Rozdział VII

41 6 5
                                    

Następnego dnia rano, wstałam i naszykowałam się, aby po chwili zejść do biura.
Przed pracą miałam jeszcze sporo czasu więc postanowiłam przejść się do piekarni aby kupić sobie jakiegoś croissanta oraz coś dla mojego kwamii.
- Dzień dobry, jednego croissanta i paczkę choquettes, poproszę.
– Dobrze.. - zaczęła pakować - Czy coś jeszcze?
– Nie, dziękuję. - na koniec dałam jej pieniądze i wyszłam z papierową torebeczką w ręce.
Szybkim krokiem kierowałam się w stronę rezydencji by mieć jeszcze trochę czasu zanim zacznę pracę.
Poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
- Ludzie, patrzcie to ta od Władcy Ciem! - krzyknął nieznajomy a wokół mnie zebrała się masa osób.
Kilka osób przepychało mnie z boku na bok, a obrażające nas teksty, nie mogły wyjść mi z głowy.
Mimo iż wewnętrznie chciało mi się płakać, to wiedziałam że nie mogę tego wykazywać, a więc zachowałam grobową minę.
- Kim on niby takim wielkim jest, co!? Nie zasługuje na nikogo, a ona chcąc się umawiać z złoczyńcą, nie wiele więcej warta! - usłyszałam i gdzieś w głębi duszy poczułam jakby ktoś wkładał mi nóż w plecy.
- Jeśli chodzi o wartości, to straci zaraz na niej na pewno twoja buźka jeśli jej teraz nie przymkniesz i nie usuniesz zdjęć z internetu. - powiedział stanowczym głosem.... Władca Ciem..?
- Dziękuję - momentalnie zawiesiłam mu się na szyi, i szyderczo popatrzyłam w stronę chłopaka który jeszcze chwilę temu nas obrażał.
Wyraźnie się przestraszył i zaczął wycofywać.
Poczułam lekką ulgę.

Gdy już wróciłam do willi Agreste, miałam jeszcze kilkanaście minut, a więc szybko zjadłam croissanta i dałam kilka "mini ptysiów", Duusu.
Potem zaczęłam pracę, a miałam dzisiaj jej sporo..
Najpierw zajęłam się raportami.
- Dzień dobry, Nathalie. - powiedział mój pracodawca i zaczął coś szkicować na ekranie graficznym.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam nie zwracając na niego większej uwagi, lecz czułam na sobie jego wzrok.
Niezbyt komfortowe uczucie, nie powiem że nie..

Ten człowiek dosłownie stał z dwa, może trzy metry ode mnie wpatrując się w dosyć... mało dyskretny sposób, a żebym się "nie domyśliła" przestał nawet szkicować, co dawało do zrozumienia brak dźwięków rysika.

Starałam się nie zwracać na niego uwagi i dalej pracować, po jakimś czasie mu się "znudziłam" i wrócił do szkicowania.
- Znowu.. - pomysłałam, gdyż poczułam palenie w płucach i zobaczyłam lekkie mroczki przed oczami.
- Nathalie, nie wyglądasz najlepiej.. czy coś się dzieje?
– Nie.. nie, to tylko... Lekkie przeziębienie.. Czy coś....
– Nathalie.. - powiedział już bardziej poważnie lecz nadal z troską w głosie, Gabriel.
Po chwili zaczęłam i kaszleć, a wręcz dusić się kaszlem.
- Nathalie! - podbiegł do mnie, a ja skuliłam się z bólu.
- Zaraz przejdzie.. podasz mi tabletki?
– Podam, ale musisz się położyć i odpocząć.
Westchnęłam lecz musiałam się zgodzić.
- Niech będzie..
Gabriel chciał wziąć mnie na ręce lecz na to mu już nie pozwoliłam i upierałam się że wejdę sama.
- Dam radę.. nie mam dziewięćdziesięciu lat.
– Dobra, ale chociaż daj mi ręke. - na te słowa niewidocznie wywróciłam wzrok, a przynajmniej tak mysłałam.
- Ty mi tu nie kręć oczami tylko daj ręke. - niechętnie wykonałam jego rozkaz i po chwili byliśmy już na górze.
Nie było łatwo, ale się udało.

Położyłam się i wzięłam podane mi przez Gabriela tabletki przeciw bólowe.
Dostałam do niego nawet herbatę.
Miły gest, doceniam, ale niech się już tak nie zgrywa.

Po godzinie gdy Gabriel chwilowo gdzieś poszedł, przyszedł do mnie Adrien.
- Tata powiedział mi że musi gdzieś jechać i abym od czasu do czasu pytał czy wszystko okej, a więc jestem. - powiedział z lekkim uśmiechem.
Nie ma to jak wyręczać się własnym synem, nie?
Po za tym to gdzie on niby miał jechać? Nic o tym mi nie wiadomo.

Nagle telefon chłopaka się odpalił, a on po zobaczeniu jakiejś wiadomości zbladł.
Kliknął w przesłany filmik a ja usłyszałam coś o...

„Narodzenie Mieszanych Uczuć" GABENATHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz