Część 13

23 7 15
                                    

          Od samego rana segregowała ubrania w swojej szafie i układała je na trzy stosy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Od samego rana segregowała ubrania w swojej szafie i układała je na trzy stosy. Jeden zatytułowała: „może być"; drugi: „być może"; a trzeci: „być nie może!" Niestety, większość ułożyła na tym ostatnim. Obawiała się, że będzie musiała przejrzeć stos po raz kolejny i zaopatrzyć się w nieco więcej wyrozumiałości. Miała na sobie proste, obcisłe spodnie z niegarbowanej skóry, a przez głowę przerzuciła zwykłą, białą koszulę z bufiastymi rękawami. Był to strój myśliwski jej matki, który zawierał również sztywny gorset i długi, zdobiony złotą nicią płaszcz. Jednak tych elementów garderoby nie planowała zakładać. Gorset ją dusił, a płaszcz był zbyt zdobny, jak na dzielnicę portową miasta. Nie chciała swoją obecnością zwracać zbytniej uwagi. Przygotowała sobie również wysokie kozaki na płaskim obcasie, które doskonale pasowały do spodni i ciepłe, wełniane skarpety. Chciała czuć się wygodnie, mimo że żaden z dostępnych strojów nie był w jej guście. Musiała się dopasować, choć dziś rano znowu miała wrażenie, że za chwilę obudzi się i okaże się, że jest w swoim pokoju w akademiku.

Usłyszała głośne pukanie do drzwi, po którym odruchowo spojrzała przez okno. Słońce, choć za chmurami, wciąż wydawało się być wysoko. Nie potrafiła określić, która jest godzina. Przez ostatnie dni rytm dobowy narzucały jej służące, które przychodziły ją zbudzić i chciały we wszystkim pomagać. Zbywała je i prosiła o opuszczenie jej komnaty. O porze dnia świadczyły codzienne lekcje i pory posiłków. Miała zapełniony po brzegi harmonogram i poczucie czasu zaczęło jej się rozmywać.

– Proszę! – zawołała.

W drzwiach natychmiast pojawił się Laurentius. Wydawało się jej, że do portowych doków założy coś bardziej zwyczajnego, ale miał na sobie dość szykowny płaszcz obszyty białym futrem, który wyglądał na dość drogi.

– Jest już odpowiednia pora? – zapytała, zaskoczona jego widokiem.

– Nie – odpowiedział pogodnie. – Ale uświadomiłem sobie, że możesz nie mieć pojęcia, co znaczy „słońce na zachodzie", więc przyszedłem wcześniej.

Z zainteresowaniem rozejrzał się po pokoju i wskazał na trzy kopki ubrań na podłodze.

– Co to jest? 

– Segreguję swoje ciuchy, by mieć bardziej przejrzysty obraz mojej garderoby i nie przeglądać wszystkiego za każdym razem.

Nie wiedząc dlaczego, Laurentius sięgnął po konkretną kreację ze stosu „być nie może!" i wysunął ją przed siebie. Trzymał cienką sukienkę z czerwonego jedwabiu, która miała głęboki do pępka dekolt i równie nisko odkryte plecy; była na delikatnych ramiączkach i sięgała do kostek, ale rozporek przy prawej nodze kończył się dopiero na wysokości uda.

– A z tą, co planujesz zrobić?

– Nie wiem jeszcze, ale z pewnością jej nigdy nie włożę! – prychnęła, ale na twarzy chłopka nie dostrzegła żadnej reakcji.

Seria Dzieci Yggdrasilu: Dziewczyna z Isstad [tom I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz