Travis spoczywał na moim ramieniu miarowo oddychając. Kilka pojedynczych pasm spoczęło na jego czole, powodując we mnie niesamowitą chęć odgarnięcia ich. Wyglądał szczerze jak bezbronne dziecko, któremu nawet najdrobniejszy ruch byłby w stanie zrobić krzywdę. Podziwiając obraz za oknem, dostrzegałam jak cały krajobraz zmienia się w zawrotnym tempie. Luksusowe budynki zaczęły zastępować obskurne budowle w żadnym stopniu nie przypominające domy. Na dworze praktycznie już światło. Słońce swoimi promieniami zachęcało, aby budzić się do życia, co nie stawiało mnie obecnie w najlepszej sytuacji. Moja zmiana jutrzejszego a raczej już dzisiejszego wieczoru w Good Peppers oraz kolejna bitwa, była praktycznie na wyciągniecie ręki, a ja zamiast właśnie przygotowywać się na to fizycznie, musiałam zająć się chłopakiem, który w dalszym ciągu spoczywał na moim ramieniu. Moim ciałem na samo wspomnienie o wydarzeniu dzisiejszego wieczoru wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz.
- Jesteśmy na miejscu - moje przemyślenia przerwał taksówkarz.
- Travis - delikatnie potrząsnęłam nim. Niestety chłopak ani drgnął. -Travis, kurde musimy iść -ściągnęłam jego głowę z ramienia w wyniku czego bezwładnie opadł na szybę samochodu.
- Na pewno Pani sobie z nim poradzi ? - zapytał taksówkarz, zerkając we wstecznym lusterku na mojego towarzysza.
Nie wiele myśląc, lekko się zamachnęłam, a następnie uderzyłam chłopaka w tył głowy. Momentalnie jak wezwany do odpowiedzi Travis wyprostował się, głośno krzycząc.
-Kurwa co jest - nerwowo rozglądał się po samochodzie, jakby nie przyswajał do wiadomości, co właśnie się wydarzyło.
- Wychodzimy - powiedziałam pchając chłopaka.
- Dobra... już poradzę sobie, tylko nie bij mnie więcej -ułożył ręce w geście obronnym.
Wysiadł z pojazdu chwiejąc się na nogach, alkohol w dalszym ciągu buzował w jego organizmie, w wyniku czego już przy pierwszym kroku musiał podeprzeć się drzwi taksówki, aby się nie przewrócić. Odwróciłam się w stronę taksówkarza, płacą odpowiednią należność za przejazd, przy okazji przepraszając, za małe zamieszanie, które chwilę temu spowodowaliśmy.
-Dasz sobie rade sam? - zapytałam, wychodząc z samochodu z chęcią złapania go pod ramię
- Oczywiście -odpowiedział pewnie i postawił kolejny krok, obserwowałam jak ledwo daje sobie sam radę, ale był zbyt dumny, aby poprosić mnie o pomoc. W wyniku czego przy kolejnym postawionym kroku upadł na ziemie. Szczerze mówiąc za żadne skarby nie chciałabym się znaleźć w jego skórze, gdyż upadek z tej perspektywy wyglądał tragicznie.
- Może jednak ci pomogę ? -zapytałam śmiejąc się z jego upartości.
- A może lepiej nie ?
- O proszę a podobno to ja jestem uparta - wyminęłam go kierując się prosto w stronę kampera.
- Hope – usłyszałam za sobą.
- Tak - odwróciłam się a swój wzrok przeniosłam ponownie na przyjaciela, który z tej perspektywy wyglądał naprawdę komicznie.
- Pomóż mi, proszę - opuścił głowę, mówiąc te słowa.
- Cieszę się, że poszedłeś po rozum do głowy, czuć od ciebie na kilometr alkohol. Nie dałbyś radę przejść nawet kilku kroków bez asekuracji. – odpowiedziałam i szybkich krokiem zmniejszyłam dzielącą nas odległość. Wyciągnęłam do Travisa rękę z nadzieją, że będzie w stanie sam się podnieść, niestety bardzo się przeliczyłam, gdyż chłopak nawet nie drgnął. Postanowiłam zmienić taktykę. Obeszłam go dookoła tak, że stałam teraz centralnie za jego plecami. Ręce umieściłam pod pachami chłopaka i starałam się pociągnąć go do góry, jednak i te starania poszły na marne, gdyż, nie byłam w stanie go unieść.
CZYTASZ
The Miracle Of Hell
RomanceŻycie lubi nas zaskakiwać w najmniej oczekiwanym momencie. Zazwyczaj krzyżuje nasze drogi umyślnie, mając określony na nas szczegółowy plan. Często nie zdajemy sobie sprawy, że nić podobieństwa potrafi zaważyć nad naszym losem jeszcze w momencie poz...