Rozdział 17

128 5 3
                                    

- Nie dzwoń! - krzyknął Nicolas, przez co wzdrygnął się i syknął z bólu.

- Muszę! Masz wielką ranę! - w moim gardle pojawiła się gula.
Chciałam wymiotować. Kliknełam odpowiednie cyfry i już miałam kliknąć zielona słuchawkę, gdy mój telefon został wytrącony z mojej dłoni, po chwili znajdując się na ziemi. Brunet krzyknął i oparł się czołem o podłogę. - Nie ruszaj się! - krzyknełam przerażona, jąkając się cały czas. Spojrzałam na mój ubiór. Czarna sukienka do połowy uda.
Muszę zatamować krwawienie! - Nicolas zdejmij to pieprzoną bluzę, bo zaraz sama ją z ciebie ściągnę! - krzyknęłam, panikowałam. Nicolas nie wygladał, jakby chciał sobię pomóc. Złapałam za końce jego bluzy i zaczęłam unosić do góry, lecz zatrzymała mnie ręka Bruneta.

- Nie dotykaj mnie szmato! - zaczęłam się dusić, moje serce się rozkruszyło, a przed oczami pojawiły się mroczki. - Zadzwoń do Devona! - krzyknął, wyciągnął z kieszeni bluzy telefon i przekazał mi.

- Hasło!?

- Twoja data urodzenia! - ledwo powiedział, przez zaciśnięte zęby. Na podłodze była już spora kałuża.

Wpisałam moją datę urodzenia, nie zastanawiając się, dlaczego akurat takie miał hasło i skąd ją znał? Nie miałam czasu na przemyślenia. W tamtej chwili myślałam, tylko o tym by go uratować. Kliknełam w ikonę telefonu i wyszukałam w kontakach Devona.

- Nie mam kokainy Nicolas! Nie dzwoń więcej! - usłyszałam na samym początku.

- Devon! - krzyknęłam pośpiesznie. Byłam pewna, że chłopak zamierza się rozłączyć.

- Kto mówi?! - jego głos zmienił ton z wkurwionego na jeszcze bardziej wkurwiony. - I dlaczego masz telefon Nicolasa?

- Ja!... On... Nie chciałam... Bo sen i... Przestraszyłam się... - jąkałam się, próbując wytłumaczyć całą sytuację.

- Powoli! Nic nie rozumiem!

- Przyjedź do... Do galerii! Tej największej! On... On się wykrwawia! - Nicolas, spojrzał na mnie. Zacisnął powieki.
Wiedziałam co czuję. Gdy dźgnął mnie w ramię, byłam świadoma przez kilkadziesiąt sekund, potem była już ciemnoś, ból był niesamowity. Byłam zdziwiona, że brunet, tylko zaciskał zęby.

- Jesteście w jego sklepie? Tak?

- Tak. Błagam przyjedź tu!... - zaczęłam się krztusić. Usłyszałam, jak Devon się rozłączył. Minuty mi się dłużyły. Czekałam na przyjazd Devon. Prosiłam go, chciałam mu pomóc, lecz on cały czas odmawiał.
Nie chciał pomocy, odtrącał mnie. Ból w sercu się powiekszał, z każdą chwilą patrzenia na jego cierpienie.
Po kilku minutach usłyszałam pukanie do drzwi.

- Nicolas, gdzie jest klucz? - zapytałam roztrzęsiona. Brunet nie był na siłach, by mi odpowiedzieć.
Leżał oparty o ścianę, trzymając się za ranę. Na podłodze była wielka czerwona plama, która powiększała się z każdą chwilą, przyprawiając mnie o coraz większy niepokój i zmartwienie. Przesunęłam się do bruneta i zaczęłam przeszukiwać kieszenie jego spodni, lecz klucza nie było. Włożyłam dłoń do kieszeni bluzy, która była ciemniejsza z lewej strony. Wyciągnęłam wszystkie rzeczy. Papierosy, zapalniczka i KLUCZ!
Szybko pognałam do drzwi i starałam się trafić kluczem w otwór, co nie było najłatwiejsze, przez trzęsące ręce.

Udało się!

Przekręciłam klucz, drzwi otworzyły się a do środka wpadł Devon. W rękach trzymał bandaże i jakieś pudełko. Ukleknął przy Nicolasie.

- Gdzie?! - zapytał. Była na tyle roztrzęsiona, że ledwo coś z siebie wydusiłam.

- Z lewej strony, na brzuchu... - satałam za nimi, oglądając całą sytuację. Chciałam być pewna, że Nicolas z tego wyjdzie.

,,Porwana Czy Uratowana?" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz