Pov : Brian
Po tym jak postanowiliśmy sprzedać auto Roger'a by móc zacząć nagrywać płytę, w większości przypadków wracamy na nogach, czasami Roger pożycza samochód od swojego ojca albo matki ale nie za często.
Było już po dziesiątej, a na zewnątrz było już ciemno. Właśnie wracaliśmy w szóstkę.
-To co? Jutro też do nas przyjdziesz Sam, jak zazwyczaj z resztą? - Zapytał Roger z uśmieszkiem na twarzy. - Bo wiesz..
-Roger jak znowu masz gadać takie pierdoły to lepiej się przymknij. - Przerwałem blondynowi.
-No ale pasujecie do siebie! - Powiedział niebieskooki.
Uderzyłem go w głowę, nie za mocno ale wystarczająco by go zabolało.
-A to za co?! Za mówienie prawdy?! - Wrzasnął Roger.
Zauważyłem, że Samantha próbowała powstrzymać uśmiech. Cieszę się, że już przyzwyczaiła się do naszego towarzystwa..
-Nie prawdy, tylko twoich przemyśleń. Serio nie masz nic lepszego o czym myśleć tylko o czymś.. - Urwałem na chwilę a moja mina posmutniała. - O czymś co się nigdy nie stanie?
Miałem wrażenie, że twarz Samanth'y również posmutniała, tak samo jak moja. Ale to pewnie tylko moje wrażenie, a pozatem było już ciemno więc mogłem też źle widzieć.
Pierwsi od nas odeszli Mary i Freddie, potem John a na końcu Roger. Z tego, że wszystkich odprowadzałem to zostałem sam z Samanth'ą.
-Jak u Harold'a? - Zapytała.
-A bardzo dobrze, przyzwyczaił się do nowego otoczenia, nie sprawia problemów i próbuje go uczyć poleceń. Narazie umie podaj łapę i siad.
-Przyjdziesz z nim jutro do studia? - Zapytała.
-Jasne. - Odpowiedziałem.
Byliśmy już prawie koło domu brązowowłosej kiedy zauważyliśmy, że pod jej domem stoi czyjeś auto.
Popatrzyłem w stronę zielonookiej.
-Wiesz.. ja już muszę iść, pa! Dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
Po wypowiedzeniu tych słów przytuliła mnie i szybko pobiegła w stronę domu.
Pov : Samantha
To był auto David'a. Był tutaj.
Wbiegłam czym prędzej do domu i zamknęłam za sobą drzwi.
Weszłam do salonu i zauważyłam jak moi rodzice z siostrą siedzą przy stole i rozmawiają, gdy nagle David mnie zauważył.
-Samantha! Skarbie moje! - Powiedział, po czym podniósł się z kanapy i mnie przytulił. - Proszę to dla ciebie. - Podał mi bukiet czerwonych róż.
-Ja.. Dziękuję bardzo, ale naprawdę nie musiałeś.. - Uśmiechnęłam się sztucznie. To nie tak, że nie cieszyłam się z kwiatów. Poprostu czułam, że jakaś inna kobieta powinna je dostać od David'a, jakaś bliższa jego wieku.. Wkońcu dzieliło nas piętnaście lat.
Piętnaście lat różnicy...
Z mojego transu wyrwał mnie głos David'a.
-Gdzie byłaś kochana? Czekałem tu na ciebie.
Spojrzałam w stronę matki która posyłała mi właśnie wzrok o tym jaki wielki błąd popełniam spotykając się piątką najważniejszych dla mnie osób.
-Z przyjaciółmi. - Oznajmiłam.
-Samantha często ostatnio wraca tak późno do domu przez nich. Bo albo gdzieś wychodzą albo siedzą w tym całym studiu. - Powiedziała prześmiewczo matka.
-Są muzykami? - Zapytał David.
-Uważają się tylko za nich. Myślą, że ta ich cała płyta i cały ten zespół zadziała. - Powiedziała kpiąco matka.
-Mamo, nie mów tak o nich.. Oni mają jakieś marzenia i chcą je osiągnąć. Czy jest w tym coś złego? -Odpowiedziałam matce.
-Samanth'o.. Jesteś tylko dzieckiem. Tak, skończyłaś już osiemnaście lat, ale o świecie nie wiesz nic. - Zabrał głos mój ojciec.
Zapadła niezręczna cisza którą po parenastu minutach przerwała moja matka.
-Może ustalimy datę ślubu oraz inne rzeczy? - Zasugerowała.
-Bardzo dobry pomysł Pani Williams. - Powiedział David.
-David'zie.. możesz mówić mi mamo, przecież my jak rodzina już. - Uśmiechnęła się matka.
Przecież my jak rodzina.
Te słowa rozbrzmiały w moich uszach ale szybko się opamiętałam by słuchać rozmowe moich rodziców z moim niestety przyszłym mężem.
Kiedy leżałam już w łóżku znów zaczęłam się zastanawiać.
Dlaczego muszę wychodzić za mąż za David'a?
Przecież ja go nie kocham. Moje serce od jakiegoś czasu należało do wysokiego mężczyzny z bujną fryzurą i orzechowymi oczami.
I wtedy zorientowałam się, że kiedy Brian mnie odprowadzał i jak byliśmy już przed moim domem to go przytuliłam.
Nie widziałam się teraz w lustrze ale mogłabym przysiąc, że jestem czerwona jak burak.
Spojrzałam w stronę czerwonych róż które dostałam od David'a. Były piękne ale czułam, że to nie tak powinno być. Zabolało również to, że co wsumie to nic o mnie nie wie bo moi rodzice opowiedzieli mu o wszystkim. To było kłamstwo.
David nie wiedział o mnie nic.
CZYTASZ
Love of my life
RomansaTo był dzień osiemnastych urodzin Samanth'y. Dzień który zmieni jej życie o 180°. Dzień który początkowo będzie do banii ale zatonie w jego oczach mimo, że to nie dla niego zjawiła się wtedy w restauracji. Dzień dzięki któremu jej życie zacznie być...