***
Spakowałem swoje rzeczy i wyszedłem. Idąc korytarzem spotkałem straszego lekarza, który zapomniał wypisać mi leków. Stałem przed ladą i czekałem, aż przygotuje mi odpowiednią receptę. Po kilku minutach dostałem kartkę. Zapisał na niej jakiś suplement na detoks oraz paroksetynę. Dookoła było strasznie cicho, a jakie kolwiek dźwięki oddawały donośne echo. Przekręciłem oczami zmęczony. Zabrałem świstek i ruszyłem do wyjścia. Byłem pomieszany. To uczucie było tak bardzo silne... Czułem na sobie setki oczu. Chciałem zabić ten stan, uciszyć niepokój. Przez moment nie miałem pojęcia gdzie zamierzałem iść. Przystanąłem. Włorzyłem dłonie w kieszenie. Świat nagle zawirował, więc sunąłem się na jedno z krzeseł. Odetchnąłem z ulgą. Zastanawiałem się jakim cudem zostałem wypisany skoro dalej czułem się nie na miejscu. Ledwo chodziłem... Po pewnym czasie omdliło mnie i z pewnym przeczuciem natychmiast pochyliłem się nad stojącym obok śmietnikiem. Poruszył mną odruch wymiotny. Zakryłem usta spanikowany. Coś ewidentnie zamierzało opuścić mój żołądek. No, japierdole! Wyskoczyłem z siedzenie i natychmiast opuściłem szpital. Zanim zdążyłem zejść po schodach moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. W połowie opadłem na kolana. Ponownie zakręciło mi się w głowie. Tym razem nie miałem sił aby powstrzymać zbliżające się torsje. Oparłem się dłońmi o najbliższy poziom. Zacząłem wymiotować. Rzucało mną tak mocno, że o mały włos, a wpadłbym we własne rzygi. Ciemna, lepka ciecz spływała powoli po schodach. Przechodzące obok personifikacje przyspieszały kroku obrzydzone. Wyczerpany przetarłem usta rękawem.Przez jakiś czas nie do końca wiedziałem co dzieje wokoło mnie. Świat wyparował, a ja zabawiałem się na wyimaginowanej karuzeli. Ledwo żywy... Kręciłem się w kółko z zaciekawieniem przypatrując się otaczającej mnie przestrzeni. Był to park rozrywki. Gdzieś niedaleko stała kolejka górska i kilka niewielkich straganów. Jednak nigdzie nie było żadnego żywego człowieka. Poczułem lekki niepokój. Karuzela przyspieszyła. Nagle naprzeciwko niej pojawił się wysoki, kościsty klaun. Szczerzył się szaleńczo, nie odrywając ode mnie spojrzenia. Jego barwny kostium ubrudzony krwią, mały nóż ściskany w dłoni... przerażały mnie. Gdy spróbowałem zejść z ciągle obracającego się kołowrotka, zauważyłem, że moje dłonie są przywiązane sznurem do drewnianego grzbietu konia. Obejrzałem się za przerażającym błaznem jednak po całym okrążeniu stwierdziłem, że nigdzie go nie ma. Mechanizm przyśpieszył jeszcze bardziej. Wtuliłem się w grzywę rumaka i splątanymi rękoma próbowałem utrzymać swoje ciało w bezruchu. Wrzasnąłem. Ktoś z tyłu przejechał palcem po moim kręgosłupie. Strach nie pozwalał mi zaprotestować. Osłupiałem. Po kilku sekundach coś ponownie przejechało po moim piedestale. Jęknąłem przeraźliwie. Poczułem ostrze przecinające moją skórę na plecach. Zagryzłem wargi. Łzy spływały po moich policzkach. Drżałem z bólu. Cierpienie było tak realne, iż obawiałem się rzeczywistości tego miejsca. Bałem się, że mogło okazać się prawdziwe.
Ktoś za mną położył głowę na moim ramieniu. Podskoczyłem zaskoczony, próbując natychmiast wyrwać się z węzłów. Kątem oka dostrzegłem bladą, śnieżno białą twarz z bordowym kółkiem na nosie. Skamieniałem i zamknąłem oczy. Niespodziewanie wszystko umilkło. Nie czułem już czyjegoś dotyku, a karazula przestała się obracać. Z moich dłoni ekspirowały liny. Trochę niepewnie łypnąłem przed siebie... Nikogo... tam nie było. Nareszcie kurwa! Byłem cały w pierdolonych skowronkach!
Usatysfakcjonowany przetarłem mokre policzki. Energicznie zeskoczyłem z konia i zacząłem kierować się w stronę straganów. W tej fałszywej zonie niebo zlewało się z podłożem. Rośliny nie istniały, a z wyjątkiem poznanych przeze mnie trzech obiektów nie było już nic.
Kiedy udało mi się dotrzeć do targów dostrzegłem pierwszych, NORMALNYCH ludzi. Stali za ladami zachęcając do zakupu tandetnego towaru. Jedynym konsumentem w pobliżu byłem tylko ja. Podszedłem do jednego sprzedawcy. Z zaciekawieniem oglądałem jego wystawę. Jednak po kilku minutach przekonałem się, że nie warto jest wydawać pieniędze na te pierdoły. Zamierzałem już zmykać gdy nieoczekiwanie jeden z mężczyzn na targowisku zawołał moje imię. Zdziwiłem się, gdyż z żadnym z nich nie podzieliłem się tą informacją. Obróciłem się na pięcie i lekko zirytowany podszedłem do wołającego chłopa. Ale gdy tylko znalazłem się centralnie przed nim, ten jak gdyby nigdy nic, przenikał mnie wzrokiem patrząc gdzieś niesamowicie daleko.
Przez pewien czas wpatrywałem się w niego oczekując na jakąś reakcję, jednakże nic się nie stało. Dlatego też odwróciłem się i ponownie zacząłem się oddalać. Ten sam typ znowu wykrzyczał moje imię. Przeczuwałem, że i tym razem facet będzie prześwitywał mnie spojrzeniem. W związku z tym, bez mniejszego zawahania, ruszyłem naprzód. Za każdym następnym krokiem jego lament był coraz głośniejszy. Zatrzymałem się wściekły. Poraz kolejny wróciłem przed wystawę mężczyzny. Tym razem ( bo gościu znowu patrzył gdzieś za mnie ) oburzony cisnąłem w niego jedną z porcelanowych figurek. Forma uderzyła w jego twarz, a następnie upadała na ziemię zamieniając się w setki miniaturowych kawałeczków. Łuups~
Niespodziewanie sprzedawca otrząsnął się i zajrzał w głąb moich źrenic. Mimo to, że właśnie chwilę temu zlikwidowałem jego posążek, patrzył na mnie niewzruszonym spojrzeniem. To niepokojące..., ale tkwiliśmy tak dobre kilka minut. Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości związane z jego intencjami zapytałem:
- Jakiś problem?
Facet podniósł brwi, jakby urażony tym pytaniem. Poprawił opadające szelki ogrodniczek, podsunął słomiany kapelusz ku twarzy i rzekł cicho:
- Obudź się...
Pomyślałem, że się przesłyszałem, więc nastawiłem ucho na wznak by powtórzył. Cisza grobowa. Zażenowany popatrzyłem w jego stronę. Ten natychmiast pojawił się przede mną i wrzasnął jakby za moment miał stracić życie:
- WSTAWAJ!
Przecierając oczy, wstałem sennie podnosząc swoje ciało. Był wieczór, a ja leżałem zarzygany na ławce w parku. Zajebiście...
Koniec 5 rozdziału!
Widzimy się w następnym, kochani!🔥🔥🔥
CZYTASZ
NIELEGALNI - 🇷🇺x🇵🇱
RomanceZmrok za oknem. Idealna pora aby zregenerować szare komórki. Zero dokumentacji, żadnych papierów. Gwiazdy migoczą uroczo. Zachęcają niewinnie do wyjścia po za mój mały sześcian. Głuche kroki, grzechot kluczy i melodyjny szum drzew. Wielkie czarne sp...