Rozdział 5

228 7 0
                                    

- Victoria. - Słyszeć ten głos o poranku, to coś cudownego. Lecz spanie jest przyjemniejsze.

- Spierdalaj - mruknęłam kulturalnie.

- Wstawaj, musimy jechać do galerii - powiedział czarnowłosy i zrzucił ze mnie kordłe.

- Nigdzie nie jadę, chce spać, jestem zmęczona, zostaw mnie - złapałam za wielką poduszkę i przykryłam się nią.

- Wczoraj byłaś bardziej energiczna - powiedział Nicolas, przypominając mi mój wczorajszy taniec i śmierć mojej matki. Tak jak powiedziałam, tak zrobiłam. Nie powiedziałam mu o samobójstwie mojej matki, która mnie nie nawidziła - tylko dlatego, że byłam wpadką.

- Możemy nie gadać o wczoraj? - zapytałam, ponieważ wspomnienia z dzieciństwa, zaczęły zasypywać moją głowę.

***

- Mamo! Dlaczego Vanessa, możę jechać na obóz sportowy, a ja nie?!

- Ponieważ Vanessa jest lepsza i ma większe szanse na sukces. Chyba nie chciałaś jechać? Zrobiłabyś nam wstyd.

***

Powoli tonełam we wspomnieniach.
W tych złych, jak i w tych, które wywołały u mnie traumę.
Nigdy już nie trenowałam sportu.
Według mojej matki nie miałam żadnych szans, lecz to ja byłam dzieckiem pierworodnym, czyli tym, które dostało najlepsze geny.

***

- Nie myśl nawet o tym, by iść na tę imprezę! Masz czternaście lat, zachowujesz się, jak dziwka! Okłamujesz mnie! Dlaczego miałabym cię tam puścić!? Nic nie osiągnełaś! Spójrz na swoją siostrę! Ona ma dopiero jedenaście lat, a już jest mistrzynią tej pieprzonej Atlanty!

***

Nie płacz, nie płacz - powtarzałam w myślach, próbując się uspokoić. Dlaczego całe życie muszę płakać? Chcę chodź raz pokazać, że potrafię opanować emocje. Lecz nie jest mi to dane, bo poczułam, jak po moich policzkach zaczynają spływać kropelki słonej cieczy.

- Ty płaczesz? - usłyszałam i już po chwili zobaczyłam Nicolasa nachylającego się nademno. Leżałam na plechach, więc przewróciłam się na bok, by uniknąć jego przeszywającego mnie wzroku. - Zrobiłem coś nie tak? - próbował odgadnąć, powód mojej reakcji. - Czy to dlatego, że cię okrzyczałem? - poduszka zniknęła z mojego ciała, a na talii znalazła się duża dłoń. Brunet oplutł mnie w talii, podniósł delikatnie i przytulił. - Przepraszam.

- Nic nie zrobiłeś. - odparłam piskliwym głosem. Pociągnełam nosem. Oparłam głowę o ramię Nicolasa, który gdzieś mnie niósł.
Zaniósł mnie do łazienki i posadził na szafce obok zlewu. Wyjął chusteczkę z opakowania i wytarł mi łzy. Nie spodziewałam się tak czułego gestu z jego strony. Nicolas wyrzucił chusteczkę, spojrzał mi w oczy. Znowu mogłam zachwycać się kolorem jego tęczówek. Uśmiechnęłam się, jednak brunet miał neutralny wyraz twarzy. Nieczęsto okazywał emocje przy mnie, a przy innych w ogóle.
Zaśmiałam się, nigdy nie potrafiłam utrzymywać długo kontaktu wzrokowego. Patrząc na drugą osobę, czułam się brzydsza, przez co peszyłam się pod przeszywającym wzrokiem. Poczułam ciepłe palce na moim policzku. Nicolas zabrał dłoń z mojej twarzy. Dalej czułam jego dotyk, mimo iż on się oddalił. 

- Chcesz jechać na zakupy? - zapytał z nikąd. Zastanowiłam się chwilkę.

- Możemy jechać. - brunet skinął głową, na znak, że rozumie. Uśmiechnełam się czule, nie odwzajemnił tego przez co posumtniałam.

,,Porwana Czy Uratowana?" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz