~☆ 2 ☆~

142 13 1
                                    

Najpierw biegnę. Bardzo długo i bardzo mozolnie. Biegnę, biegnę i biegnę, zupełnie bez końca. Po czym zdaję sobie sprawę, że nie wiem dokąd biegnę. Co więcej - nie wiem nawet po czym biegnę a świat wokół wcale się nie porusza.

Ale kiedy chcę już stanąć, otaczająca mnie czerń zmienia postać i już po chwili brodzę w ciemnoczerwonej rzece. Czerwonej cieczy robi się więcej i więcej i nie sięga mi już do kostek a do ud, a potem do poziomu talii. Nie mija chwila, a brodzenie w czerwonym potoku staje się coraz cięższe.

Ale poziom nie przestaje się unosić. Podchodzi mi do łokci, potem ramion w końcu zaczyna oblewać mi gardło. Jest jej więcej i więcej, a mnie ogarnia panika. Próbuje używać więcej siły by jakoś wydostać się na brzeg, którego nie widzę, ale moje wysiłki są na nic; jedynie się męczę a wody wciąż przybywa.

Ciecz zaczyna zalewać mi oczy, zamazując wizję; miotam się i rzucam, próbując się ratować. Włosy mam całkiem podklejane, ruchy chaotyczne, a oddech urywa się, przypominając rybę wyrzuconą z wody. Brakuje mi tlenu i raz po raz ciemnieje mi przed oczami, próbuje jeszcze raz, ale to na nic.

W końcu nie daję rady i ciecz zalewa mnie całkowicie. W uszach mi szumi i wszystko mnie piecze z wysiłku ale wciąż próbuje otworzyć oczy. Może tu jest jakieś wyjście? Otwór, cokolwiek?!

Ale nic nie widzę, jedynie czerwień. Czerwień, która ciemnieje i moje płuca, które palą. To jedyne co czuje. A potem jest czarno, ciemniej niż w bezgwiezdną noc.  Nim opadnę krzyczę ostatni raz, ale to wciąż na nic. Czerń wypełnia moje usta, a potem..

Unoszę się z krzykiem. Kolejnym. Moje płuca dalej pieką, jakbym co najmniej przebiegł maraton, a usta wypełnia mi charakterystyczny metaliczny posmak.

- ..Kurwa - to chyba jedyne co jestem w stanie wypowiedzieć (a raczej "wychrypieć"). Przełykam ślinę, ale gardło mam suche jak wiór a smak krwi pozostaje. Wszystko wciąż jest prawie całkowicie czarne i niewyraźne.

Wyciągam dłoń w bok i całe szczęście pod palcami czuję coś co mogę zakwalifikować jako plastikowy kubek, wypełniony chyba wodą. Piję łapczywie mimo że woda jest jakaś inna w smaku. Przynajmniej pomaga. Rejestruje że moje ciało jest dziwnie obciążone i jakby niewygodne, a szmer z jednej ze stron (nie mogę teraz powiedzieć która z moich stron jest lewa, a która prawa) składa się w słowa.

- Co? - pytam słabo. Odkładam wodę. Czuję się jak marionetka choć jeszcze nie wiem dlaczego. Wtedy mój umysł przetwarza słowa, w tym samym czasie gdy.. ktoś.. je powtarza.

- Czy "kurwa" to jedyne co potrafisz powiedzieć? - odbija się podwójnie w mojej głowie. Nie wiedzieć czemu głos brzmi bezbarwnie, mechanicznie; zupełnie jakbym nie potrafił zdefiniować tego jak naprawdę brzmi. Próbuje nią pokręcić w zaprzeczeniu, ale jest zbyt ciężka. Mruczę odpowiedź, która - jak mam nadzieję - jest wystarczająco przeciwna. Dlaczego czuję się jakby coś mnie zdeptało, zjadło, przememłało, przetrawiło i wydaliło co najmniej pięćset tysięcy razy..?

- ...nieważne, idź spać - odpowiedź dociera do mnie z opóźnieniem. Odpowiadam (chyba.. wydaje mi się że mruknąłem "yhm" ale nie mam pewności czy nie wydarzyło się to tylko w moim umyśle) i opadam niezgrabnie. Nie mija nawet minuta nim znów otacza mnie czerń. Teraz przynajmniej zapadam się w niej całkiem przyjemnie, a wokół śpiewa cisza. Nie mam czasu by myśleć.
________________________________________
──────────── ⋆⋅☆⋅⋆ ───────────
Witam ponownie<33

Akcja tu będzie się rozkręcać raczej powoli przez pierwszych kilka rozdziałów (jak w tntzg) więc proszę o cierpliwość 🫶

Miłego dnia Morelki, a ja zmykam do pracy (nie chcę mi się, help me someone 😔) 🤎🤎🤎

PS. Pijcie wodę, wciąż jest gorąco! 🦉🤎

~☆ Babie lato // Inazuma Eleven AU ☆~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz