Epilog

177 11 2
                                    

Ashton P.O.V

Luke chyba nie zamierzał przyjść wcześniej. Przygotowałem dla nas słodki deser . Wyszedłem z domu, by kupić mu duży bukiet. Kocham kwiaty, a dla osoby, którą się kocha daje się wszystko to co najlepsze. Kwiaciarnia, która była najbliżej znajdowała się w tej gorszej dzielnicy Sydney. Moja mama zawsze kupowała tam tulipany, które później zdobiły dom.

Trzymając bukiet z różnobarwnych róż przechodziłem ruchliwą ulicę. Na skrzyżowaniu stało rozwalone BMW , to chyba samochód przyjaciela Luke'a - Caluma. Zdenerwowany zszedłem na chodnik, ponieważ słychać było syreny nadjeżdżającej karetki. Oby to auto nie należał do Cal'a. Wokół zgromadziła się grupka przechodniów, którzy jak zwykle szukali zainteresowania w każdej sytuacji. Podszedłem bliżej, aby dokładniej przyjrzeć się maszynie. Okna były przyciemniane, przez co nie mogłem ujrzeć zbyt wiele. Martwię się, ponieważ nie chcę ujrzeć nikogo kto jest mi znajomy w środku.

- Proszę się odsunąć. - ratownik otworzył drzwi transportu. Zajrzałem do środka, a moje kolana delikatnie się ugięły. Róże wypadły z rąk, spadając na asfalt. Na widok nie przytomnego Luke'a z rozciętym czołem łzy zbierały się pod moimi powiekami. Ściskałem koszulę ze złości. Jak to możliwe, że mój chłopak zginął?
Po co on w ogóle samochodem jechał tym samochodem?
Czy to do mnie się śpieszył?
Czy to wszystko przez ze mnie?
Grupa sanitariuszy próbowała go ratować, ja stałem z tyłu. Wszystkiemu się przyglądałem , płacząc. Zakryli go tą pieprzoną, czarną folią, czyli umarł. Biegłem prze uliczki. Przez łzy za bardzo nie mogłem dobrze widzieć, ale inaczej nie mogłem. Potknąłem się o cegłę, która wystawała i popatrzyłem przed siebie. Widziałem jak jakiś bandyta wymierza pistoletem w młodego bruneta. Chciałem mu jakoś pomóc, więc podbiegłem, chowając się za dużym, białym samochodem. Moje ciało ogarnęła adrealina. Moje nogi jak i ręce trochę się trzęsły. Nie wiem czy to przez strach, czy może jednak przez wiele innych emocji, które teraz płynęły razem z krwią w moich żyłach.

- Zostaw go! - krzyknąłem, a on spojrzał w moją stronę. Miał na sobie czarne rurki oraz szarą koszulę. Włosy na jego głowie były czarne, a gdzieniegdzie wystawały niebieskie pasemka. Na oko wyglądał na 25 lat. Zlustrował mnie z niesmakiem.
- A ty to kto? - zapytał
- Człowiek - zadrwiłem, na co on wycelował w moją stronę. Chłopak, który stał obok sprawnie zadał kilka ciosów w brzuch koledze z sprzętem. Odebrał splówę i wymierzył w niego. - I co Dante? Chciałeś mieć jeszcze jego?
- Idź do piekła.
- A ty do nieba. - po tym oddał strzał celując w jego głowę. - Dziękuję ci Ashton, że chciałeś mnie ratować. - spojrzałem prosto na jego twarz.
- Harry co tu robisz?
- Szukam ludzi. - wzruszył ramionami. - Wiesz, że jesteś świadkiem morderstwa? Jeśli nie jesteś żadnym z mojego świata to powinienem cię zabić, ale jak chcesz żyć proponuję ci dołączenie do mojej grupy.
- Nie wchodzę, nigdy nie będę zabijał ludzi. - Styles'owi ściemniały oczy. Widać było jak zdenerwowany jest.
Wycelował we mnie i uśmiechnął się chytrze.
- W takim razie żegnaj, dołącz do swojego kochanego pedała Luke'a.
- Skąd wiesz o Luke'u ? - zacisnąłem pięści ze złości. - Czy ty spowodowałeś wypadek?
- Może... Obserwowałem was przez krótki czas. Teraz Ashton dołączysz do niego. Życzę wam szczęścia.

