYTASZ
Ten jeden uśmiech
Roman d'amourJedyne co przeszkadza Brendzie na upragnionym urlopie to przystojny Włoch, który uczepił się już w samolocie. To miały być wakacje marzeń na gorącej wyspie. Miała odpocząć i naładować pozytywną energią. Niestety, lub stety na jej drodze staje Patriz...