Ashton P.O.V- Zatrzymamy się na stacji, tam coś zjesz. - powiedziałem rozwiozując problem mojej ciotecznej siostry Catherine. Jest to niska , karmelowa brunetka o koncówkach jasnego blodu , piętnastolatka .
- Okay - odpowiedziała swoim dość dzięwczęcym, wysokim głosem.
Nacisnąłem nogą na pedał gazu, zwiększając tym prędkość. Minąłem zieloną tabliczkę informujocą . Pisało na niej " 12 km do najbliższej stacji " .
~*~
Dużo ludzi, smutnych ludzi. Ubrani na czarno. Większości nigdy nie widziałem na oczy. Moją uwagę przykuła dzięwczyna w czarnej, prostej sukience, z rozszerzonym dołem. W czarnej, eleganckiej marynarce i czarny balerinkach. Miała lekko potarganę blond włosy. Jej oczy były wyraźnie podkrożąne i czerwone, zapewne od płaczu. Właśnie , dlatego skupiłem się na niej więcej niż powinienem. Płakała. Bardzo rozpaczała. Na pewno Elizabeth, bo tak nazywała się nastolatka, która zmarła. Miała 16 lat, taka młodziutka. Niestety nigdy z nią się nie spotkałem. Nie miałem przyjemności by ją poznać.
Więc ta dzięwczyna, która rozpływała się w łzach musiała być bliską osobą dla zmarłej.
Podeszła do niej starsza kobieta i przytuliła.
Zmarszczyłem nos. Odnalazłem wzrokiem ciotkę i siostrę.
Odbywała się teraz droga za trumną. Szłem zza Abby , patrząc momentami na ludzi, a czasem na chodnik." Parada " stopniowo zatrzymywała się. Trumne muszono włożyć w ziemię. Nie mogłem tego dostrzec, ponieważ stałem tak jakby po środku ogromnego tłumu ludzi. Przede mną była dość duża ilość ludzi. Orkiestra przestała grać dość monopolną melodię . Przez około trzy minuty stałem osłupiony. Prosiłem Boga by ją przyjął do swojego domu i wybaczył grzechy.
Tłum zaczął powoli się rozchodzić.Teraz wszystko widziałem. Grób był już zrobiony. Był z szarego kamienia. Jacyś panowie dosuwali płytę. Spojrzałem na nagrobek. Elizabeth Frank ' s . Zdjęcie przedstawiało uśmiechniętą blondynkę, ze zgrabnym noskiem, dość pełnymi ustami. Trochę przypominała tą płaczocą nastolatkę. Może to była jej siostra?
Do nagrobku podszedł wysoki blondyn i położył dużą wiozankę z czerwonych róż. Był odwrócony tyłem do mnie , dlatego nie widziałem jego twarzy. Dołoczył do jakieś kobiety i meżczyzny, być może jego rodzice.
Ujażałem jego twarz. To był Luke? !
Szokowało mnie to. Co on tu robi? Czy to przez to nie odzywał się? Ogarnęła mnie złość. Co za dupek, niby dlatego nie odbierał tych telefonów.
Spoglądał w moją stronę. Patrzyliśmy sobie w oczy. Lekko się uśmiechnął. Co za fiut. Oderwałem od niego wzrok. Ponownie spojrzałem. Powiedział coś do kobiety i ruszył w moją stronę.Włożyłem ręcę do kieszeni spodni, obdarzając siostrę mojej matki swoim wzrokiem. Całej sytuacji się przyglądała.
- Hey Ashton .
- Cześć Luke .
- Znałeś El ? - smutno zapytał
- Nie, przyjechałem tu z ciocią. Matka Elizabeth to znajoma cioci.
- Rozumiem. Dziś wracacie do Sydney?
- Tak .
- Ja z rodzicami wracam jutro. Po staram się do ciebie jutro przyjść.
- Nie chcę robić tu dramy, ale spierdalaj ty dupku - powiedziałem bardzo cichym tonem . Mając go dosyć, odszedłem .
- Znasz tego chłopaka? - zapytała ciocia, ocierając łzy po płaczu.
- Nie znam go. Pytał się czy przyjdziemy do domu .
- Tak pójdziemy, muszę porozmawiać z Rose .
CZYTASZ
SUPERMARKET [ Love through chocolate flakes] // LASHTON
RandomLuke pozna Ashtona poprzez płatki czekoladowe To nie będzie zwykła znajomość