Lord spoglądał na zgromadzonych, starając się zebrać myśli. Otworzył usta, a jego głos, głęboki i pełen powagi, przebił ciszę panującą w pomieszczeniu.
— Postaram się wyjaśnić wszystko od początku, tak aby obraz sytuacji był jak najpełniejszy — zaczął, a jego słowa wypełniły przestrzeń, wzbudzając skupioną uwagę słuchaczy, a w szczególności Lilianny.
W powietrzu unosił się lekki zapach ziół dochodzący ze stygnącego w kuchni naparu, który kobieta musiała wcześniej sobie przygotować. Zapach był kojący, jednak atmosfera była napięta. Każdy ruch, nawet tak niewielki jak przesunięcie dłoni, wydawał się głośniejszy niż zwykle.
— Nasz wymiar dzieli się na wiele krajów, których granice wyznaczono całe wieki temu — kontynuował lord, spoglądając na lady Liliannę. Jej twarz pozostawała niewzruszona, choć oczy zdradzały ciekawość, skrywaną pod maską obojętności. — Terytoria te należały do różnych plemion, które wtedy walczyły o władzę i wpływy. Nikt nie pamięta dokładnie, jak doszło do podziału, ale jego skutki przetrwały do dziś. Przez te wszystkie stulecia granicę ustanowionych wtedy państw nie zmieniły się ani trochę.
Na moment zawiesił głos, jakby chciał, by jego słowa wybrzmiały w pełni. Przez chwilę w pokoju słychać było tylko ciche trzaskanie ognia w kominku.
— Niektóre z plemion zawiązały sojusze, ucząc się żyć w zgodzie, inne zaś pałają do siebie nienawiścią, szukając pretekstu do walki — wyjaśnił, jego głos stawał się coraz bardziej pełen goryczy. — Zazdrość, zawiść, chciwość. To wszystko przyczynia się do wiecznych konfliktów. Czyż nie jest tak samo tutaj, w tym świecie? W żadnym wymiarze nie ma stałego pokoju.
Lord opuścił głowę, na chwilę pogrążając się w myślach, po czym kontynuował.
— Każdym krajem rządzi rodzina królewska. Ich władza przekazywana jest z pokolenia na pokolenie, ale nie na zasadzie wyboru ludu, jak tutaj. Władza oparta jest na dziedziczonej mocy, której nie można zmienić. To nie jest system, który można obejść — mówił z powagą, jakby chciał podkreślić, że to, o czym mówi, było niepodważalnym fundamentem ich rzeczywistości.
Lilianna, wciąż siedząc w fotelu, delikatnie przekrzywiła głowę. Jej uwagę przykuł ten aspekt — dziedziczona moc. Domyślała się, że ten fragment opowieści może mieć kluczowe znaczenie dla zrozumienia tego, co miała usłyszeć.
— W każdym kraju, głęboko pod ziemią, znajdują się potężne kryształy — kontynuował lord, a w jego głosie pojawiła się nutka tajemnicy. — Kryształy te są sercem naszej ziemi, źródłem jej mocy i płodności. Są ukryte w grotach, do których dostęp jest chroniony magią. Tylko członkowie rodziny królewskiej mogą tam wejść, nikt inny nie przejdzie przez zabezpieczenia.
Pomieszczenie, choć ciepłe, wydawało się teraz chłodniejsze, jakby sama myśl o tych kryształach niosła ze sobą lodowaty podmuch. Wszyscy słuchali w ciszy, pochłonięci opowieścią.
— Kryształy muszą być regularnie zasilane krwią królewską — dodał, tonując głos, jakby ten fakt miał największe znaczenie. — Bez tego zasilania gleba staje się jałowa, a woda trująca. Rodzina królewska nacina skórę i skrapia kryształ swoją krwią. Jeśli kryształ zaakceptuje krew, ziemia odradza się, a plony rosną obfite. To magia, której nikt spoza rodziny królewskiej nie może kontrolować. Nie można zmienić rodziny królewskiej. Kryształ akceptuje krew jedynie potomka tego czarodzieja, który go wydobył. Dlatego rodzina królewska jest dla nas tak ważna.
Słowa lorda wypełniły salon jak ciężka mgła, która oplatała wszystkich zebranych. Lilianna, choć nadal zachowywała dystans, zaczęła czuć, jak jej serce bije szybciej. Myśl o magii, krwi i tajemniczych kryształach przyciągała ją, budząc mieszankę fascynacji i lęku.
CZYTASZ
Czarownica
Viễn tưởngCzy zastanawialiście się nad istnieniem magii, czarownic i tych wszystkich niezwykłych rzeczy, o których babcie opowiadały Wam w okresie dzieciństwa? Czy kiedykolwiek przypuszczaliście, że Wasze z pozoru normalne i poukładane życie w jeden dzień moż...