~*~

Calum P.O.V

Jak to się stało, że w jednym dniu straciłem dwóch przyjaciół, dziewcznę, samochód? To najgorszy miesiąc, który dany było mi przeżyć. Teraz siedzę przy grobie Luke'a i jego chłopaka Ashton'a i płaczę, obwiniając się. Mogłem nie dawać samochodu, ale tak się śpieszył do Irwina. W dodatku jego była to siostra jego chłopaka.
- Hej Calum nie płacz. - powiedziała moja siostra.
- To tak strasznie boli, że trudno nie płakać.
- Wiem - wtuliłem się w nią. Ludzie odchodzą z dniem, niektórzy w tragiczny sposób. Myślę, że to tragiczne zakończenie spotkało właśnie tę homoseksualną parę. Luke był mi bardzo bliski. Co ja zrobię bez niego ? Minął zaledwie tydzień od ich śmierci, a czuję jak był koniec 16 sierpnia. Luke umarł w swoje urodziny. To smutne. Kolejne łzy wylały się z moich oczu. Matka Ashton'a leży w szpitalu. Straciła przytomność na pogrzebie syna. Dopiero wczoraj się obudziła. Odwiedziła ją mama Luke' , która jest chyba w dobrym stanie. Tak można to ująć. Tata Luke'a myślę, że popada w depresje. Przedwczoraj odprowadzałem go pijanego i płaczącego do domu. Ciągle powtarzał słowa "jak to możliwe, jak to możliwe", które po krótszej chwili przerodziły się w niezrozumiały dla nikgo bełkot. Rodzeństwo Irwina nie mogło uwierzyć w gejostwo brata. Jego brat bardzo przeżywał, pocieszałem go przez całą noc . A ja? Ja nie wiem. Teraz jakoś się trzymam, jednakże wiem, że będę cierpiał. Właśnie to się dzieje. Teraz tęsknię, brakuję mi, a co będzie jutro, za miesiąc, za rok. Ból szybko nie minie, a blondyni szybko nie pójdą w zapomniane.

Wyprostowałem się nadal nie odchodząc od grób. Zapaliłem dwa znicze. Codziennie tu przychodzę i staram się sprzątać. Luke nigdy nie lubił brudu. Codziennie kupowałem dwa małe znicze, dla Ash'a i Lukey'a. Wyciągnąłem wilgotną ścierkę i zacząłem wycierać kurz.
- Calum przestań myć ten grób, robiłeś to już wczoraj. Chodź do domu, mama upiekła kurczaka. - odezwała się moja siostra, o której całkowicie zapomniałem.
- Ale dziś też jest brudne, tu musi być czysto.
- Zaczynasz wariować, nigdy nie lubiłeś sprzątać.
- Ale teraz to robię dla Luke'a i Ashton'a - powiedziałem przez łzy - dla Luke'a i Ashton'a. - powtórzyłem.

- Okay, ja idę do domu.

- Ja wymyję i też przyjdę. Masz moje papierosy? - westchnęła po czym wyjęła z kieszeni płaszcza upragnioną paczkę.
- Masz, widzę, że bardzo tego potrzebujesz.
-Bo tak jest.

Paląc, polerowałem grób przyjaciół wykonując tę czynność do głowy wpadła mi piosenka Green Day - American Idiot. Luke kochał tą piosenkę, Ash zapewne też. Prawdę mówiąc wszyscy ją lubiliśmy. Nuciłem sobie w głowie. Czy wypada na cmentarzu nucić? Nie wziąłem żałoby, Luke by tego nie chciał.
~*~

- Mamo jestem! - krzyknąłem w korytarzu, zdejmując kurtkę.

- Usiądź i zjedz z nami - rozkazała. Posłuchałem jej i usiadłem na krześle.

- Calum, dostałeś się do uczelni - trochę mnie to zaskoczyło, ale nie cieszyło mnie to zbyt szczególnie. Miałem iść tam z Luke'iem, tam studiował jego chłopak Ash. Mieliśmy wspólnie imprezować. Tylko Michael wybrał wogóle inny kierunek. A właśnie, Michael po pogrzebie wyjechał do Północnej Amerki, do ojca. Zawsze na wakacje do niego jeździł.Teraz nie chce mi się iść na studia
- To dobrze - odpowiedziałem z wymuszonym uśmiechem.

🎉 Zakończyłeś czytanie SUPERMARKET [ Love through chocolate flakes] // LASHTON 🎉
SUPERMARKET  [ Love through chocolate flakes] // LASHTONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz