Rozdział 2

388 11 9
                                    

Wbiegłam do pokoju w którym się obudziłam, jak poparzona, zaczęłam otwierać wszystkie szuflady i szafki w pokoju. W szufladzie od biurka znalazłan nożyczki, które zabrałam.
Odwinełam bandaż z mojego przedramienia i rzuciłam gdzieś na bok.
Usłyszałam jak drzwi się otwierają, stał tam Nicolas.
Byłam rozstrzęsiona. Zielonooki nie wiedział co się dzieje.

- Nie podchodź! - krzyknełam, gdy chciał do mnie podejść. Przyłożyłam nożyczki do przedramienia.

- Niby co sobie tym zrobisz? - zapytał uśmiechnięty. Nie rozumiałam go. Przecież widział moje rany i blizny, wiedział, że się okaleczałam. Więc, dlaczego wtedy to zignorował?
Tego nie wiem. Przycisnełam nożyczki do skóry i przeciągnełam tworząc kreskę, żeby zasygnalizować, że nie żartuje. -Victoria, może znam cię dopiero jeden dzień, ale to nie znaczy, że chce, żebyś robiła sobie krzywdę, do tego na moich oczach. Odłóż nożyczki na biurko i porozmawiajmy. Wiem co czujesz. Rozmowa ci pomoże. Odłóż to.

- Ty?! - wykrzyknęłam roztrzęsiona - Ty wiesz, co ja czuję?! Niby skąd?! Przecież jesteś jakimś rozpieszczonym dzieciakiem, który ma masę pieniędzy.

Nie uzyskałam od Nicolasa odpowiedzi.
Jedyne co udało mi się zauważyć, to to że w jego oczach zniknął błysk, a brunet zagryzł wargę. Chyba... chyba powiedziałam coś nie tak.
Chłopak wyglądał na dość przejętego całą sytuacją. Nie zwracając na niego uwagi, po raz kolejny przęciągnełam nożyczki po skórzę, tym razem kreska była głębsza i dłuższa. Nicolas niespodziewanie do mnie podbiegł. Owinął mnie swoim ramieniem i wyrwał mi nożyczki z ręki, rzucając nimi w stronę biurka, lecz i tak na nim nie wylądowały, bo usłyszałam, jak odbijają się od podłogi.

- Puść mnie! Mam cię dość!

- Cśśś - próbował mnie uciszyć.
Uderzałam, kopałam a nawet gryzłam chłopaka. Ten, jednak mnie nie puszczał. W wszystkim przeszkadzało mi moje bolące ramię, które dawało o sobie znać, gdy się tak szarpałam, lub wykonywałam zbyt gwałtowne ruchy.
Dotyk bruneta mnie uspokajał, miał zimne ręce, ale jego dotyk powodawał narastające ciepło w moim cielę. 
Po kilku chwilach uspokoiłam się na tyle, że się nie trzęsłam.
Zielonooki podniósł mnie i posadził na łóżko, sam gdzieś wyszedł.
Przez te chwilę, próbowałam wyjaśnić, co oznaczały słowa bruneta ,,Wiem co czujesz", jednak nim zdążyłam to zrobić, drzwi się otworzyły. Nicolas wyglądał, tak jak wcześniej, lecz teraz w ręku trzymał apteczke. Podszedł do mnie, uklęknął obok mnie i zaczął opatrywać moję rany na przedramieniu.

- Przepraszam - powiedziałam, gdy Nicolas skończył opatrywać moję rany.

-Nic się nie dzięje - powiedział.

- Nie. Przepraszam cię za to, że nazwałam cię rozpieszczonym dzieckiem... Nie znam cię nie powinnam była tego mówić. Przepraszam - Nicolas spojrzał na mnie lekko zszokowany. - Przepraszam - powtórzyłam jeszcze raz.

- Nie przepraszaj, to ja się z ciebie śmiałem, kiedy nie powinienem -  Brunet czule pocałował mnie w czoło - Wychodzę, wróce za godzinę - oznajmił mi i wyszedł z pokoju.

Pod jego nieobecność, leżałam i patrzyłam w sufit, rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. Kilka razy pojawiły się myśli czy nie zakończyć tego wszystkiego.
Rodzice są dla mnie okrutni, mam kilku przyjacioł, zostałam porwana, mam dość swojego ciała. Widziałam w tym same korzyści.

Nicolas wszedł do pokoju, był lekko mokry, spojrzałam za okno. Padał deszcz. Brunet do mnie podszedł i rzucił coś na łóżko. Od razu przeniosłam wzrok, na przedmioty leżące przede mną. Farba do włosów i soczewki?

- Po co mi to? - zapytałam ciekawa, pomysłu Nicolasa, lecz zaczynałam się powoli domyślać o co mu chodziło.

- Chcesz wychodzić z domu? - zapytał.

,,Porwana Czy Uratowana?" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz