Rozdział 1: I wszystko diabli wzięli

29 11 9
                                    

"– Cholera! – zza szklanych drzwi jednego z biur rozbrzmiał wściekły, kobiecy głos. Na szczęście przechodzący korytarzem pracownicy nie mogli dosłyszeć słów, choć domyślali się, co się dzieje. Liliana Moore, koordynatorka kluczowego projektu w firmie z branży medycznej, często pozwalała sobie na drobne, polskie przekleństwa. W budynku pełnym Anglików była jedną z nielicznych Polek, więc jej rodzimy język stanowił dla niej rodzaj wentyla bezpieczeństwa. Dzięki temu mogła bezkarnie wyrzucać z siebie frustrację, mając pewność, że niewielu zrozumie.

Przechodzący pracownicy uśmiechali się pod nosem, słysząc kolejne przekleństwo, choć nikogo nie dziwił wybuch. Liliana była znana nie tylko ze swojego temperamentu, ale i z niezdarności. W tej chwili gorączkowo próbowała opanować sytuację, gdy filiżanka kawy zsunęła się z biurka, a ciemny płyn rozlewał się po nieskazitelnie białej wykładzinie. Jej ruchy były chaotyczne, a wzrok zdezorientowany, jakby nie mogła uwierzyć, że znów wpadła w podobne tarapaty.

W tym momencie do biura wbiegła niska, korpulentna kobieta, której energiczne kroki rozbrzmiały po podłodze. Sonia, jej wieloletnia przyjaciółka i współpracownica, od razu rzuciła się na pomoc.

– Co się stało? – zapytała z wyraźnym rozbawieniem, widząc zmagania Lilianny.

– Znasz mnie, nie musisz zgadywać – odparła kąśliwie Lilianna, szarpiąc się z papierami i próbując ratować komputer przed zalaniem.

Sonia, przyzwyczajona do uszczypliwego tonu koleżanki, zignorowała jej zgryźliwości. Wiedziała, że Liliana, choć perfekcjonistka w pracy, w życiu prywatnym była królową chaosu. Jej drobne wpadki były codziennością, ale nigdy nie wpływały na jej zdolność do prowadzenia projektów z najwyższą precyzją.

– Sprawdź komputer – poleciła Liliana, wskazując na urządzenie.

Sonia przejechała dłonią po klawiaturze.

– Trochę wilgotny, ale wygląda na to, że nie uległ uszkodzeniu. Natomiast twoja koszula i papiery na biurku... cóż, ich los jest już przesądzony – powiedziała z uśmiechem.

Liliana spojrzała na siebie, zauważając ogromną plamę kawy na białej koszuli. Rękaw i lewa strona bluzki były kompletnie przemoczone, co wywołało kolejny wybuch frustracji.

– Cholera! Dlaczego zawsze mi się to przytrafia?! – jęknęła, próbując bezskutecznie wytrzeć plamę chusteczką.

Sonia uniosła brew, patrząc na nią z rozbawieniem.

– Rozmawiałyśmy o tym już tysiąc razy, Lilka. Perfekcja w pracy jest okupiona chaosem w życiu prywatnym – zauważyła ze śmiechem.

– Gdybym była taka perfekcyjna, jak mówisz, stałabym teraz w sali operacyjnej ze skalpelem w ręku! – warknęła Liliana, gniewnie szorując materiał.

Sonia wybuchła śmiechem.

– Proszę cię! Obie wiemy, że prędzej leżałabyś nieprzytomna na podłodze, bo na widok krwi pacjenta zemdlałabyś jak długa!

Liliana westchnęła ciężko, zrezygnowana.

– Dzięki za wsparcie – odparła z wyraźnym sarkazmem.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedziała Sonia, nadal chichocząc. Doskonale wiedziała, że cała irytacja Lilianny nie była skierowana do niej, ale do samej siebie. Liliana często wpadała w takie złości, szczególnie gdy coś nie szło po jej myśli.

W biurze zapanowała chwila ciszy, podczas której Liliana w końcu przestała się szamotać i z rezygnacją opadła na krzesło.

– Powinnam się cieszyć, że to tylko kawa – mruknęła, patrząc na plamę, która powoli rozlewała się po dokumentach. – Mogło być gorzej.

CzarownicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz