* Wiktoria
Stchórzyłam.
Po raz pierwszy od kilku lat stchórzyłam.
Wcześniej nie było mowy, o tym by coś poszło nie tak, ale teraz.... Przez cholernego Vincenta Moneta wszystko zaczęło się komplikować.
Może niektórzy pomyślą o mnie jako o materialistycznej egoistce, ale robię to dla rodziny.
W ciągu ostatniego roku ryzyko się zwiększyło i moja familia potrzebuje ochrony, a nie ma w tej sytuacji niczego lepszego niż małżeństwo z człowiekiem Organizacji.
Czysto teoretycznie nie posiadam obowiązku poświęcenia swojej niezależności na rzecz osób, z którymi nie mam kontaktu w stylu "dzwonimy do siebie codziennie". Jedank oni są moją jedyną rodziną i dla bezpieczeństwa cioci, Anthona, czy nawet wuja Mickela jestem gotowa to zrobić.
Dlatego teraz muszę znowu zachować się jak profesjonalny tchórz i ograniczyć nasz kontakt.
Stanęłam przy wejściu na scenę, które był od boku.
Wyrobiłam się idealnie, bo akurat teraz miała być moja mowa.
Żeby nikt nie miał żadnych wątpliwości, to od razu należy dodać, że mówiłam jako współorganizator tej uroczystości.
Po przemowie wróciłam za kotarę i czekałam, aż w końcu na środek weszła moja złota Lulu.
***
- Przepraszam. - doszedł mnie zza pleców lekko chropowaty głos z zagranicznym akcentem.
Odwróciłam się na pięcie i dostrzegłam moją solistkę, a koło niej.... Adama.
- Chciałem ci podziękować skön, za przygotowanie mojej małej Lu do występu. - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - odwzajemniłam gest.
- Wiem, że nie wykazałem się do tej pory jako ojciec, ale jestem w tej roli..... Nowy. - od razu zrozumiałam o co mu chodzi.
Mama Lulu zmarła niedawno. Od tamtej pory dziewczynka mieszkała u ojca, z którym widziała się do tamtej pory może że trzy razy.
- Rozumiem. - przeskanowałam ich wzrokiem jeszcze raz.
Zdecydowanie od tamtej pory narodziła się między nimi jakaś więź.
- Może przyszłabyś do nas na obiad? - zapytał mężczyzna.
- Ja.... - urwałam zabierając z wieszaka płaszcz.
- Proszę. - do rozmowy włączyła się moja podopieczna.
- Eh.. Zgoda. - poddałam do
- Świetnie. - stwierdził Szwed, po czym wspólnie ruszyliśmy do wyjścia.
* Vincent
Dochodziła już 13.00.
Siedziałem w aucie, z głową opartą o kierownicę i rozmyślałem nad moją głupotą.
Nie wiem co mnie do cholery podkusiło. Czy to były jej wyzywające usta, czy to, że od samego początku mnie prowokowała.
Jedno jest pewne, teraz naprawdę spojrzę na nią inaczej, tak jak mówił Anthonio.
![](https://img.wattpad.com/cover/358659198-288-k389000.jpg)
CZYTASZ
The Broken Rules |CZĘŚĆ I|- V.M [KOREKTA]
FanficKsiążka przychodzi korektę, dlatego mogą w niej występować różne niezgodności w treści. Fragment: "- Dlaczego uciekasz? Tak bardzo mnie nie znosisz? - zapytałem składając lekkie pocałunki na jej szyi. - Nic dla mnie nie znaczysz. - powiedziała, a za...