8.

14 3 5
                                    

Z zewnątrz dochodziły dźwięki piskliwej, niezrozumiałej rozmowy kilku Dwunożnych. Mała ruda koteczka strzepnęła ogonem i otworzyła nareszcie oczy.
Leżała na zimnej podłodze pokrytej kafelkami, a właściwie na leżącej na podłodze poduszce (niewiele od podłogi cieplejszej). Utworzyła się na niej ściezka z błotnistych odcisków butów, prowadząca do mroźnej kostki z drzwiczkami, w której Dwunożni chowali swoje zdobycze... no i lód.

- Kici kici kici!

Kicia zerwała się z różowego posłania i pobiegła w stronę głosu. Mała zdołała zapamiętać parę odgłosów, które wydawała z siebie jej Dwunożna. Były to na przykład: "jedzienie, "kici kici" oraz "psssssik".
Jej właścicielka stała przy tej dziwnej mroźnej kostce z drzwiczkami, pochylona nad miską. W misce było kocie żarcie. Suche, brązowe, bezsmakowe kulki.

- Kooosteeek! - powtarzała kobieta. - Kici kici...

Kostek fuknęła cichutko i podbiegła. Zaczęła połykać obrzydlistwo bez gryzienia. Dwunożna naszczęście wyszła przez przeszklone wrota, nie oglądając się za siebie i dołączyła do swoich pobratymców.
Koteczka oglądała się co chwila znad miski, aby upewnić się, że potwór, w którego brzuchu przybyli Dwunożni do jej właścicielki, nie zacznie jej gonić, czy coś. Przerażały ją te bestie. Ta miała szkarłatno-czerwoną skórę, lśniącą w promieniach słońca jak kryształ lub szkło.

Nie lubiła Dwunożnych. Byli dziwni i łysi. Zresztą, nie umieli polować nawet na muchy! Musiała im pomagać, inaczej by sobie nie poradzili.

Wychodząc, kobieta nie zamknęła jednak drzwi. W główce kotki zaświtała myśl. Co, jeżeli ucieknie?
Przełknęła kolejny kęs kulek i wyruszyła w kierunku drzwi.

Dwunożni nawet nie łypnęli na nią swoimi ślepiami. Przyspieszyła odrobinę tempo. Musiała jeszcze przejść przez żywopłot.

Co chwilę oglądała się za siebie, aby upewnić się, czy na pewno pozostała niezauważona.

Jednak w momencie, gdy była już po ogon w żywopłocie, usłyszała zaskoczony pisk dwunożnego. Któryś z nich biegł w jej stronę.

Kostek wrzasnęła wściekle, przedzierając się przez gąszcz gałązek i chwastów. Od razu po drugiej stronie żywopłotu warczały ogromne potwory, biegające Drogą Grzmotu.



Trzask!

- A niech to szlak! - splunął czarny kocur z białą plamką na szyi. - Zagubiona Koro! Zagubiona Koro, jesteś po drugiej stronie!?

Cisza.

Wojownik Klanu Sosny zawęszył w powietrzu, do jego nosa doszedł zapach świeżej krwi.

- Odpowiesz mi!? Żyjesz!?

- Chłodne Ucho! Na wielki Klan Gwiazdy! - do uszu kocura doszedł rozpaczliwy jęk drugiego wojownika. - Moja łapa!

Chłodne Ucho nie odpowiedział, tylko przebiegł z impetem przez Drogę Grzmotu. Jakiś potwór przeleciał z ogromną prędkością od razu za nim.

Pod krzakiem trząsł się Zagubiona Kora. Jego brązowe futro wydawało się czarne w półmroku, ale lewa tylna łapa kocura aż lśniła od szkarłatu. Miał chyba złamaną kość.

Ale na pewno mógł dojść jeszcze kilka kroków, nie był jakimś staruchem.

- Podnoś się! Już blisko do obozu. - skłamał Chłodne Ucho, łapiąc go zębami za skórę na karku, usiłując pomóc mu wstać.

- Boli! Nie! - wyszlochał Zagubiona Kora, na co starszy wojownik zmarszczył nos.

- Bo cię tam zaciągnę po ziemi!

Brązowy kocur podniósł się powoli ze stęknięciem i zaczął dreptać za Chłodnym Uchem.

Czarny wojownik truchtał ostrożnie między rozciągającymi się wszędzie sosnami i świerkami. Na ziemi rosło mnóstwo paproci, na których jego pobratymiec, sądząc po odgłosach, zostawiał ślady z krwi.

- Astrowy Wąs zajmie się tobą w obozie.


Szli i szli.

I szli.

W pewnym momencie zaczął też padać deszcz. Wszystko przesiąkło wosą w mgnieniu oka, Chłodne Ucho także.

Zagubiona Kora co chwilę pytał się, kiedy nareszcie dojdą do celu.

- Proszę, zatrzymajmy się na chwilę... - mruknął cicho, opadając na ziemię.

Chłodne Ucho spojrzał za siebie. Za wojownikami ciągnęła się coraz grubsza czerwona ścieżka, prowadząca do Zagubionej Kory, który teraz dyszał na ziemi.

- Podnieś się. - burknął. - Nie jest aż tak źle...

Oddech Zagubionej Kory ustał nagle. Jego źrenice rozszerzyły się do ogromnego rozmiaru, a łeb opadł bezwładnie do błota.
Jedynie krople deszczu ruszały jego futrem.

Chłodne Ucho gapił się na niego jak wryty. Deszcz zaczął już przeistaczać się w lekką mżawkę, a pojedyncze promienie słońca rozświetlały dalszą drogę do obozu.

- Nie ma szans dla tego klanu.

(nieakt) Wschód (Wojownicy OC) | tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz